Ciężki jest czasem los recenzenta. Bo co tu napisać o książce, która jest w sumie słaba, ale w zasadzie dobra. Taka wiecie – miejscami zabawnie naiwna, od czasu do czasu nieumiejętnie napisana, lecz w gruncie rzeczy to jakoś wciąga, czytać się da i nawet bardzo nie wkurza, a pewnie znajdą się i tacy, co im się całkiem spodoba. Jakby tak krótko przedstawić „Podziemne miasto” to brzmi naprawdę fajnie – bo są Naziści, jest tajemniczy tunel i ognisty potwór z indyjskimi korzeniami. A jak człowiek zacznie czytać i przymknie oko na nieco drętwe dialogi, niezbyt ciekawe postaci i słabą narrację, to sama historia zapewnia godziwą rozrywkę.
Największą zaletą książki jest konsekwentne prowadzenie opowieści i to właśnie ono ratuje ją z opresji niekoniecznie udanych postaci i niezgrabnej narracji. Nawet jeśli kilka scen wydaje się nieco przypadkowa, całość tworzy raczej przemyślaną historię, która wciąga mimo potknięć w innych obszarach. „Podziemne miasto” to powieść dla czytelników bardziej ceniących sobie dobrą fabułę niż styl czy rys psychologiczny postaci. A trzeba przyznać, że tematyka „Podziemnego miasta” zawiera jedne z najbardziej lubianych przez miłośników horroru motywów – kto by nie chciał zajrzeć do podziemnego tunelu wykopanego przez Nazistów, gdzie przed zamurowanym naprędce wejściem da się wyczytać złowieszcze „Achtung, achtung!”? Że niby przewidywalne? Nie aż tak, jak można by się spodziewać. Henel nie próbuje iść na łatwiznę tylko buduje rzetelny horror, przy którym można się dobrze bawić.
I tylko tego nieszczęsnego warsztatu brakuje i dystansu do tworzonej powieści. W szczególności jednej sceny wybaczyć Henelowi nie mogę i trudno mi uwierzyć, że nikt z redakcji nie zwrócił uwagi na taniość takiego zagrania. Za to pochwalić muszę tło historyczne oraz ciekawe relacje między Polakami i Rosjanami. Nie zauważyłam też częstego problemu, czyli braku pomysłu na zakończenie – to wymyślone przez Henela ładnie podnosi napięcie i współgra z resztą powieści. Tylko epilog mógłby dla mnie nie istnieć i wyparłam go z pamięci.
Gdyby tak autor popracował nad warsztatem, a wydawnictwo przyłożyło się do redakcji, „Podziemne miasto” miałoby szansę stać się kawałkiem naprawdę fajnego czytadła. Niestety kogoś przywiązującego wagę do szczegółów – czyli mnie – pewne rzeczy przyprawiają o zgrzytanie zębów. Sama wolę spędzić czas nad czymś o klasę wyższym, ale jeśli polska groza ma mieć średnią półkę, niech to będzie coś może i niedoskonałego, ale tak wciągającego, jak „Podziemne miasto”.