Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, że dwa tomy nietypowej antologii z opowieściami niezwykłymi wydawnictwa Kabort to rzecz stworzona z pasji, nie chęci zbicia fortuny. Rzut oka na prostą okładkę w czerni i bieli, bez rekomendacji ze strony legend horroru, bez szumnych zapowiedzi, fajerwerek. Ostatnia strona okładki jest do tego stopnia ascetyczna, że nie znajdziemy na niej nic prócz numeru ISBN.
Surowa, ale jakże elegancka oprawa kryje w sobie wyborną treść w postaci opowieści grozy kilku zapomnianych już nieco autorów. Mamy więc naszego wielkiego twórcę okultystycznych historii, Stefana Grabińskiego, niemieckiego twórcę mistycznej opowieści mistycznej – Gustava Meyrinka, Karla Hansa Strobla, znanego polskiemu a dociekliwemu czytelnikowi z interesującego wyboru opowiadań „Kościana ręka”. Dalej jeszcze szerzej nie znany w naszym kraju Oskar Panizza oraz tajemniczy Wiktor Eryk Fossegrim – nawet po lekturze antologii nie wiem: kto zacz.
Całość otwiera długi, bardzo interesujący i bogaty w przypisy wstęp. Sam w sobie jest już rzeczą niezwykle wartościową. Daje nie tylko obraz tego, czym miała być antologia, ale też przedstawia charakterystyki twórczości wyżej wspomnianych autorów. Dwadzieścia stron rzetelnego eseju; pięknie wypunktowane polskie wydania autorów – wraz z przedwojennymi. Po macoszemu został niestety potraktowany Fossegrim, co liczy się antologii na minus.
Dalej mamy opowiadania posegregowane według autorów, oddzielone niewymienionymi w spisie treści wierszami Edgara Allana Poego, w przekładzie Fossegrima. Na koniec jeszcze kilka aforyzmów Grabińskiego. Ponad trzysta stron dobrej literatury – bez wielkiej czcionki czy podwójnej interlinii. Prosto, elegancko i gęsto.
Już we wstępie twórcy wspominają, że ten tom antologii zabarwienie ma lekko humorystyczne. Tyczy się to tylko części tekstów, ale w istocie, Strobl chętnie korzysta z satyry, Meyrink w „Tajemnicy zamku Hathaway” ubawił mnie niemal do łez przewrotnością swojej ghost-story. W podobny ton celuje Fossegrim w kilku tekstach, bawiąc się konwencją i motywami mesmeryzmu i klątwy. Grabiński – choć jak zwykle smutny i upiorny – także jednym tekstem przemyca nieco ironii – choć gorzkiej.
Teksty w tym tomie zawarte nie zawsze trzymają równy poziom. Zamierzeniem twórców zbioru było z jednej strony zaprezentować opowiadania w miarę dla autorów reprezentatywne, z drugiej takie, które celowałyby w nurt „perwersyjno-osobliwy” – jak doskonale określono to w przedmowie. Grabiński tutaj jest więc trafiony idealnie. Słowa uznania należą się za zawarcie zarówno jego tekstów najwcześniejszych – nieco wręcz zahaczających o grafomanię (ale jak piękną!), jak i późniejszych, pisanych w zupełnie innej manierze. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie quasi-autobiograficzna „Wizyta” – tekst językowo oszczędny, autoironicznie krytykujący wspomniane wczesne opowiadania. Utwór ten właściwie pozbawiony jest nadnaturalności, ale właśnie z niej obdarty pozwala lepiej zrozumieć metodę twórczą i filozofię „polskiego Poe’a”. To wspaniałe opowiadanie, z całego zbioru równie podobała mi się chyba tylko – zupełnie odmienna – „Danse macabre” Gustava Meyrinka. Pełen groteski obraz wieczornego pijaństwa, które przeistacza się w surrealistyczną wizję obłędu, badający sferę śmierci w sposób, który mrozi żyły – choć wcale nie sprawia wrażenia do końca poważnego.
Pisanie o wszystkich opowiadaniach byłoby bezcelowe, bo od tego, by je poznać jest przecież sama ich lektura. Dlatego zbliżając się ku końcowi po prostu, w kilku słowach: Oba tomy „Maski śmierci” stawiam na półce wśród moich ulubionych zbiorów grozy. Można narzekać, że dosyć nam już antologii, że pragniemy i łakniemy całych tomów wyczerpujących dorobek konkretnych twórców. Można tak, bo to przecież prawda. Ale należą się wyrazy uznania za tak dobrą pozycję, jak tutaj prezentowana. Mnie ona cieszy niezmiernie, pewnie jeszcze nie raz sięgnę do poszczególnych, zawartych w niej tekstów.