Wołanie zza sceny

H. P. Lovecraft w słynnym eseju „Nadprzyrodzona groza w literaturze” pisał tak: „Wielkość geniuszu Blackwooda jest poza wszelką dyskusją; dotychczas nikt nawet nie zbliżył się doń, jeśli chodzi o kunszt, powagę i drobiazgową wierność w rejestrowaniu podtekstów dziwności obecnych w zwyczajnych rzeczach i doświadczeniach czy nadnaturalną wręcz przenikliwość w szczegółowym budowaniu kompletnych wrażeń i postrzeżeń wiodących od rzeczywistości w stronę nadnaturalnego życia czy takich wizji”.

„Wendigo i inne upiory” to zbiór trzynastu opowiadań powstałych w latach 1905-1915. Część z nich możemy nazwać opowieściami o duchach, inne z kolei to historie o zderzeniu człowieka z Nieznanym. Jest to jednak wielkie uproszczenie – twórczość ta posiada o wiele bardziej skomplikowaną strukturę niż się to wydaje na pierwszy rzut oka, a opowiadania są jej fabularnymi manifestacjami i nośnikami idei.

Kim są bohaterowie Blackwooda? W „Pradawnej magii” poznajemy zwyczajnego człowieka, opowiadającego historię przerażających wydarzeń w pewnym z pozoru zwyczajnym miasteczku, w których odegrał zupełnie przypadkowo główną rolę. O to właśnie chodzi – zwyczajność, przeciętność i szarość są głównymi cechami postaci przewijających się w zbiorze. To właśnie takim everymanom pierwszych lat dwudziestego wieku przydarzają się najbardziej niesamowite i budzące przerażenie wypadki. Guwernantka, mały chłopiec żyjący w elżbietańskiej rezydencji, grupa myśliwych polujących na łosie, dziennikarz, turysta, inspektor mierniczy, student zakuwający do egzaminu w nagły i niespodziewany sposób zostają brutalnie wyrwani ze zwykłej, codziennej egzystencji i zaczynają widzieć więcej niż by chcieli. Pojawia się niepokój, poczucie osaczenia, dyskomfort egzystencjalny, wynikający z konfrontacji z niesamowitością.

Thomas Ligotti pisze o niesamowitości w „Spisku przeciwko ludzkiej rasie” powołując się na jednego z twórców tego pojęcia, niemieckiego psychiatrę Ernsta Jentscha. Otaczający nas świat ubieramy w prawidłowości utworzone na podstawie własnych doświadczeń, nauk przodków, reguł działania elementów codziennego życia, a może i poprzez zakodowane głęboko w świadomości zbiorowej jungowskie archetypy. Niesamowitość pojawia się wtedy, gdy zaczynamy doświadczać nieprawidłowości w otaczającym nas świecie i kiedy wnioski wyciągane z naszych obserwacji nie zgadzają się z wrażeniami oczekiwanymi. Wzorce na podstawie których ekstrapolujemy doświadczenia przestają po prostu działać. Najczęściej niesamowitość jest pomijana przez nasz mózg i bezpieczniki naszej jaźni działają na tyle sprawnie, że przechodzimy nad nią do porządku dziennego. Codzienność i jej zgiełk maskują wynaturzenia. Ale gdy stłumimy bodźce i wyciszymy mózg? Im dłużej przypatrujemy się butom stojącym przy szafce, tym większe jest prawdopodobieństwo, że ujawnią swoje skrywane, nienaturalne właściwości.

Wszyscy bohaterowie opowiadań Blackwooda doświadczają czegoś w rodzaju poszerzenia świadomości. Zaczyna się nerwowość, huśtawka nastrojów, poczucie zagrożenia oraz wrażenie dziwnej, obcej i niewytłumaczalnej obecności. Wydarzenia co prawda następują niby logicznie, jedno po drugim, konsekwentnie utrzymując poczucie realizmu. Ale jest to realizm pociągnięty bardzo grubą kreską – pojawiają się bowiem pewne nieścisłości zauważane kątem oka, dziwne i sztuczne wypełnienia brakujących elementów rzeczywistości, które powoli demaskują przeżywane doznania jako ułudę i fantasmagorie. Gdzie jednak granica? Kiedy możemy uznać, że już jesteśmy po drugiej stronie? Co w ogóle powoduje, że napotykamy niesamowitość?

