Wywiad z Katarzyną Mlek

Kim jest Twój osobisty kruk?

Pani społeczno-psychologiczna powieść „Zapomnij, patrząc na słońce” zwiera też elementy symboliczne i oniryczne, wprowadzające czytelnika w świat szeroko rozumianej fantastyki. Kreują one wizje bliskie autorom horrorów typu S. King. Pokazują bowiem, jak za „zwykłymi” faktami trudnego dnia codziennego dzieje się coś, czego nie da się ogarnąć racjonalnym umysłem. Co Panią zawiodło w tę mroczną stronę?

Cieszę się, że padło to pytanie, ponieważ przy okazji mogę wypowiedzieć się na temat przewodniej myśli powieści. W „Zapomnij patrząc na słońce” pojawia się wiele wątków, trudno ją jednoznacznie zaklasyfikować, rozgryźć aż do pestki, a to właśnie jest bardzo istotne w kontekście zadanego pytania.
Oprócz poruszenia ważnych kwestii społecznych, ekonomicznych, oprócz tej warstwy psychologicznej, w książce pada, choć nie wprost, bardzo ważne pytanie: kim jest twój osobisty kruk? Bo pisząc, zakładałam, że każdy ma swojego kruka. Chodzi mi tu o jakieś wspomnienie, zagrzebane głęboko żale, traumatyczne wspomnienia, które potrafią nas dręczyć bez końca, tak jak wizje przyszłych katastrof dręczą Hankę. Ona podąża za ptakiem, daje się wciągnąć w okropną, krwawą grę. My mamy wybór: zadręczać się przeszłością czy iść przed siebie. Decydując się na ciągłe wspominanie krzywd, stajemy się tacy jak Hanka – opętani. W powieści chciałam – między innymi – przestrzec przed tym opętaniem.

Z czego zbudowała Pani ów świat nieludzki w powieści?

Może odpowiem tak. Nie musiałam się specjalnie męczyć, konstruując alternatywną rzeczywistość. Przecież świat, w którym żyję na co dzień, jest jej bardzo bliski. Przemoc, seks, krew, wojna, śmierć. Z tym stykamy się na co dzień, jesteśmy wręcz zalewani negatywnymi informacjami.
Wbrew pozorom w mojej powieści nie ma praktycznie nic fikcyjnego. Dobrze, są dziwne sny, ale proszę zauważyć, że każdy z nich jest bardzo mocno sklejony z rzeczywistością. Wydarzenia, które on zapowiada, każde jedno, miały miejsce. Recenzenci podkreślają to zawalenie się hali w Katowicach, zapominając kompletnie o innych głośnych sprawach ostatnich lat. Baby, Szczekociny. Masakra na premierze „Batmana”. Wampir z Katowic i katastrofy górnicze. Zaczadzenia i zadręczanie podopiecznych domów opieki. To wszystko miało miejsce i ma oparcie w badaniach, jakie prowadziłam, pisząc książkę. Sny, które opisuję, to tylko metafora rzeczywistości. A że występuje w nich gadający kruk? Ktoś musiał poprowadzić bohaterkę przez życie.

Rozumiem, a proszę jeszcze opowiedzieć o tych badaniach, o których Pani wspomina. Czy na przykład odtwarzając te katastrofy i wypadki, posiłkowała się Pani relacjami medialnymi, czy sięgała głębiej? Do jakiejś dokumentacji? A jeśli chodzi na przykład o zachowanie się ludzi w danej sytuacji, czy robiła Pani jakiś research, sprawdzający w literaturze, jak ludzie reagują, co się z nimi wtedy dzieje? Na czym te badania polegały u Pani?

Na biurku mam kilka pudełek, w których przechowuję różne materiały źródłowe. Są tam wycinki gazet, kserokopie książek, sporządzone naprędce notatki, zdjęcia. Przygotowując się do pisania zbieram wszystko, co nawet w daleki sposób wiąże się z tematem i potem selekcjonuję.
Jeżeli chodzi o weryfikację, jak ludzie reagują na ekstremalne sytuacje… Znam osoby, które brały udział w niektórych wydarzeniach, które opisuję w książce. Miałam więc bezpośrednią relację.

Czy te badania obejmowały również lekturę powieści innych autorów? Fantastycznych, grozy na przykład? Sprawdzała Pani, jak inni to robią?

Czytam bardzo dużo i oczywiście czerpię z dzieł innych autorów. Często wracam do książek, których fragmenty są dla mnie w danym momencie interesujące. Ale to nie jest tak, że zanim zacznę pisać wypożyczam kilka pozycji i szukam inspiracji czy konkretnych rozwiązań. Raczej przeszukuję pudło i kserokopie materiałów, które kiedyś zwróciły moją uwagę.

