„Grobowy zmysł” to pierwsza część kryminalno-fantastycznej serii, której główną bohaterką jest Harper Connelly, obdarzona niezwykłym darem odczuwania obecności ciał zmarłych ludzi. W powieści poznajemy ją, gdy przybywa do małego Sarne, by odnaleźć zwłoki młodej dziewczyny. Przyjęta z rezerwą i niedowierzaniem, Harper zostaje wciągnięta w zagadkę i nie może opuścić nieprzyjaznego miasteczka, mimo grożącego jej niebezpieczeństwa.
Szczerze mówiąc, spodziewałam się czegoś znacznie lepszego, a tymczasem „Grobowy zmysł” to zaledwie znośnie napisana historyjka z nijaką główną bohaterką, żenującą zagadką kryminalną i zakończeniem rodem z wenezuelskiej telenoweli. Gdy przeczytałam opis powieści, spodziewałam się jakiejś cynicznej, bystrej i pewnej siebie Harper, która niechcenia będzie rzucać tekstami przyprawiającymi jej powieściowych przeciwników o rumieńce wstydu. Tymczasem postać obdarzonej niezwykłym darem Connelly moim zdaniem nie nadaje się do pociągnięcia tej serii. Kolejne wydarzenia z powieści raczej zwyczajnie jej się przydarzają , nawet jeśli wreszcie coś odkryje to nie ma to wielkiego znaczenia, a informacje przez nią zdobyte wykorzystują inni, mniej pasywni bohaterowie. Autorka rozbuchała jej lęki, poświęcając im zdecydowanie za dużo miejsca – jakby zapomniała, że choć to pierwsza część większej serii to jednak pasowałoby przemyśleć i poprowadzić jakąś porządną fabułę, która zainteresuje czytelnika na tyle, by miał chęć poznać dalsze tomy. Tymczasem lektura zwyczajnie mnie nużyła i nie miałam nawet ochoty spróbować rozwiązać zagadkę, co rzadko mi się zdarza. Wiedziałam, że prędzej czy później i tak wszystkiego się dowiem. Gdy już dobrnęłam do finału, poczułam ogromny zawód i nie rzuciłam książki w kąt chyba tylko dlatego, że do końca zostało tylko kilkanaście stron.
Charlaine Harris nie przemyślała kilku spraw. Psychologia postaci leży – ich charaktery zmieniają się bez powodu, do tego brakuje bohaterów naprawdę interesujących, które wybijały by się z szarości i nijakości wszystkiego innego, co w tej książce można znaleźć. Mało przekonujący był również sposób, w jaki autorka uwikłała parę głównych bohaterów w rozwiązanie zagadki – każdy normalny człowiek uciekłby z Sarne już po pierwszych groźbach, wytłumaczenie, że to źle działałoby na finanse Harper i Tollivera było raczej mętne. Nie udała jej się również kompozycja – idealny kryminał powinien dostarczać czytelnikowi dużo drobnych wskazówek, które, równomiernie rozłożone, trzymałyby go w ciągłym napięciu i w stanie zwiększonej uwagi, jednocześnie dostarczając tego, czego po lekturze oczekuje. Niestety w „Grobowym zmyśle” tego zwyczajnie brakuje – zagadka jest jakby na uboczu, rozwiązuje się sama i to jak już autorce kończą się pomysły na inne wątki.
Być może za dużo po tej książce oczekiwałam – zainteresował mnie opis i okładka, spodziewałam się przyjemnej i wciągającej lektury. Właściwie ciągle myślałam o wspaniałych kryminałach Grimes i miałam nadzieję, że Charlaine Harris będzie taką mniej angielską i operującą fantastycznymi rekwizytami Marthą . Niestety okazało się, że nie tylko nie ma mowy o żadnym humorze, ale brakuje też rzeczy niezbędnej – porządnej, wciągającej zagadki. Mam tylko nadzieję, że to kwestia wprowadzenia do nowej serii i może następne tomy („Grób z niespodzianką” i „An Ice Cold Grave”) będą lepsze. Oby, bo pierwszą częścią Charlaine Harris się nie popisała.