“Drzewo Crossa”. Pod takim tytułem na pewno nie zobaczycie najnowszej powieści Jakuba Ćwieka. W wyniku zawirowań między autorem, a wydawnictwami dostaliśmy, póki co, tom pierwszy wciągającej opowieści o Jeremiahu Crossie, zatytułowany “Krzyż Południa. Rozdroża”.
Akcja od początku rzuca nas w sam środek amerykańskiej wojny secesyjnej. Cross jest kapitanem w armi Konfederatów; to twardy, zahartowany w boju człowiek, który nie lęka się niczego. Jest żywą legendą, niemal ówczesnym superbohaterem. Opowieści o nim poprawiają morale w całej armii Południa. Crossa poznajemy w momencie, kiedy ukrzyżowany na drzewie spotyka barona Samedi – bardzo ważne bóstwo w religii voodoo (a także postać, którą czytelnicy Ćwieka mogą pamiętać z cyklu opowieści o Kłamcy). Prolog ten jest zapewne wstępem do czegoś większego, co czeka nas w kolejnych tomach “Krzyża Południa”, jednak zaraz po nim akcja cofa się do wydarzeń poprzedzających konanie kapitana na krzyżu. Można więc tylko snuć domysły, co będzie wynikiem spotkania tej niezwykłej dwójki.
Kuba Ćwiek odrobił zadanie domowe i umiejętnie łączy fakty znane z historii wojny Północy z Południem, z wydarzeniami nadnaturalnymi i metafizycznymi. Wplata tam nawet kilka smaczków oscylujących w klimatach steampunku. Znaczna część “Rozdroży” dzieje w trakcie większych, bądź mniejszych bitew i potyczek, które autor opisuje w ciekawy i obrazowy sposób. Sam kapitan Cross przewija się przez nie wszystkie, zazwyczaj zwyciężając, bądź ginąc na wiele sposobów. Jest też bohaterem zabawnych broszurek i peanów na jego cześć, które przedstawiają go jako nieśmiertelnego i niezwyciężonego żołnierza. Przy niektórych można naprawdę zdrowo się uśmiać. Przykładem takiej jest historia o kamieniach nerkowych, pilniku i burdelu. Nie zabrakło także, typowych dla Ćwieka, nawiązań do kultury popularnej, choć na szczęście były to tylko wrzucone tu i ówdzie małe smaczki (szczególnie rozbawił mnie szeregowy Blaze Bayley).
To już druga, po “Ofensywie szulerów”, powieść “historyczna” Kuby i widać, że taka tematyka mu pasuje. Mam nadzieję, że pisanie sprawia mu równą frajdę, co nam, czytelnikom, poznawanie jego opowieści. Dlatego też z jednej strony cieszy mnie fakt, że zarówno “Ofensywa…”, jak i “Krzyż…” są zaledwie pierwszymi tomami większego cyklu. Z drugiej jednak nic nie wkurza tak, jak czekanie na dalszy ciąg.