Śnieg w Wenecji

„Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,/ I kręci się, kręci się koło za kołem,/ I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,/ I dudni, i stuka, łomoce i pędzi.” – ten fragment „Lokomotywy” Tuwima idealnie obrazuje szybkość akcji w debiucie literackim Nicolasa Remina. Niestety, tory tej historii były zbyt krótkie, aby przyzwoita prędkość rozwoju wydarzeń na końcowym etapie pozwoliła zapomnieć o powolnym sunięciu przez ponad połowę książki; co więcej, fabuła wykoleiła się tuż przed ostatnią stacją, przez co całość wygląda bardzo… niepociągająco.

W kabinie „Arcyksięcia Zygmunta”, parostatku kursującego między Triestem a Wiedniem, zostają znalezione zwłoki carskiego oficera oraz młodej kobiety, na ciele której widać ślady maltretowania. Funkcjonariusz Alvise Tron, zubożały conte pracujący w weneckiej policji, przybywa na statek i już po pobieżnym obejrzeniu ciał stwierdza, że morderstwa te znacząco się od siebie różnią. Niestety, śledztwo przejmują służby wojskowe, których pośpiech w przejęciu sprawy wydaje się bardzo podejrzany… Pasażerka statku, principessa di Montalcino, namawia Trona, by ten poprowadził śledztwo na własną rękę.

Wydawałoby się, że umieszczenie akcji w dziwiętnastowiecznej Wenecji będzie pretekstem do snucia zachwycających opisów krajobrazu oraz ciekawych wątków historycznych. Niestety, nic takiego nie ma miejsca – powieść sprawia wrażenie, jakby taka właśnie sceneria była wynikiem nie osobistej fascynacji autora tym miejscem, ale zwykłym kaprysem, lub co gorsza – czystym przypadkiem. Znajdziemy tu suche, pozbawione jakichkolwiek emocji opisy; można by odnieść wrażenie, że czytamy przewodnik turystyczny, gdyby nie fakt, iż tego typu lektura potrafi choćby w minimalnym stopniu przykuć uwagę czytelnika. W „Śniegu w Wenecji” niestety tego nie doświadczymy.

Jeżeli do takiego „wydestylowanego” stylu dodamy powoli rozkręcającą się akcję, to naprawdę trudno się brnie przez taką powieść. Początkowo myślałem, że główny bohater przeprowadzi mnie bezboleśnie przez pozbawione wyrazu ulice Wenecji i pomoże przewracać coraz cięższe strony, bowiem okoliczności jego poznania były bardzo intrygujące. Niestety, była to jedyna sytuacja, gdzie comissario Tron mnie zaskoczył – z czasem zaczął się upodabniać do bezbarwnego tłumu pozostałych postaci, z których większość można trafnie opisać jednym tylko określeniem.

Po ponad połowie książki akcja przyspiesza, pojawiają się coraz to ciekawsze wątki i wreszcie opowieść staje się na tyle interesująca, aby przykuć uwagę czytelnika. Nie jest to oczywiście metamorfoza, dzięki której jałowa charakterystyka krajobrazu rozkwita w bujne, zapierające dech w piersiach opisy, ale dzięki przyspieszonemu biegowi wydarzeń, można zapomnieć o wylewającej się ze stron monotonii. Nie wystarczyło to natomiast w zamaskowaniu naiwności i sztampy towarzyszących rozwiązaniu zagadki. Myślałem, że czarne charaktery, które wabią w pułapkę głównego bohatera, by potem zdradzić mu ze szczegółami swój genialny plan, poszły do lamusa. Jednak myliłem się.

W „Śniegu w Wenecji” mamy do czynienia z takim właśnie typem. Z jednym wyjątkiem – jego plan nie był ani genialny, ani nawet dobry. Każdy uważny czytelnik wyłapie wszystkie klucze pomocne w rozwikłaniu intrygi i bez najmniejszego problemu włączy do kręgu podejrzanych właściwe osoby. Zwykle, kiedy uda mi się przejrzeć zamierzenia autora, jestem dumny, że miałem przysłowiowego „nosa”. W tym przypadku nie było jednak żadnej satysfakcji, bowiem do rozgryzienia zagadki wystarczy nawet nos alergika w środku wiosny.

„Śnieg w Wenecji” jest słabą książką, niezależnie według jakich kryteriów będzie się ją oceniać – czy to jako kryminał, powieść historyczną, czy obyczajową. Autor pisze o sobie, iż „spędził większość życia w Niemczech, Włoszech i Ameryce, leżąc na kanapie i czytając książki.” I ja mu wierzę. Głównie dlatego, że jego pierwsza powieść również leży.

Śnieg w Wenecji

Tytuł: Śnieg w Wenecji

Autor: Nicolas Remin

Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie

Data wydania: 8 sierpnia 2008

Format: 256 s.

Cena okładkowa: 24,90

Opis z okładki:

Akcja powieści osadzona jest w Wenecji w roku 1862. Na pokładzie parowca kursującego pomiędzy Triestem a Wenecją znaleziono ciało cesarskiego oficera, a obok zwłoki zgwałconej i uduszonej dziewczyny. Śledztwo ma wykazać, czy morderstwa te są ze sobą powiązane. Osoba cesarzowej Sissi i słynny karnawał wenecki nadają akcji pikanterii i odgrywają ważną rolę w samych wydarzeniach. Inteligentna i skomplikowana zagadka detektywistyczna, wiarygodne i charakterystyczne postaci.

Przewiń na górę