„Zaginiona” to dziewiąta i zarazem najnowsza powieść Cobena z cyklu o detektywie amatorze Myronie Bolitarze, rozwiązującym na własną rękę prywatne śledztwa. Na wstępie zaznaczyć należy, że utwór ten jest najbardziej wyróżniającym się z całej serii, po pierwsze dlatego, że autor poprowadził tutaj po raz pierwszy akcję w narracji pierwszoosobowej, a po drugie, większość rozgrywających się wydarzeń przeniósł na stary kontynent, a konkretnie do Francji.
I tak oto dostajemy do rąk historię, w której Bolitar, pełen miłosnych rozterek w obecnym związku, otrzymuje tajemniczy telefon od kochanki z dawnych lat z prośbą o natychmiastowe spotkanie w Paryżu. Brzmi to dosyć melodramatycznie i pachnie tanim romansem, jednak nic bardziej mylnego, bowiem szybko zostaniemy wprowadzeni w tajemniczy, kryminalny świat, w którym ulubiony bohater Cobena będzie musiał zarówno rozwikłać rodzinną zagadkę swojej przyjaciółki, jak i stawić czoło przeciwnikom, z jakimi nie dane mu było zmierzyć się w poprzednich częściach całego cyklu.
„Zaginiona” jest utworem zdecydowanie odmiennym od wcześniejszych opowieści o Bolitarze i towarzyszącym mu osobliwym Winie Lookwoodzie. Czytelnik rzecz jasna znajdzie tutaj kryminalną intrygę, ale także i mocną sensację nie pozbawioną brutalnych scen i szokujących, bądź co bądź, akcentów. Tak jak wspomniałem, we Francji na bohatera czekać będzie nie tylko piękna ex-kochanka z osobistą tajemnicą i zapierająca dech w piersiach architektura Paryża, ale także miejscowa policja kryminalna oraz nie przebierający w środkach bandyci zdecydowani na wszystko w swoich zbrodniczych zapędach. Bolitar, kiedy spotykamy się z nim na kartach „Zaginionej”, jest już dojrzałym facetem po czterdziestce, uwikłanym w trudny związek partnerski, nie tak błyskotliwym w gierkach słownych, jak we wczesnych częściach serii i jednocześnie nie tak zapalonym do udziału w ulicznych bijatykach u boku swego kompana, Wina; jednakże pobyt w Europie i afera, w którą się wplątuje, zmieni na zawsze jego oblicze. Wszak wynikająca z sentymentu pomoc w kłopotach przyjaciółki to jedno, ale walka z bezwzględną bandą fanatycznych morderców, którzy dybią na jego życie, to już nie przelewki nawet dla niego – wysportowanego, odważnego Myrona Bolitara. Z niejednej opresji wybawiać będzie go musiał niczym osobisty anioł stróż, hardy charakterem Win Lookwood, ale i tak ogrom przemocy i nienawiści z jaką obaj bohaterowie będą musieli się zetknąć, odciśnie na nich wielkie piętno.
Harlan Coben w dziewiątej odsłonie swojego cyklu powieściowego, prowadzi czytelnika przez świat pełen brutalnej walki, nie wahając się przy budować wątków tragicznych. Prześladowania, morderstwa z zimną krwią oraz uprowadzenia będą nam towarzyszyć do ostatnich stron „Zaginionej”, dopóki Myron Bolitar i jego przyjaciele nie spoczną w nierównym pojedynku z terrorystami – bo ów właśnie międzynarodowy problem porusza autor w swojej najnowszej, pełnej powagi i smutnego wydźwięku historii.
Książkę czyta się bardzo szybko jak tu u Cobena bywa, a czas spędzony na tej lekturze stanowi miłą, emocjonującą rozrywkę. Dramaturgia fabularna powieści nastraja jednocześnie czytelnika na refleksyjne rozważania o naturze ludzkiej i bestialstwach drzemiących w człowieku w imię szalonej, fanatycznej idei. Zdaję sobie jednocześnie sprawę z tego, że dotychczasowi fani serii o Myronie mogą poczuć się nieco zawiedzeni po przeczytaniu „Zaginionej”, a to dlatego, że sam autor przyzwyczaił nas w poprzednich odsłonach do wielu humorystycznych akcentów z udziałem głównego bohatera, a których tutaj jest zdecydowanie mniej. Kolejna istotna sprawa, to fakt, że pomimo zawiłej intrygi powieści, autor nie zastosował zbyt wielu tak zjawiskowych dla swego stylu, zaskakujących zwrotów akcji zupełnie zmieniających dotychczasowy bieg fabuły. Pod tym względem powieść tę należy potraktować bardziej w kategorii połączenia dramatu i sensacji z mocnym, acz niekoniecznie przewrotnym finałem. Ponadto, z racji umiejscowienia wydarzeń w Europie, brakuje w tym utworze specyficznego, gangsterskiego można by rzec klimatu przedmieść New Jersey, gdzie w poprzednich częściach cyklu Myron i Win brali udział w kultowych już ulicznych bijatykach z miejscowymi oprychami. I jeszcze sam Myron jako narrator, stanowić może dla sympatyków serii nie lada szok, gdyż opowieść relacjonowana z jego perspektywy brzmi nieco inaczej, co jednak według mnie wcale nie oznacza, że gorzej. Pomimo tych wszystkich ewentualnych „ale”, najnowsza powieść Cobena podobała mi się bardzo, a to dlatego, że w moim odczuciu pisarz poszedł o krok naprzód. Zdecydował się na powieść o większym niż dotychczas rozmachu fabularnym, a jednocześnie poruszył jakże ważny i istotny problem walki z terroryzmem, tak aktualny w dzisiejszym, realnym nam świecie.