Napisana przez Deana Koontza w 1988 roku powieść „Lightnig” doczekała się u nas już trzech edycji. Pionierem był Amber dwie dekady temu, zapoczątkowując tym samym regularne wydawanie książek tego nieznanego wówczas w Polsce amerykańskiego pisarza, tworzącego na poły sensację, fantastykę i grozę. „Grom”, bo pod takim właśnie tytułem ukazał się pierwotnie ten utwór, doczekał się wznowienia u Prószyńskiego kolejnych dwanaście lat później, gdy Koontz stał się już u nas bardzo dobrze rozpoznawalnym autorem trzymających w napięciu, enigmatycznych historii z pogranicza rzeczywistości. Obecnie zaś sympatycy prozy tego pisarza mogą cieszyć się trzecią edycją rzeczonej książki, tym razem wydanej przez Albatrosa pod zupełnie nowym i niestety zdradzającym istotę fabuły tytułem „Anioł stróż”.
Utwór ten wywarł na mnie wielkie wrażenie przed laty, a i ponowna jego lektura – przyznam, że wielce sentymentalna – sprawiła mi mnóstwo przyjemności. „Anioł stróż” to pełna tajemnicy opowieść o losach młodej kobiety, rzuconej w wir okrutnego przeznaczenia. Bohaterka powieści – Laura Shane, doświadczona życiowo już od najmłodszych lat, musi stawiać czoło szorstkiej, często bolesnej rzeczywistości, w którą wkracza niespodziewanie tajemniczy wybawca, w ostatniej chwili rzucając dramatyczne koleje losu kobiety na zupełnie inny tor wydarzeń. Kim jest ów przybysz, dlaczego zawsze pojawia się podczas burzowych nocy i jakie snuje plany wobec pierwszoplanowej postaci utworu oraz kto jeszcze czyha w mroku kolejnych stronic – tego wszystkiego warto dowiedzieć się zatopiwszy w wartkiej i emocjonującej lekturze „Anioła stróża”. Jest to bowiem połączenie gorzkiego dramatu obyczajowego z dynamiczną sensacją, przeplataną dużym ładunkiem elementów typowych dla literatury grozy i science-fiction. Misz-masz gatunkowy, o którym mowa, to swego rodzaju wizytówka prozy Koontza, ciesząca się wielkim uznaniem w oczach czytelników regularnie sięgających po jego powieści.
Śledząc przejmującą historię kobiety nękanej przez życie, możemy niemal na własnej skórze poczuć jej wewnętrzny dramat, a także oczarować się jej osobowością, a wszystko to za sprawą wyrazistych, działających na emocje opisów, jakich bogactwem raczy nas w tej opowieści autor. Dzięki takiemu zabiegowi twórcy sympatyzujemy z bohaterką, dopingując jej w heroicznych zmaganiach, ciekawiąc się, co czeka zarówno ją, jak i nas w każdym następnym rozdziale. Wymowy dramaturgii i towarzyszącej jej atmosfery napięcia dostarcza również kalejdoskop postaci drugoplanowych. Tak przyjaciele Laury Shane, będący dlań opoką w trudnych chwilach, jak i dybiący na jej życie, zaciekli zbrodniarze stanowią uzupełnienie świata nieustannej walki bohaterki o lepsze jutro i wysiłków wkładanych w zapewnianie bezpieczeństwa jej bliskim. W tym ujęciu, „Anioła stróża” należy odczytać jako powieść o staraniach, jakie może podjąć człowiek wobec nieuchronnego fatum, a także o pozornie daremnych wysiłkach, by zmienić niewdzięczny los, wreszcie o przyjaźni, wierze w swoje możliwości, nadziei i pragnieniu życia.
Ale utwór Koontza to rzecz jasna nie tylko bohaterowie i ich losy; bardzo mocną stroną tej książki są wszak takie jej elementy, jak zagadkowa fabuła, aura mroku, różnorakie lokacje i wielotorowa akcja, będąca efektem zaskakujących, paradoksalnych wręcz zjawisk zapożyczonych ze świata fantastyki oraz szybkie tempo rozgrywających się wydarzeń. Wszystkie to wzmaga w czytelniku – a przynajmniej na mnie wywarły takie wrażenie – uczucie niesamowitości. Zatem przeczytawszy kolejny raz tę powieść, utwierdziłem się w przekonaniu, że mam do czynienia z niebanalną i widowiskową historią, opowiadającą o ludzkiej waleczności i szlifowaniu charakterów poprzez doznane przeżycia. Polecam więc „Anioła stróża” czy też jego wcześniejszą wersję „Grom” nie tylko fanom twórczości Deana Koontza, ale i czytelnikom lubującym się w nietuzinkowych, refleksyjnych opowieściach z pogranicza rzeczywistości i fantastyki.