Zdaje się, że wilkołaki skorzystały na niezwykłej, „post-zmierzchowej” popularności wampirów. „Wilkołak. Dlaczego ja?” ukazał się dzień po premierze „Ugryzionej” Kelley Armstrong i miesiąc po „Wilkołaku” Jonathana Maberry’ego, nie wspominając już o istniejącej na rynku i odnoszącej sukcesy serii „Wilcze dziedzictwo” Magdy Parus. Nie tak romantyczne, jak ukochane przez gotyk wampiry, ale wciąż atrakcyjne poprzez swoją odmienność, wilkołaki przebojem wdarły się także do literatury młodzieżowej, choć akurat powieść Steve’a Feaseya nie jest takowego najlepszym przykładem.
Krótkie wprowadzenie w treść książki sugeruje raczej prostą i niekoniecznie oryginalną fabułę. Mamy do czynienia z często maglowaną historią nastolatka, który nagle dowiaduje się, że nie jest tym, za kogo zawsze się uważał. W tym przypadku wychowanek domu dziecka, Trey Laporte, poznaje swoją prawdziwą, wilkołaczą tożsamość po spotkaniu domniemanego wujka, Luciena Charrona, który z kolei okazuje się być wampirem. Chciałabym w tym momencie napisać, że banalny początek wcale nie definiuje dalszego ciągu, ale niestety później jest równie typowo: Treyowi grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, a Lucien chce go nauczyć bycia wilkołakiem, by chłopak mógł pomścić śmierć swoich rodziców. Charron jest oczywiście ich starym i oddanym przyjacielem, który czuje się zobowiązany do opieki nad Treyem. Mało tego! Lucien ma też… złego brata, który gra rolę głównego bad guya i jest, zgodnie z niepisaną zasadą, odpowiednio mroczny, przebiegły i bezwzględny.
„Wilkołak. Dlaczego ja?” nie należy do nadmiernie oryginalnych powieści, ale ma w sobie pewną dozę młodzieżowego uroku. Chociaż brakuje tutaj zdecydowanie świeżego spojrzenia na fantastykę młodzieżową, niektóre z pomysłów Feaseya zasługują na uwagę. Przede wszystkim kilka drugoplanowych postaci, w tym ludzkiego pomocnika Luciena Charrona, a także sposób na przedstawienie koegzystencji istot fantastycznych i ludzi, który okazał się może nie spektakularnie pomysłowy, ale całkiem zgrabny i lekki. Poza tym w książce jest wszystko to, co powinno się w niej znaleźć: nastoletnie zauroczenie, mroczna rodzinna tajemnica, magia i niezwykłe stwory. Gdy nie szuka się niczego więcej, powieść Feaseya nie rozczarowuje.
Szkoda, że autor nie zadał sobie trudu uatrakcyjnienia schematycznej fabuły i dodania czegoś, co odróżniałoby “Wilkołaka” od ton tego typu historyjek, zalewających rynek fantastyki w Polsce i na świecie. Niemniej jednak, nie jest tak źle, a przy odpowiednim nastawieniu powieść czyta się bez problemów.