Powieść Alana Gordona „Śmierć w dzielnicy weneckiej” to trzeci tom cyklu zatytułowanego „Gildia Błaznów”. Połączenie powieści kryminalnej, przygodowo-awanturniczej i historycznej daje w tej serii zdumiewające efekty. Oto bowiem Gordon przedstawia nam losy świata oplątanego przez rozmaite gildie, przedkładające swoje interesy nad tak ulotne wartości jak narodowość czy wyznanie. Gildia Błaznów to jedna z najpotężniejszych tego rodzaju organizacji. Któż bowiem ma dostęp do najpotężniejszych władców średniowiecznej Europy? Kto ma na nich bezpośredni wpływ? Nie bez powodu przecież przetrwał w kulturze topos błazna – mędrca i kuglarza. Gildia ta nie ogranicza się zresztą wyłącznie do przedstawicieli błazeńskiego fachu. Można w niej spotkać rozmaitych średniowiecznych „ludzi sztuki”.
Akcja „Śmierci w dzielnicy weneckiej” rozgrywa się 1203 roku i jej głównym bohaterem (podobnie zresztą jak całej serii) jest szekspirowski trefniś Feste, znany z „Wieczoru Trzech Króli”. Feste ma tym razem niezwykle trudne zadanie do wykonania. Gildia wymaga od niego działań na korzyść pokoju w Kontantynopolu, tymczasem u brzegów Cesarstwa pojawia się flotylla czwartej krucjaty. Aby nie dopuścić do zbędnego rozlewu krwi Feste musi rozwiązać zagadkę śmierci weneckiego kupca, która staje się powodem walk pomiędzy krzyżowcami a mieszkańcami Cesarstwa. W oblężonym Konstantynopolu trzeba znaleźć zabójcę i udowodnić, że działa na zlecenie jednego z weneckich dożów, któremu bardziej zależy na złupieniu stolicy Bizancjum, niż na starciach z wyznawcami Mahometa.
Czytając trzeci już tom poświęcony niebezpiecznym przygodom szekspirowskiego błazna, łatwo dojść do wniosku, że autor znalazł sobie szablon, według którego postanowił tworzyć kolejne części cyklu. Dzieje się coś groźnego i aby to powstrzymać Feste musi rozwiązać skomplikowaną zagadkę kryminalną. Pomaga mu w tym wszystkim nadobna Wiola. Towarzyszą tym sprawom rozterki błazna, utyskującego nad tym jak wiele poświęca dla dobra Gildii. Jednak mimo tej wady powieść przedstawia się interesująco od strony kryminalnej. Jeżeli bowiem potraktujemy trzynastowieczne dekoracje jedynie jako element mający urozmaicić nieco tło powieści, to pozostanie nam jeszcze bardzo ciekawie rozwinięty wątek zabójstwa.
Alan Gordon prezentuje tu swoją własną wizję tzw. 'morderstwa w zamkniętym pokoju’. Z podobnymi zagadkami mierzyli się już rozmaici bohaterowie literaccy, a jednak pozostało jeszcze coś do odkrycia. Średniowieczny błazen ma więc pole do popisu.
Nie ukrywam, że po świetnym starcie („Trzynasta noc”) i bardzo dobrej kontynuacji („Błazen wkracza na scenę”) spodziewałem się po „Śmierci w dzielnicy weneckiej” czegoś więcej. Otrzymałem jednak dobrze napisaną i ciekawą powieść, która choć jest nieco przewidywalna, to potrafi dostarczyć rozrywki. Szkoda tylko, że poza rozrywką niewiele więcej w niej znajdziemy.