Świat wykreowany przez Algernona Blackwooda to miejsce, w którym istota człowieka ma praktycznie zerowe znaczenie w porównaniu z ogromem Natury. Jednocześnie świat ów charakteryzuje się nieziemskim magnetyzmem; człowiek nie potrafi oprzeć się jego przyciąganiu, bezwolnie i nieświadomie przechodzi przez kolejne zasłony rzeczywistości aż w końcu staje oko w oko z Nieznanym. Dokładnie to przytrafia się turyście, który ulega „Urokowi śniegu” i kierowany pierwotną tęsknotą za tym co dzikie i nieujarzmione, ociera się o śmierć. Geodeta z opowiadania „Z przeszłości” znajduje się w zwykłym z pozoru lesie, który początkowo wabi, ale ostatecznie okazuje się śmiertelnym zagrożeniem. W „Wendigo”, jednym z dwóch najlepszych opowiadań zbioru, zew natury rozlega się wręcz dosłownie, kiedy to legendarna istota z indiańskich legend porywa w niebiosa jednego z bohaterów. To opowiadanie oraz osławione „Wierzby” stanowią esencję horroru Blackwooda. Horroru specyficznego, gdzie najstraszniejsze nie jest to, że w nasz ułożony i dobrze znany świat uderza nadnaturalna groza, lecz to, że sam świat nie jest taki jak sądziliśmy. Horror nie jest wynaturzeniem rzeczywistości, lecz zamaskowaną i dobrze przed nami ukrytą prawdą o niej.

Bohaterowie „Wierzb” i „Wendigo” bez żadnej zdroworozsądkowo uzasadnionej przyczyny zaczynają odczuwać strach. Próbują tłumaczyć obserwowane zjawiska racjonalnie i trudno im zarzucić jakąkolwiek niespójność interpretacyjną. Teoretycznie wszystko pozostaje jasne, ale przerażenie narasta zamiast maleć. Co powoduje, że nie chcą wierzyć rozumowi, lecz skłaniają się ku irracjonalnym, jeżącym włosy na głowie konkluzjom? Może jest to wytłumiony przez nowoczesną cywilizację zwierzęcy instynkt, który w sytuacji izolacji od jasno zdefiniowanego świata, zaczyna grać pierwsze skrzypce? Podróżnicy z „Wierzb” i myśliwi z „Wendigo” trafiają do świata oddalonego od cywilizacji. Wszystkie nawyki i sposoby radzenia sobie z codziennością okazują się nieprzystające do miejsca, w którym się znaleźli. Funkcjonują w sytuacji odosobnienia, w ciszy nocy przerywanej tylko dźwiękami natury, których na co dzień nie doświadczają. W izolacji zaczyna działać wyobraźnia, która okazuje się największym wrogiem samotnika.

Czy zatem przeżycia protagonistów opowiadań Blackwooda to ich fantasmagorie? Ciężko przyjąć tak proste wytłumaczenie. Świat, w którym znaleźli się bohaterowie to obojętny wobec nich bezkres. Gdzieś za parawanem rzeczywistości czają się jakieś elementarne siły dostrzegalne na ułamek sekundy przez ich zmysły, które jednak nie potrafią poradzić sobie z ich definicją. Wedle relacji bohaterów, nie są to byty z gruntu złe, lecz takie, które traktują człowieka jak intruza, ciało obce na zdrowej tkance Natury. Strachy Blackwooda nie otrzymują jednak jednoznacznej, twardej podstawy jak u M. R. Jamesa. Ich ontologiczna pieczątka jest rozmazana, niepewna – być może dlatego bardziej przerażająca. Największe koszmary istnieją bowiem w ludzkich umysłach.

Oprócz dwóch najlepszych opowiadań, które już na stałe weszły do klasyki literatury grozy należy zwrócić uwagę na jeszcze kilka: „Urok śniegu” – opowieść o tym jak to Natura rozmawia z człowiekiem, używając środków wyjątkowo mocno do niego przemawiających; „Max Hensig” –wstrząsająca rozgrywka z prześladowcą, z szczegółowo rozpisaną sceną końcową, której napięcie można wręcz kroić nożem; „Tajemniczy lokator” – studium rozwoju szaleństwa, które nie do końca się jednak szaleństwem wydaje; „Przejęcie” – historia o tym, że w przyrodzie nic nie ginie a ona sama choć nie rychliwa to jednak sprawiedliwa; „Pradawna magia” – lekko kafkowska, nawiązująca do Księgi Rodzaju oferta zajrzenia za kurtynę rzeczywistości; i w końcu „Z przeszłości” – czy to las atakuje urzędnika nie przyzwyczajonego do obcowania z przyrodą, czy to jego własny umysł płata mu ciężkie figle?

W książce wydanej przez wydawnictwo C&T znajdziemy spis utworów Blackwooda, wraz z datami ich publikacji. Dużo tego było. Zdecydowanie wystarczy na kolejny zbiór opowiadań, który wielu fanów horroru chętnie by zobaczyło w Polsce. Może kiedyś tak się stanie.

Autor: Algernon Blackwood
Przekład: Robert Lipski
Wydawca: C&T
Data publikacji: 2006
Cena: 27 zł
Format: s. 364, okładka miękka
Seria: Biblioteka Grozy

Wołanie zza sceny
Przewiń na górę