Rozwinąć skrzydła
Sześć lat temu Jakub Małecki sięgnął do „Mistrza i Małgorzaty”, by napisać osadzone w Poznaniu „Błędy” i namieszać na scenie polskiego horroru. W tym roku Aleksandra Zielińska zrobiła to samo z „Alicją w Krainie Czarów”, swoją Alę wysłała do Krakowa i stworzyła powieść, którą recenzuje się z rozkoszą. Rzadko bowiem mamy do czynienia z tak dobrze skrojoną i napisaną książką rodzimego twórcy wyraźnie identyfikującego się z horrorem. Zielińska jeszcze wczoraj pisała teksty do niszowych antologii, a dzisiaj zaskoczyła wszystkich wydaniem „Przypadku Alicji” w znanej warszawskiej oficynie, W.A.B.
Już przy okazji recenzji antologii „13 ran” widziałam potencjał w twórczości Zielińskiej. Wydawało mi się, że choć fabularnie nie mówiła jeszcze nic zapadającego na długo w pamięć, stylistycznie zaczyna sięgać wysoko. I z nieskrywaną satysfakcją stwierdzam, że się nie pomyliłam, bo „Przypadek Alicji” jest napisany rewelacyjnie. Wypracowanie takiego swobodnego, celnego i miejscami piekielnie dosadnego języka, jednocześnie nie popadając w przesadę, jest prawdziwą sztuką. A obcowanie z tak napisaną literaturą to doświadczenie wyjątkowo przyjemne.
Tylko szkoda, że znowu Alicja. Opowieść Carolla była przerabiana już chyba na każdą modłę, a horrorowe Alicje też już się pojawiały. Jednak Zielińska daje radę i jeśli książkę zaakceptował nawet ktoś tak niechętny grotesce i wszelkim postmodernistycznym przeróbkom jak niżej podpisana, to musi być dobrze. W tle pobrzmiewały wyeksploatowane przez naszych pisarzy motywy, ale Zielińskiej znowu udało się nie zabrnąć zbyt daleko i zachować umiar. A przy takim temacie łatwo o przesadę. Parę rzeczy tu świetnie zagrało, ratując mocno sztampowy pomysł. Przede wszystkim chodzi o połączenie ultrakobiecego tematu niechcianej ciąży z klasycznie dziewczęcą opowieścią o Alicji.
Jako że główna bohaterka książki przechodzi przez piekło z powodu niechcianej ciąży, bardzo ciekawi, czy autorka w jakikolwiek sposób próbowała wpisać się w dyskusję o aborcji. W zasadzie powieść o kobiecie tak głęboko nienawidzącej swojego nienarodzonego dziecka mogłaby się stać orężem w walce po obu stronach aborcyjnej barykady, bo to, co dla jednych będzie wyrazem fatalnego w skutkach tłamszenia wolności kobiety, dla innych może stanowić krytykę nieodpowiedzialnych młodych dziewczyn, za których niefrasobliwość, rozwiązłość czy wręcz głupotę płacić muszą niewinne istoty. W końcu Alicja zachodzi w ciążę na imprezie, pod wpływem narkotyków i z przypadkowym mężczyzną, więc raczej zwolennicy prawa kobiet do aborcji nie zechcieliby jej na swoich sztandarach.
I może w ogóle nie zaczynałabym tego wątku, gdyby nie to, że nawiązując współpracę z W.A.B.-em Aleksandra wyszła z getta horroru i jej powieść będzie oceniania nie tylko pod względem fajności motywu szaleństwa czy makabryczności finału. Nie jestem w stanie po tej książce ocenić, czy autorka jest tego świadoma, ale mam nadzieję, że tak, i że chętnie pójdzie właśnie w tę stronę i stanie się Orbitowskim w spódnicy, dzielnie wynosząc grozę na salony. A wydaje się, że ma czym powalczyć. Pod względem literackim „Przypadek Alicji” jest naprawdę dobry, taką narrację i tak spójną wizję w polskim horrorze widuje się rzadko. Samo to, że oklepany już do granic przyzwoitości motyw „Alicji w Krainie Czarów” nie pogrążył tej książki, jest już sporym osiągnięciem. Teraz pozostaje tylko oderwać się od literackiego recyklingu i rozwinąć skrzydła.