Tytułowa Królowa Cieni to postać pochodząca z niezwykłych wierzeń mieszkańców wioski Chust, która leży w… starej, dobrej Transylwanii. Swoją powieść Marcus Sedgwick oparł na nieznanych dzisiejszej popkulturze mitach o początkach wampirów. Bohaterami książki są dwaj wędrowcy, Tomas i Peter, ojciec i syn, którzy właśnie przybyli do Chust. Gdy coraz częściej przebąkują o pozostaniu na stałe, wokół nagle zaczynają ginąć ludzie.
Początek książki jest zwyczajnie cudny. Dostajemy klimatyczną opowieść o wampirach, w której na każdym kroku daje się poczuć niezwykłość zarówno bohaterów, jak i otaczającego ich świata. Sedgwick odrobił pracę domową i serwuje czytelnikowi zgrabnie skrojoną historię, opierając ją na mało popularnych mitach i podaniach. W rezultacie mamy swego rodzaju powrót do wampirzych korzeni, który, wiem to na pewno, marzył się wielu fanom grozy.
Trzeba jednak pamiętać, że jest ona przeznaczona dla młodszego odbiorcy. Nie bez powodu wydawcą „Królowej cieni” jest Nasza Księgarnia. Historia przedstawiona przez Sedgwicka jest zajmująca i dobrze przygotowana, ale bardzo prosta. Dorosły czytelnik może czerpać z niej przyjemność wyłącznie wtedy, gdy przymknie oko na pełen zestaw uproszczeń i schematów. Chociaż, z drugiej strony, stosowanie takich typowych rozwiązań fabularnych jeszcze mocniej podkreśla, iż źródłem tej opowieści są legendy.
Niestety mam mnóstwo zastrzeżeń do samego zakończenia. Sedgwick serwuje nam w zasadzie dwie historie – pierwsza dotyczy Tomasa i jego syna, Petera, a druga to dalsze losy przedstawionych na kartach powieści Cyganów. Późniejsza opowieść jest bardzo krótka i sprawia wrażenie na siłę doklejonej do większej całości. W ten sposób autor rozmył zupełnie finał książki i znacznie popsuł, w moim odczuciu, ostateczną ocenę. Zdecydowanie więcej przyjemności sprawiało mi czytanie początku „Królowej cieni”. Samo odkrywanie istnienia wampirów było chyba najciekawszym fragmentem tej dość krótkiej powieści.
„Królowa cieni” to w wielu aspektach bardzo dobry i zwyczajnie przyjemny powrót do czasów, gdy wampiry były zimne, okrutne i pałające nieodpartą żądzą krwi, której nie dało się zastąpić sztucznymi substytutami. To także powrót do lektury, która nie epatuje seksem i przemocą, ale oferuje czytelnikowi odpowiedni klimat. Niedociągnięcia fabularne do pewnego stopnia można Sedgwickowi wybaczyć, choć zakończenie zapewne rozczaruje bardziej wymagających czytelników.