Pierwszą książką Arnaldura Indridasona, która trafiła na nasz rynek, było wydane w zeszłym roku „W bagnie” – trzecia z kolei część serii poświęconej inspektorowi policji z Rejkjaviku, Erlandurowi Sveinssonowi. „Grobowa cisza” jest jej bezpośrednią kontynuacją. Miejmy nadzieję, że niemal jednogłośnie pozytywny odbiór twórczości Islandczyka zaowocuje wydaniem dwóch brakujących pozycji. Byłoby szkoda, gdyby ich zabrakło, bowiem „Grobową ciszą” Indridason udowadnia, że jest prawdziwym mistrzem mrocznego kryminału.
Tym razem pisarz użył zupełnie innej kompozycji – równolegle poznajemy dwie historie, które dzieli kilkadziesiąt lat. Pierwsza to opis postępów w śledztwie prowadzonym przez znanego już czytelnikom inspektora Erlendura i jego współpracowników, Elinborg i Sigurdura Oliego. Pewien chłopiec znajduje kawałek ludzkiego żebra i zabiera go do domu, by służył jako zabawka. Okazuje się, że przy pracach budowlanych na obrzeżach Reykjaviku natrafiono na zwłoki, które tkwiły w ziemi kilkadziesiąt lat. Mimo mniej lub bardziej otwartego sceptycyzmu swoich podwładnych, Erlendur nie chce słyszeć o umorzeniu sprawy. Zaczyna się żmudne śledztwo, w czasie którego, jak przystało na Indridasona, na światło dzienne wydostaje się kilka zakurzonych, ale wciąż szokujących sekretów i osobistych tragedii dawno zmarłych osób. Jednocześnie poznajemy też wzruszającą, bolesną i przejmującą historię maltretowanej przez męża kobiety oraz jej dzieci. Pisarz zadbał o to, by powiązanie obu opowieści nie było tak oczywiste, jak mogłoby się początkowo wydawać, dzięki czemu mimo wielu kart odkrytych już na wstępie, Indridasonowi udaje się utrzymać czytelnika w napięciu, a na koniec trochę nim potrząsnąć. Nie tyle zaskoczyć rozwiązaniem zagadki, co zaszokować zapadającą w pamięć finałową sceną.
Sporą część powieści zajmują również wspomnienia Erlendura, którymi dzieli się ze swoją ciężarną, pogrążoną w śpiączce córką, Evą Lind. W ten sposób poznajemy więcej szczegółów na temat jego życia, co pomaga także w głębszym zrozumieniu jego postaci. Indridasonowi udało się stworzyć naprawdę ciekawego bohatera, którego ocena i klasyfikacja nastręcza wiele trudności – nigdy nie był kryształowym człowiekiem i choć niektóre z jego decyzji da się wytłumaczyć z uwagi na traumatyczne wydarzenia z dzieciństwa, część wciąż pozostaje niezrozumiała. Erlendur jest postacią skomplikowaną i zagubioną, a jako taka świetnie współgra z islandzkim klimatem.
Powieści Indridasona mają spore szanse stać się drugą, po na wskroś angielskich kryminałach Marthy Grimes, serią wydawnictwa W.A.B., której kolejnych części będę z utęsknieniem oczekiwać. Islandzki twórca ma nie tylko wprawne pióro i mnóstwo pisarskich sztuczek w zanadrzu, ale także talent do konstruowania doskonałych zagadek i intrygujących charakterów. Jeśli dorzucić do tego jeszcze znakomicie odmalowany przygnębiający i mroczny klimat, wszelkie dodatkowe rekomendacje stają się zbędne.