Trzeci tom przygód Anity Blake. No właśnie, dopiero trzeci tam, a już czuję się, jakbym bohaterkę bardzo dobrze znał, conajmniej jakby łączył nas sobotni jogging. To spory atut.
Niestety tym razem książka p. Hamilton przypomina raczej kolejny odcinek serialu, niż porządną powieść. Dwie pierwsze części przygód Anity („Grzeszne rozkosze” i „Uśmiechnięty nieboszczyk”)to samodzielne powieści, choć nawiązań do poprzednich części nie brakuje. Tym razem jednak, mimo dość skomplikowanej początkowo intrygi (jak się okazało wcale nie takiej trudnej do przewidzenia) mamy raczej do czynienia z odgrzewanym daniem.
Po raz kolejny Anita musi się za kimś opowiedzieć w konflikcie pomiędzy nieludzkimi stworzeniami. Tym razem jest to znów Jean-Claude, mistrz miasta, a jego adwersarzem jest przybywający do miasta potężny mistrz wampirów. Anita targana wewnętrznymi rozterkami decyduje się po czyjej stronie stanie. Cały czas ciągnie za sobą młodego animatora imieniem Imie, którego przyucza do zawodu. To również jest powodem rozterek, bo naraża życie upartego młodzieńca.
I tak właściwie jest przez pół książki, nieco mniej tu charakterystycznego dla poprzednich części humoru. Więcej tu za to problemów emocjonalnych, z którymi nasza bohaterka musi się borykac. Nie wiem, czy to dobra zamiana. Słabą stroną jest też zakończenie książki. Sposób w jaki udaje się pokonać starego (a więc potężnego i niesłychanie szybkiego) wampira jest żenujący.
Książkę ratuje tempo akcji i w dość ciekawie prowadzona narracja. Można ją połknąć w jeden wieczór, więc mimo że nie robi takiego wrażenia, jak poprzednie tomy, to warto po nią sięgnąć.
Jako że cykl się rozwija, coraz lepiej poznajemy świat nieumarłych i innych nadnaturalnych istot. Zacząło się od wampirów, później były ghule, teraz pojawia się lamia, a w tle cały czas przemykają nam wilkołaki. Całkiem to sympatyczne, z niecierpliwością czekam na kolejne stwory w kolejnych tomach.