Okrutny morderca terroryzuje Waszyngton i stawiają miejscową policję w stan najwyższej gotowości – tym bardziej, że te bestialskie zbrodnie popełniane zostają na całych rodzinach. Do akcji wkracza Alex Cross – czarnoskóry psycholog i detektyw policyjny w jednej osobie, który ma za zadanie rozwikłać istotę makabrycznych wydarzeń. Sprawa od samego początku nabiera dlań osobistej wymowy, bowiem okazuje się, iż jedną z zamordowanych osób jest jego przyjaciółka z dawnych lat, Eleanor Cox, która w ostatnim czasie pracowała nad artykułami traktującymi o przemocy na Czarnym Lądzie. Cross w swoistym, symbolicznym hołdzie złożonym tragicznie zmarłej przyjaciółce i jej rodzinie, podejmuje się ryzykownej krucjaty, mającej na celu odnalezienie i skazanie zabójcy. Zostawiwszy za sobą cały swój dotychczasowy świat, wyrusza aż do Afryki, a trop ten prowadzi go do pozbawionego skrupułów oprawcy, tytułującego siebie Tygrysem i dowodzącego zorganizowaną grupą młodocianych zwyrodnialców zabijających na jego polecenie.
Tak w ogólnym zarysie można przedstawić przebieg zdarzeń otwierających fabułę najnowszej na naszym rynku, cyklicznej powieści Jamesa Pattersona z Alexandrem Crossem w roli głównej. Ów bohater to specjalista w tworzeniu portretów psychologicznych największych zbrodniarzy; śmiało można powiedzieć, że jest już swego rodzaju wizytówką prozy Pattersona. Wielka popularność tej postaci we współczesnej, kryminalnej literaturze amerykańskiej zaowocowała filmowymi ekranizacjami; na dużym ekranie w rolę Crossa dwukrotnie wcielił się Morgan Freeman w produkcjach „Kolekcjoner” oraz „W sieci pająka”.
Wracając do sfery literackiej, trzeba w tym miejscu zaznaczyć, iż pisarz bardzo wiele uwagi poświęca ucharakteryzowaniu swego bohatera na zawziętego i upartego herosa o czułym, pełnym troski i gorejącej sprawiedliwości sercu. Cross to postać, która mimo iż wpadnie w każde tarapaty, to nie ugnie się przed nikim; rzucony w wir sprawy zaryzykuje życie, choć sam ma dla kogo żyć – trojga dzieci i opiekującej się nimi prababci. Nawet poddany brutalnym torturom będzie dalej parł naprzód, byleby dociec prawdy i zakończyć sprawę dla swojego spokoju, ale także i w imię ofiar, za które walczy. W zasadzie nacechowany jest ideałem męskości; odważny stróż prawa igrający na co dzień ze śmiercią i zwycięsko wychodzący z jej szponów, a przy tym wszystkim czuły, kochający ojciec. Cóż, najwyraźniej w czasach, gdy zło pławi się w terrorze na światową skalę i seryjnych odrażających zbrodniach, Amerykanie potrzebują dla swej otuchy takich super bohaterów w garniturze – czego dowodem wielka popularność książek Pattersona w jego ojczyźnie i choć to tylko literacka fikcja, coś w tym jednak jest.
Sama zaś książka, którą dostajemy w swe ręce, to mocna i dramatyczna opowieść traktująca o agresji i dehumanizacji, pełna scen przemocy i bezwzględnej walki o kontrolę nad urodzajnymi terenami Afryki, kosztem setek, jeśli nie tysięcy istnień ludzkich. Co istotne, powieść na pierwszy rzut oka wydaje się być ciekawa w odbiorze – ma te cechy, które powinny świadczyć o dobrej literaturze sensacyjnej: dramaturgia wydarzeń, dynamika akcji, śledztwo bohatera prowadzone na obcym, niebezpiecznym terenie i dużo męskich, twardych scen walki oraz prób sił, a jednak mimo to muszę stwierdzić, że wyraźnie czegoś mi w niej brak. A może nie tyle chodzi o brak, co właśnie o przesyt tym wszystkim, co nagromadzone w jedną całość daje efekt znużenia, mimo całego starania autora o wartką, niebanalną akcję. Trudno mi nawet policzyć, ileż to razy Alex Cross był bity, więziony, jak dotkliwie poturbowany i ledwo trzymający się na nogach, a mimo to resztkami rezerw, słaniając się niczym cień samego siebie, uparcie jak osioł dążył do wytropienia mordercy Ellie Cox, jej najbliższych i wielu innych rodzin oraz do ostatecznego zamknięcia swojego międzynarodowego śledztwa. Wielość w „Tropicielu” Pattersona to już raczej domena stylu pisarskiego tego autora, a dobitnym tego przykładem są krótkie, dwu-, maksymalnie trzystronicowe rozdziały, których w całym utworze naliczymy grubo ponad setkę, a te niestety zlewają się ze sobą w jedną, pędzącą na łeb na szyję gonitwę zdarzeń. Tam z kolei na próżno szukać rozbudowanych opisów procedury kryminalnej i metod śledczych stosowanych przez bohatera detektywa, co zazwyczaj nadaje smaczku tego rodzaju literaturze i świadczy o jej kunszcie.
Co natomiast bardzo podobało mi się w tej powieści, to kilka ostatnich stron z zaskakującym, obnażającym pewne matactwa finałem, gdzie dzięki swej zuchwałości i zimnej krwi detektyw Pattersona będzie mógł wreszcie zakończyć swoje zawiłe śledztwo. Nieco wcześniej, przez kilka rozdziałów autor stara się grać zarówno na emocjach czytelnika jak i samego bohatera, ale ów zabieg jest przewidywalny mimo swojej dramaturgii, niemniej jednak ostateczne starcie Crossa, o którym wspomniałem powyżej jest godne uwagi. Na uznanie zasługuje nietuzinkowa tematyka i sceneria, w której rozgrywa się akcja „Tropiciela” – tutaj Patterson wyróżnił się od swoich kolegów po piórze, wszak zazwyczaj amerykańscy autorzy kryminałów umieszczają akcję swoich utworów albo w aglomeracji nowojorskiej, albo na zachodnim wybrzeżu Stanów, w obrębie Miasta Aniołów. Ponadto sympatyków serii o czarnoskórym detektywie – a takich pewnie nie brakuje i u nas, skoro „Albatros” ją wydaje – zadowolić powinien bonus zaserwowany przez pisarza tuż po końcowym akapicie powieści, w postaci kilkustronicowego wywiadu z samym Crossem.
Generalnie jednak proza Jamesa Pattersona – z którą miałem już do czynienia przed laty – nie stanowi jakiegoś specjalnego szału ani odkrycia w literaturze sensacyjnej i śmiało mogę stwierdzić, że winna być traktowana jako kategoria „B”, tudzież zaplecze dla solidnych, wciągających i czytanych z zapartym tchem historii kryminalnych, jakimi nas raczą takie gwiazdy gatunku jak Harlan Coben, Jeffery Deaver czy Simon Beckett. Fenomenem twórczości Pattersona pozostaje jednak fakt, iż mimo braku polotu, jego książki sprzedają się w wielomilionowych nakładach, a on sam każdego roku znajduje się na czołowych miejscach najlepiej zarabiających pisarzy świata! Jak widać duża ilość krótkich rozdziałów, maksimum akcji, oraz ten dziarski, niezwyciężony Alexander Cross procentują i najwyraźniej tyleż potrzeba, aby w pełni zaspokoić oczekiwania czytelników za oceanem.