W mieście i mieście
Odkąd zacząłem moją przygodę z fantastyką mam nieustanne wrażenie, że ta niedoceniana dziedzina literatury ma o wiele więcej ciekawego do powiedzenia, niż się to powszechnie wydaje. Pech chciał, że tezę tę można udowadniać setki razy, a i tak nie zmieni ona pewnie ogólnoludzkiego poglądu na ten temat. Jaki ma to związek z Carpe Noctem? Okazuje, się, że niemały…
Po mariaż fantastyki i kryminału sięgano już wiele razy – choćby w Na tropie jednorożca Micka Resnicka czy Holistycznej agencji detektywistycznej Dirka Gentlyego Douglasa Adamsa. Oczywiście przykłady można mnożyć jeszcze długo, bo i takich literackich wypraw nie brakowało. Taką zabawę podjął znany i ceniony również w Polsce Chiena Miéville w powieści Miasto i Miasto.
Na początku warto zauważyć, że Brytyjczyk rezygnując z osadzenia swojej powieści w rzeczywistym świecie, nie przenosi jej całkowicie do wyimaginowanego neverlandu. Zamiast tego tworzy małą enklawę fikcji w ramach naszego świata: bliźniacze miasta Besźel i Ul Qoma położone gdzieś na rubieżach Europy. O samych miastach można mówić wiele, bo to zgoła niezwykłe miejsca. A właściwie jedno miejsce… Aglomeracje bowiem są ze sobą splecione: obrazowo przedstawiając, to coś, co byśmy otrzymali, gdyby dwa dowolnie istniejące miasta pociąć na puzzle, a następnie poskładać przypadkowo w jedną całość. Na domiar złego te wątłe granice są ruchome, a mieszkańcy obu z miast nie mogą ingerować w swoje sprawy. Nie mogą się nawet dostrzegać na ulicy, widzieć budynków czy samochodów z sąsiedniego miasta, co zwane jest „przeoczaniem”. Wszystko to zaś pod groźbą pod kary, która może zostać wymierzona przez Przekroczeniówkę, tajemniczą organizację czuwającą nad zachowaniem odrębności obu metropolii. W tych właśnie bliźniaczych miastach inspektor Tyador Borlú z besźelańskiej Brygady Najpoważniejszych Zbrodni bada sprawę brutalnego morderstwa nieznanej młodej kobiety…
Intryga, jakkolwiek wydawała by się wtórna, stanowi jedynie podjecie gry z konwencją. Początkowe śledztwo idzie w nieoczekiwanych kierunkach, a Borlú musi podjąć współpracę z odpowiednikiem policji z sąsiedniego miasta. Tropy wiodą ku legendarnemu Orciny – miastu, które miałoby się w sekrecie znajdować między dwoma już istniejącymi, a jego mieszkańcy kierowaliby zza kurtyny oboma z nich… Miéville skutecznie tka misterną intrygę, jako zasłony używając scenerii obu miast, spiskowych teorii czy politycznych rozgrywek. Wygląda to na gigantyczny miszmasz, jednak Brytyjczyk zachowuje wewnętrzną logikę historii, jak i przedstawionego świata. Wykazuje też niewiarygodny wręcz zmysł do prowadzenia tej zawiłej opowieści. Ostatecznie czytelnik, chociaż cały czas wodzony za nos, nie jest w stanie pogubić się w natłoku faktów i zdarzeń.
Mimo całej niesamowitej otoczki, jaką ma przedstawiona intryga, nie odnosi się wrażenia, że jest ona przez nią przyćmiona. Świat i fabuła się uzupełniają, a niuanse śledztwa w znacznej mierze wynikają z założeń przedstawionej wizji rzeczywistości. Trzeba przyznać, że zachowanie choćby pozorów realności w tym wykreowanym świecie wydaje się być zadaniem niezwykle trudnym. Tym bardziej zachwyca fakt, że w bliźniacze miasta zdumiewająco łatwo uwierzyć. Zbudowane są z znanych elementów, poskładane w znajomy sposób. Zwłaszcza dla mieszkańca byłego Bloku Wschodniego, bo te analogie są najbardziej charakterystyczne dla obu miast. Besźel jest więc chwiejnym przytułkiem kapitalizmu i demokracji, obecnie w ciągłej tendencji spadkowej. Mamy więc odrapane blokowiska, jak i bogate siedziby zachodnich koncernów. Ul Qoma to natomiast coś na kształt kwitnącego socjalizmu z gospodarka wolnorynkową. Ogólny dobrobyt równoważy jednak cały wachlarz zakazów i ograniczeń.
Powieść Brytyjczyka ma wielowymiarowy charakter. Za pośrednictwem fantastyki i kryminału tworzy obraz społeczeństwa sztucznie podzielonego, pełnego ortodoksyjnych ugrupowań, jakie wynikają z tego rozłamu. Powieść nie bierze strony żadnego z prądów myślenia, co jest jej niewątpliwą zaletą. Co więcej, jest raczej nawoływaniem do zachowania zdrowego rozsądku. Jak wiadomo, każda rewolucja, zanim zje swoje dzieci, najpierw pociąga za sobą ofiary w postaci kobiet i najmłodszych. Zachowanie równowagi w bliźniaczych miastach wydaje się więc rozwiązaniem najlepszym z możliwych.
Miéville zapożyczył się w tej powieści mocno u Chandlera, Kafki ale też u naszego rodaka: Brunona Schulza, z którego to twórczości pochodzi motto, jakim opatrzona jest powieść. Waśnie klimat twórczości tych wymienionych wyżej pisarzy w znacznej mierze determinuje to, czym jest Miasto i Miasto. Od Chandlera Brytyjczyk wziął sposób prowadzenia intrygi, częste działanie bohatera poza prawem, jak i samą kreację inspektora Borlú – samotnego outsidera. Kafka dał klimat permanentnej, odgórnej inwigilacji podszytej paranoicznym klimatem fatalizmu. Schulz natomiast dał pomysł na same podwójne miasta… oraz jest mocno obecny w klimacie jednego z nich. A właściwie w jego zapachu…. Wszystkie te inspiracje Miéville przepuścił przez filtr swojej osobowości, co pozwoliło uzyskać zupełnie nową jakość zarówno gdy patrzeć na tą książkę jako kryminał, jak i fantastykę. Właściwie nie chce i nie lubię oceniać pod względem gatunku, to po prostu niemal genialna powieść jaka zrodziła się z wielu tradycji literackich.
Miasto i Miasto entuzjastycznie przyjęte przez środowisko krytyków, jak i miłośników fantastyki. Do fanów kryminału jednak jakby nie dotarło, bądź zostało zignorowane przez błędne szufladkowanie. Na naprawę błędu nie jest jednak za późno. Miéville daje nam w ostatecznym rozrachunku powieść znacznie wykraczającą poza wszelkie ramy. Nie zamierzam też dla tej powieści takowych szukać. Warto samemu sprawdzić co kryją miasta oraz to, co kryje się między nimi.