Machlojki wokół rodzimej piłki nożnej są czymś tak przyziemnym i prozaicznym, jak poranna wizyta w osiedlowym warzywniaku. Osadzenie powieści kryminalnej w futbolowych realiach wydaje się więc pomysłem odrobinę ryzykownym. Na szczęście Mariusz Czubaj, zamiast wizji kolejnych kupionych meczy, serwuje nam całkiem przyzwoitą opowieść detektywistyczną z piłką w tle.
10 kwietnia 2010 roku piłkarz polskiej kadry Jacek Kos rzuca się pod pociąg. Poruszony zagadkowym samobójstwem Józef Heinz – trener piłkarski – udaje się do Katowic, prosić swojego syna Rudolfa o pomoc w odkryciu powodów tragedii. Ten zaś, kierując się osobistymi pobudkami i korzystając z urlopu, zabiera się za prywatne dochodzenie. Na domiar złego z zakładu psychiatrycznego ucieka stary znajomy Heinza o złowieszczym przydomku Inkwizytor, by wyrównać rachunki z detektywem. Jak łatwo się domyślić, wszystkie wątki w swoim czasie splatają się w jeden pełny obraz. Na jaw wychodzi również parę mrocznych tajemnic z przeszłości…
Sama intryga wyszła Czubajowi zgrabnie, ale nieporywająco. Uważniejszy czytelnik dużo szybciej od samego Heinza połączy pewne fakty, odnajdując rozwiązanie oraz szybciej rozpozna, kto jest dobry, a kto tylko takiego udaje. Opowieść zbudowana jest jednak w logiczny sposób i wszystkie misternie tkane wątki zazębiają się bez żadnych zgrzytów. Jako że fabuła obraca się w znacznym stopniu wokół piłki nożnej, można by odnieść mylne wrażenie, że jest skierowana głównie do fanów tej dyscypliny sportu. Tak bowiem nie jest. Czubaj światek futbolowy użył jako tło, zgrabnie odmalowując na nim szarą polską rzeczywistość. Dzięki temu zabiegowi udało się świetnie pokazać, że to nie rodzima piłka jest chora – chorzy są ludzie zamieszani w machlojki wokół niej.
Sam Rudolf Heinz jest bohaterem skrojonym za wzór iście chandlerowski. To przysłowiowy wrak człowieka z dużym problemem alkoholowym. Mimo to w swoim środowisku jest stosunkowo lubiany, chociaż znany również ze swojego ciętego języka. Jedyne relacje, jakie mu się nie układają, to te z synem i ojcem – patent również wypracowany w czarnych kryminałach. Rudolf jest więc człowiekiem nie tyle nieszczęśliwym, co zniszczonym przez życie. Sam sobie w tym zresztą pomaga, usypiając się co dzień kilkoma piwami połączonymi ze środkami nasennymi.
Powyższy przyzwoity obraz psuje styl pisania Czubaja. Pełno w powieści pretensjonalnych porównań typu „Znam się na piłce nożnej, jak Osama bin Laden na pacyfizmie”. W założeniu miały być pewnie śmieszne, ale ich ilość i jakość wywołuje raczej irytacje niż zdrowy uśmiech. Na szczęście można się do tego przyzwyczaić, a dla osób o odmiennym guście ów specyficzny styl może być nawet bardzo przyjemny.
W ostatecznym rozrachunku dostajemy przyzwoity kryminał w swojskich realiach. Trzecia odsłona perypetii Rudolfa Heinza zapewnia kilka godzin rozrywki na niezłym poziomie, chociaż „starzy wyjadacze” będą kręcić niekiedy nosem na przewidywalność fabuły. Powieść zdecydowanie nie tylko dla miłośników piłki nożnej.