Wokół Małeckiego od samego początku tworzyło się dużo pozytywnego szumu, generowanego głównie przez zadowolonych czytelników, a nie wydawnictwo czy samego Jakuba. Jeśli porównamy sobie raczej oszczędną promocję „Błędów” do ciągle obecnego w mediach zbioru opowiadań „Demony” Łukasza Śmigla, widać ogromną różnicę. Nie chcę w niczyich oczach dyskredytować książki Łukasza z prostego względu, że jej nie czytałam, ale pozytywne opinie odnajdywane na różnych forach i blogach, a także osobiste rekomendacje znajomych działają na mnie mocniej niż ciągła agitacja autora. „Błędy” tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że poszukiwania dobrej lektury powinny się zacząć właśnie w takich miejscach. I dlatego teraz proszę o uwagę, będę bowiem reklamować.
W swojej powieści Małecki wykorzystał szkielet „Mistrza i Małgorzaty”, zamieniając totalitarną rzeczywistość stalinowskiej Rosji na smutne i szare blokowiska współczesnego Poznania. Zachował przy tym sporo atmosfery absurdu z powieści Bułhakowa, jednocześnie dodając dużo własnych, o wiele bardziej makabrycznych, pomysłów. W przeciwieństwie do wielu moich koleżanek i kolegów, i samego Jakuba zapewne, nigdy nie zachwycałam się „Mistrzem i Małgorzatą”. Nie wiem z jakich powodów akurat do mnie ta książka nie trafiła, chociaż nie znam osoby, która nie wymieniłaby jej jako jednej z ulubionych licealnych lektur. W każdym razie zupełnie porwała mnie wersja Małeckiego, chociaż na samym początku byłam dość sceptyczna. Do lektury źle nastawił mnie pierwszy tekst, którego koncept wydał mi się tak durny, że aż przykro było mi go czytać. Całe szczęście zakończenie okazało się genialne i zbiło mnie z nóg. Pozostała część książki to już równa, bardzo dobra lektura.
W czasie czytania „Błędów” czułam wyraźnie, że to debiut autora i znać było jeszcze pewną stylistyczną nieporadność, którą później znacznie poprawił w „Przemytniku cudu”. Za to pomysły były przednie i choć zazwyczaj na groteskę reaguję alergicznie, tutaj wszystko grało i wywoływało pożądany efekt. Jestem bardzo ciekawa, w którym kierunku Jakub pójdzie i jak będą wyglądały jego następne książki. Cieszę się, że polską grozę tworzą nie tylko starzy wyjadacze, ale także pojawiają się nowi, bardzo utalentowani, pisarze.
Dałam się skusić na prozę Małeckiego i nie żałuję, więc i Wy dajcie mu szansę. Warto. Jestem przekonana, że żaden miłośnik polskiej grozy nie będzie kręcił nosem.