Bez trzęsienia ziemi, ale klimatycznie
„Zły wpływ” Ramseya Campbella po raz pierwszy został wydany w 1988 roku, ale nie wydaje mi się, by trącił myszką – powieść broni się nawet 23 lata później. Książka przedstawia historię rodziny Faradayów. Praktycznie na samym początku umiera najstarsza jej członkini, ale, niestety, pozostałym przyjdzie jeszcze długo zmagać się z jej duchem – staruszka nie ma bowiem zamiaru tak szybko się poddać i upatruje w swojej wnuczce – Rowan – szansę na powrót do życia. Już zza grobu skutecznie eliminuje wszystkich, którzy byli skłonni uwierzyć w jej nadnaturalne zdolności i zdawali sobie sprawę z zagrożenia, a czytelnik przy okazji odkrywa kolejne rodzinne tajemnice. Szybko wiadomo, co i jak się stanie, ale Campbell potrafi z tego wycisnąć całkiem przyzwoity horror.
Piszę tę recenzję na gorąco – nie minęła nawet godzina od chwili, gdy przewróciłam ostatnią stronę – i wstukując kolejne słowa ciągle zastanawiam się, co w zasadzie można powiedzieć ciekawego o książce, która jest dobrze napisana, przetłumaczona i wydana, a do tego spełnia wszystkie pokładane w niej nadzieje – jest dokładnie taka, jakiej spodziewali się czytelnicy Campbella po lekturze „Najciemniejszej części lasu”. Są nawet podobne motywy, podobna rodzina i podobny klimat. Brakuje co prawda tak emocjonującego i lovecraftowskiego zarazem finału, ale za to mamy wiedźmowatą babcię, która może wywołać równie mocne dreszcze. „Zły wpływ” to taka mieszanka dobrze nam znanych zagrywek i scenerii – tu noc na cmentarzu, tam niby-samobójstwo, gdzieś jeszcze matka obracająca się przeciwko córce, rodzinne sekrety, wreszcie magiczny medalion i tajemnicze wypadki – a jednocześnie podane w sposób nie urażający inteligencji nawet mocno wyrobionego czytelnika.
Osobiście nie oceniałabym „Złego wpływu” tak wysoko jak „Najciemniejszą część lasu”, ale zdaję sobie sprawę, że to kwestia raczej osobistych preferencji, bo obie pozycje stoją na niemal tym samym poziomie. Campbell przyznaje się w posłowiu do pisania częściowo pod publiczkę i to chyba miejscami widać. Boli trochę, że pisarz nie decyduje się jednak na odrobinę bardziej wyrafinowane pomysły, bo po „Najciemniejszej części lasu” wiem, że go na nie stać. „Zły wpływ” jest troszeczkę zbyt zachowawczy, ale dzięki temu z pewnością przemówi do większej rzeszy czytelników. Przy tym – tak jak wspominałam – Campbellowi nie można odmówić wyczucia granic między twórczym i nietwórczym powielaniem schematów. Dlatego nawet jeśli opis fabuły może wydać się Wam mało odkrywczy i w zasadzie sugerujący dość prosty horror, nie dajcie się zwieść i pozwólcie Campbellowi Was zaskoczyć.
Brakuje w tej książce trzęsienia ziemi, które zbiłoby czytelnika z nóg i to w zasadzie jedyne moje zastrzeżenie. To, co miało służyć za finał, blednie przy wcześniejszych wydarzeniach, więc na koniec impet powieści zostaje częściowo utracony. Nie umniejsza to w żadnym wypadku wartości doskonałych scen na cmentarzu czy powrotu Rowan do domu. W takich momentach nie da się nie docenić talentu pisarskiego Campbella i jego niesamowitych umiejętności w budowaniu nastroju grozy.
W swoim posłowiu do „Złego wpływu” Campbell pisze, że chciał uczynić z tej powieści klasyczne ghost story, czyli coś, czego moim zdaniem na naszym rynku zdecydowanie brakuje. Może niezbyt fortunnie nazwę to odświeżaniem gatunku – bo Campbell do „świeżych” autorów z pewnością nie należy – ale jest to pewna zmiana w kontekście dość wyrazistej, przynajmniej dla mnie, tendencji do wydawania w Polsce makabry. Psychologiczny horror – a takim mianem określiłabym odmianę tego gatunku uprawianą przez Campbella – był u nas zmonopolizowany przez Kinga, przez co gdy komuś jego twórczość nie odpowiadała albo z jakichś powodów miał jej chwilowo dosyć, niewiele mógł w tej kwestii zrobić, bo nawet jeśli coś podobnego się ukazywało, ciężko było wyszperać pojedyncze pozycje wśród setki książek prześcigających się w krwawych opisach. Mam nadzieję, że wzrost zainteresowania Campbellem po jego wizycie w naszym kraju zostanie przekuty na wydawniczy sukces, a ten pociągnie za sobą kolejne premiery nie tylko jego powieści, ale też otworzy drogę innym autorom, a drugie oblicze literackiej grozy stanie się w Polsce równie popularne.