Pozwolę sobie przedstawić ogólną ocenę już tutaj: Czarnego boga uważam za tyle samo nieudaną powieść, co za godny uwagi debiut. Dlaczego nie mogę nazwać powieści dobrą? Nawet abstrahując od fatalnie wykonanej redakcji, która mogłaby znacznie podciągnąć pomniejsze słabostki, dominującą wadą jest tutaj główny wątek powieści, którego dynamika jest tak wątła, że po niedługim czasie od zamknięcia książki, niemal zupełnie wywietrzał mi z głowy. Niedługo po zakończeniu II wojny światowej do wioski leżącej na ziemiach odzyskanych przybywa nowy porucznik MO. Trafia do pełnego animozji i przesądów, wielokulturowego tyglu, w którym stara się rozwikłać zagadkę śmierci zamordowanego w niejasnych okolicznościach poprzednika. Przy okazji tego wpada na trop pradawnego kultu, którego ślady mogą być nadal obecne w wierzeniach ludności.
Nie wymagam od literatury tego, żeby zawsze oparta była na wyrazistej i konsekwentnie prowadzonej intrydze, w zasadzie w ogóle nie stawiam książce przed otwarciem większych wymagań, oczekując jedynie tego, by w finale autor przekonał mnie do swojej wizji. Tutaj się to nie udało. Niby jest tutaj jakaś fabuła, niby autor pcha ją do przodu, ale tak naprawdę nawet nie wiadomo ku czemu. Czarny bóg czerpie zarówno z powieści kryminalnej, jak i horroru czy literatury historycznej, jednocześnie nie realizując się w żadnej z tych nisz. Śledztwo i wątek niesamowity nie są na tyle wyraziście nakreślone, by miało się ochotę poznać finał. Wątek historyczny zaś stanowi wyraźny atut, ale sam w sobie nie jest wystarczający.
W szczegółach to samo wygląda o wiele lepiej. Tło historyczne opracowane jest przez autora znakomicie i przyznać trzeba, że w polskiej literaturze grozy tak rzetelne i interesujące obrazy z przeszłości niemal nie istnieją. Obraz wielokulturowej powojennej prowincji odmalowany jest bardzo przekonująco, stylizacje językowe są nieprzesadne i trafne, a sama historyczność nie ogranicza się jedynie do stanowienia apetycznego sztafażu, ale jest integralną częścią opowieści. Wroński w ogóle w detalach i pojedynczych scenach jest bardzo sprawny. W scenach grozy napięcie i nastrój tworzy w sposób wybijający się zdecydowanie ponad przeciętną. Problem w tym, że nawet najlepiej zbudowana scena musi się skończyć. I nawet nie chodzi o to, że każdorazowy powrót do głównego wątku był jakimś koszmarem. Czuję potrzebę wytłumaczenia się, bo ta książka w wielu momentach robi naprawdę świetne wrażenie, nie rekompensuje to jednak jej największych wad.
W skrócie, cały problem Czarnego boga określiłbym jako „kiepską książkę dobrego pisarza”. Jako dzieło, które samo w sobie nie jest w stanie się obronić, ale pozostawia nie tylko nadzieję, ale wręcz przekonanie, że warto będzie poczekać na kolejne dzieła jego twórcy. A takie uczucie w przypadku polskiego horroru nie trafia mi się znowu tak często.