Bez Prusa, ale z plusem
Lalka znajduje się na szczycie listy nie tylko moich ulubionych lektur szkolnych, ale też powieści w ogóle. Jestem też wielkim zwolennikiem wszelkich zabaw z konwencją, poczynając od tych bardziej klasycznych, jak pastisze, na tych bardziej zwariowanych w stylu re-writingu czy mashupie kończąc. Kiedy tylko dowiedziałem się więc o premierze Alkaloidu, wiedziałem, że będę musiał przeczytać tę książkę. Sam pomysł wyjściowy, a także fakt, że autor ukrył się pod pseudonimem Aleksander Głowacki, nastawiły mnie na przepyszną powieść, będącą wariacją pozytywistycznej cegiełki. Moje nadzieje spełniły się połowicznie – Prusa mamy tam niewiele. Na szczęście cała reszta okazała się prawdą: Alkaloid jest bowiem przepyszną czytelniczą gratką.
Stanisław Wokulski jest jednym z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. Osiągnął to za sprawą tajemniczego wyciągu z bulwy, zwanym Alką, dzięki któremu można posiąść umiejętności, o jakich ludziom się nie śniło. Wokulski nie tylko uzależnił świat od stałych dostaw tego specyfiku, ale sam też stał się dzięki niemu kimś w rodzaju nadczłowieka. Staje się przez to solą w oku m.in. Imperium Brytyjskiego, jednak jego potęga uniemożliwia wszelkie próby zgładzenia go czy też wydarcia z niego tajemnicy Alki. Szybko jednak okazuje się, że alkaloidowa władza ma swoje złe strony – główny bohater obmyśla więc skomplikowaną intrygę, dzięki której mógłby się uwolnić z piekła, które sam wcześniej rozpętał.
Jeżeli ktoś nastawia się na intertekstualną polemikę czy choćby korespondencję z Prusem, może się srodze zawieść. Z Lalki zostało bowiem wzięte jedynie kilka nazwisk, jak Wokulski czy Ochocki, i na tym skończyły się wszelkie podobieństwa. Nie licząc oczywiście pseudonimu autora Alkaloidu. Nie znajdziemy tam znaczących nawiązań do fabuły, a i styl, nawet przy pominięciu wszelkich neologizmów i terminologii naukowej, w niczym nie przypomina pióra autora Emancypantek. Jedyne wytłumaczenie dla uczynienia z Wokulskiego głównej postaci widzę w chwycie marketingowym, za pomocą którego Alkaloid miał przyciągnąć rzesze czytelników. Jeżeli tak było naprawdę, to zabieg ten był zupełnie niepotrzebny – powieść obroniłaby się bez problemu, nawet gdyby główny bohater nazywał się Jan Kowalski.
Wszystko to dzięki doskonałemu pomysłowi, za sprawą którego poznajemy niezwykle oryginalny i ciekawy świat alternatywny. Alka przerzuciła rozwój historii na zupełnie inne tory, więc czytelnik może podziwiać nieskrępowaną wyobraźnię autora, który rozpościera przed jego oczami całą masę fantastycznych wynalazków. Ponadto sam Wokulski jest postacią tak charyzmatyczną, że nie sposób się nią nie fascynować. Ogromnym plusem jest fakt, że jest on bohaterem dynamicznym – widzimy człowieka, który poświęca wszystko, by zdobyć potęgę, która w końcu okaże się dla niego bolesną lekcją. Wszystkie te zalety, połączone z wartką akcją oraz pełnymi rozmachu scenami walk i pościgów, sprawiają, że Alkaloid jest utworem, który wciągnie czytelnika bez reszty.
Poza tym, jak przystało na science fiction, powieść ta porusza w bardzo ciekawy sposób różne zagadnienia, począwszy od tych ściśle antropologicznych, na fizycznych i matematycznych kończąc. Autor w sposób bardzo inteligentny przedstawia mechanizmy władzy i rewolucji; potrafi nawet zainteresować tak skomplikowanymi problemami, jak mechanika kwantowa podróży w czasie. Szczególnie, jeżeli w ich rozwiązywaniu biorą udział tak wielkie umysły, jak Albert Einstein czy Nicola Tesla. Bardzo ciekawe są też spekulacje na temat struktury społeczeństw przyszłości. Wszystkie te rozważania są na mistrzowskim poziomie i spychają na bok wątpliwości, czy Alkaloid może stanowić bazę do powstania nowego gatunku, jakim miałby być chempunk. Najważniejszy (przynajmniej dla mnie) jest bowiem fakt, że jest to doskonałe i sprawnie napisane science fiction.
Mimo że świat Alki niewiele ma wspólnego ze światem Lalki, dostarczył mi on mnóstwo refleksyjnej zabawy, choć dla wielu to określenie będzie pewnie pustym oksymoronem. Powieść ta wciągnie każdego fana dobrej fantastyki i z pewnością zaliczana będzie do najciekawszych premier tego roku. Więc o ile żartobliwe stwierdzenie, że jest to science fiction z Prusem, ma niewiele wspólnego z prawdą, o tyle jak najbardziej na miejscu jest włączenie tej powieści do serii „Science Fiction z plusem”. Bo bez wątpienia należy jej się ogromny i jak najbardziej zasłużony plus.