Do zbioru „Czarujące obiekty latające. Opowieści ze świata fantastyki i humoru” podeszłam z pewną rezerwą. Winę ze takie podejście ponoszą nienajlepsze doświadczenia ze wszelkiego rodzaju antologiami. Zazwyczaj okazywało się, że z całej gamy tekstów, tylko kilka z nich było warte uwagi, a reszta stanowiła przeciętne, bezbarwne tło.
W przypadku „Czarujących obiektów latających” sytuacja wygląda podobnie, niemniej warto się weń zagłębić, aby odnaleźć kilka perełek.
Po lekturze ma się wrażenie, że niektóre opowiadania dołączone są tu na siłę, nie tworzą spójnej całości. Wyjaśnienie redaktora, że są to przykłady najwyższej klasy opowieści z gatunku fantastyki humorystycznej, również wydaje się być nieco naciągane. Przyznam mu rację, że można znaleźć w tej antologii historie fenomenalnie śmiesznie (do gustu przypadły mi zwłaszcza „Samo życie” P.G. Wodehouse’a, „Dusza człowiek” Nelsona Bonda czy „Z kamienia” Michaela Moorcocka), jednak kilka innych opowieści pozostawia trochę do życzenia.
Dobrym pomysłem na ugryzienie tej książki jest podejście do niej, jak do zbioru opowiadań fantastycznych, niekoniecznie humorystycznych. W takiej formie spełniałaby oczekiwania wielu czytelników zwłaszcza, że pojawiają się tutaj próbki twórczości takich klasyków gatunku jak: C.S. Lewis, Kurt Vonnegut, Arthur C. Clarke czy John Wyndham. Część z opowiadań będzie pewnie znana niektórym czytelnikom (jako przykład może służyć „Władczyni domu miłości” Angeli Carter albo „Lepsza połowa Sama Smalla” Erica Knighta), ponieważ kilka napisano jeszcze w pierwszej połowie ubiegłego wieku.
Tym, co zakłóca i uprzykrza czytanie, są częste, uporczywe literówki w notkach biograficznych, zamieszczonych przed wszystkimi tekstami. Nie wiem czy jest to wina pośpiesznego tłumaczenia, czy niedokładnej korekty, ale niektóre z tych błędów są niewybaczalne (np. przytoczenie imienia Pratchetta w formie „Therry”, błędne podanie nazwisk Wodehouse’a jako Woodhouse i Mary Shelley jako Shalley). Mniej wnikliwym czytelnikom nie przysporzy to problemów, jednak bardziej spostrzegawczy poczują pewien niesmak.
W antologii znajdziemy własną interpretacje różnych znanych motywów literackich. Wymienię choćby zabawę z konwencją powieści detektywistycznych w „Przygodzie z marsjańskimi księżycami” Williama F. Nolana (główny bohater to robot o imieniu Sherlock Holmes, który rozwiązuje nową wersję zagadki psa Baskerville’ów) i zupełnie jawne nawiązania do „Wyspy doktora Moreau” H.G. Wellsa, obecne w opowiadaniu „Samica gatunku” Johna Wyndhama. W innych opowieściach pojawiają się ślady aluzji do takich wielkich figur literackich, jak Szekspir, Keats czy Kipling.
Zbiór stanowi swoiste zderzenie różnorakich opozycji: z jednej strony pojawiają się wiejskie przesądy (Roald Dahl i jego „O cudowna tajemnico życia!”), z drugiej futurystyczne wizje miejskich cywilizacji (Stephen Leacock, „Człowiek w azbeście”). Wyjątkowo krótkie formy sąsiadują z długimi; romantyczne historie (Mervyn Peake, „Danse macabre”) stykają się z tymi o lekkim zabarwieniu erotycznym (m.in. Robert Bloch „Kozetka”). Jedynie statystyka płciowa jest nierówna, bo tylko jedno opowiadanie jest autorstwa kobiety (chodzi o „Władczynię domu miłości” Angeli Carter). Takie zróżnicowanie pozwala każdemu znaleźć opowiastkę odpowiadającą jego gustom i zapewne taki właśnie cel przyświecał wydawcom.
„Czarujące obiekty latające” polecić można każdemu, bo mimo pewnych edytorskich niedoróbek, zbiór wywołuje bardzo pozytywne wrażenie. Forma opowiadań znajdzie swoich wielbicieli pośród osób, które mają w zwyczaju czytanie książek „na raty”, raz po raz robiących sobie przerwę przed kolejną opowieścią. Pozostali z łatwością połkną tą smaczną i lekkostrawną antologię w całości.