Pani powieść jest też w jakiś sposób tekstem o złu. Czym ono jest w Pani powieści?

Zło to ludzie. Niestety. Zwierzęta czy przedmioty nie mają żadnych intencji. To my jesteśmy źródłem zła, nie kruk, którego moi czytelnicy polecają oblać wrzątkiem i wypatroszyć. I tu znowu odsuwamy kolejną zasłonę. Kruk nie jest zły, to Hanka jest zła.

No właśnie, czym jest ów wszechobecny u Pani symbol kruka? Skąd się wywodzi? Jaką ma tradycję literacką czy filmową?

Przede wszystkim jest to postać z moich własnych snów. Przeniosłam ją nie wprost, mój własny kruk jest chyba przyjemniejszy, ale niestety pogniewał się z powodu książki i już mnie nie odwiedza.
Odruchowo przypisuje się krukowi znaczenie negatywne, co jest błędem. Pewnie nie bez znaczenia jest zapamiętywana ze szkoły średniej nowela „Rozdziobią nas kruki, wrony”. Jak kruk, to zło. Tymczasem to skojarzenie jest charakterystyczne dla kręgów chrześcijańskich. Natomiast gdzie indziej przypisywano mu znaczenie pozytywne.
Kruki to ptaki wyjątkowo sprytne, potrafią dość dobrze rozwiązywać problemy, wykorzystując abstrakcyjne myślenie. Patrząc na moje osiedlowe kruki, muszę się z tym zgodzić – fascynuje mnie chociażby ich kreatywność w zdobywaniu pożywienia.
Tak mądry ptak bywał więc posłańcem bogów albo ich sługą, ptakiem nad wyraz odpowiednim dla proroków czy też strażnikiem. W Afryce przypisuje mu się zdolności ostrzegania przed niebezpieczeństwem, co pokrywa się z motywem „Zapomnij patrząc na słońce”. W wielu kulturach kruk symbolizuje słońce – weźmy chociażby Grecję czy Persję. W Europie tymczasem utarło się, że jest zwiastunem śmierci, tylko ze względu na preferencje kulinarne tego ptaka – chmary kruków ciągnęły na pełne trupów pola bitew. A tymczasem to kruka wysłano z arki Noego, aby jako pierwszy rozejrzał się za suchym lądem.
W literaturze dominują te negatywne skojarzenia, chociaż mi przychodzi akurat na myśl kruk z „Wiedźmikołaja” Terry’ego Pratchetta. Ptak towarzyszy wędrującej po świecie Śmierci Szczurów i skoncentrowany jest na jednym: zdobyciu smacznych gałek ocznych. Gdzie tylko może, wyjada pikle i orzechy, kojarzące mu się z tym przysmakiem, a przy tym wygłasza niezwykle dowcipne uwagi. Polecam tę lekturę, aby nieco odczarować tego ptaka.
Jak widać, kruk nie jest jednoznaczny i taki jest też u mnie. W „Zapomnij patrząc na słońce” to jednocześnie przyjaciel i wróg. Zarazem mówi prawdę i kłamie, jest współczujący i bezwzględny, niezbędny do życia i jednocześnie śmiercionośny. Powracając do stwierdzenia „każdy ma swojego kruka”… Nasza przeszłość jest dla nas jednocześnie budująca, ale też destruktywna. Musimy ją mieć, ale czasem byłoby najlepiej, abyśmy niczego nie pamiętali. Ale ostatecznie chodzi chyba o to, abyśmy byli kruka świadomi i podjęli decyzję, co z nim będzie.

Które fragmenty w czasie pisania były dla Pani najtrudniejsze i dlaczego?

Najtrudniejsze było dla mnie zakończenie powieści. Opracowałam chyba ze trzy jego wersje, aby zdecydować się na tę, którą można przeczytać. Proszę czytać uważnie, bo ono też nie jest jednoznaczne: niby stanowi spełnienie marzeń, ale też powoduje pewne zniewolenie.
Zakończenie było o tyle trudne, że czułam pokusę, aby po pierwsze ten koniec przyspieszyć, a po drugie, aby był on jednoznacznie pozytywny. Musiałam się wziąć w garść i nie dać ponieść fabule. Bo zakończenie to najważniejsza część książki. Każdej książki.

Zakończenie książki to jednocześnie też symbol otwarcia… na nową powieść. Zaczęła już Pani ją pisać?

Tak. Zaczęłam. Nawet kilka, ale dokonałam już wyboru, co powstanie jako pierwsze.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.

Wywiad z Katarzyną Mlek
Przewiń na górę