Widzialne i niewidzialne

Edward Frederick, środkowy z trojga braci Bensonów, może się poszczycić nie tylko największą ilością napisanych opowieści niesamowitych, ale też wyższą ich, w stosunku do rodzeństwa, oceną. Zwłaszcza kilka z nich zapisało się w historii horroru jako kanoniczne – mimo iż samego nazwiska autora próżno szukać na listach pierwszej ligi klasyków.

Dla czytelnika zaznajomionego już z autorem pewnym zaskoczeniem będzie fakt, iż w Widzialnym i niewidzialnym nie znajdzie ani Pokoju na wieży ani Spowiedzi Charlesa Linkwortha, jak również kilku innych tytułów, które publikowane były lata temu w antologiach takich jak O duchach opowieści prawdziwe czy w legendarnym, nomen omen, Pokoju na wieży. Wydawca postanowił w pierwszym tomie (z hipotetycznych nawet trzech) zamieścić wyłącznie utwory jeszcze w Polsce niepublikowane. Trudno o uczciwsze podejście do czytelnika, ale niesie ono za sobą ryzyko, że bez swoich najlepszych tekstów autor może nie spodobać się czytelnikom Biblioteki.

Widzialne i niewidzialne jest zbiorem jednocześnie nierównym i wyjątkowo spójnym. Podobnie jak współczesny mu M.R. James osadza fabuły kolejnych tekstów w dosyć jednorodnej scenerii i podobnie w kolejnych utworach dawkuje napięcie, tylko nie za każdym razem uzyskany efekt można uznać za satysfakcjonujący. Benson jest niezwykle oszczędny w budowaniu atmosfery niesamowitości i o ile w dowcipnych dialogach, opisach konwenansów czy krajobrazów potrafi nadmiernie się rozgadać, o tyle gdy przychodzi do scen grozy, opisuje je w sposób aż nazbyt powściągliwy, jakby bojąc się, że na przykład rozwlekły finał mógłby zostać odebrany jako przesadzony. Być może też w tej oszczędności środków jest metoda, która odpowiednio stosowana może pomóc w stworzeniu intensywniejszego efektu: autor pozostawia czytelnika z niesamowitością sam na sam. Niestety raz to działa, a raz nie.

Rozpoczynająca tom Noc Gavona z motywem ludowej czarnej magii to może nie tekst wybitny, ale bardzo udany, cierpiący jedynie na wspomnianą przypadłość skrótowego finału. Kolejny tekst, Śmierć w tumanach kurzu, przez związek spirytualizmu i zachwytu motoryzacją może nieco kojarzyć się z prozą Stefana Grabińskiego, jednak o wiele lepsze wrażenie robią Gąsiennice, które dzięki udanemu zakończeniu potrafią z intrygującego, choć sztampowego ghost story wycisnąć coś więcej. Równie udane jest Między światłami, w którym kilkoma lakonicznymi zdaniami w finale udało się autorowi wytworzyć atmosferę horroru bliską tej panującej u Arthura Machena w jego opowiadaniach osadzonych w walijskich mitach. Z kolei Negotium Preambulans w sferze nadnaturalnej przywodzi na myśl mity H.P. Lovecrafta w bliskiej Bensonowi kościelnej scenerii. A mroźny Szczyt Grozy, w którym panuje tajemnicza i dzika natura może się także kojarzyć z tekstami Algernona Blackwooda. Wkład zaś w literaturę wampiryczną stanowi Pani Amworth, która należy do najlepszych fragmentów zbioru.

Choć wymienione wyżej teksty wyróżniają się ze zbioru najbardziej, żadne z nich nie zadziała na czytelnika jak Wierzby Blackwooda, Jak żywi, marmurowi Nesbit czy nawet wielokrotnie tu wspominany Pokój na wieży samego Bensona. Odświeżyłem sobie po latach ten ostatni utwór i nadal jego cudowna, oniryczna narracja (chciałoby się powiedzieć: lynchowska albo jungowska) potrafi czytelnika zmrozić. Gąsiennice i Między światłami są tego najbliższe i gdyby Widzialne i niewidzialne miało więcej takich momentów, mógłbym pozwolić sobie na mniej wstrzemięźliwy ton.

Być może wstrzemięźliwy do przesady. To jest zbiór dobrych i bardzo dobrych opowiadań, które być może nie stanowią kamieni milowych, ale dostarczają, jakkolwiek brzmi to banalnie, po prostu uczciwej rozrywki. E.F. Bensona czyta się jak zdolnego epigona M.R. Jamesa, który postanowił upiorne historie opowiedzieć nie przy kominku w Boże Narodzenie, ale w klubowej sali, grając w bilard i paląc cygaro. Starł z bohaterów antykwaryczny kurz, odmłodził ich i wyostrzył im języki. Warto jednak odnotować: różnica wieku między pisarzami wynosiła zaledwie cztery lata, zaś beletrystyczny debiut Bensona wyprzedza takowy u Jamesa (zajętego raczej twórczością naukową) o blisko dwadzieścia lat. Choć dla uczciwego postawienia sprawy muszę dodać, że Benson swoje opowieści niesamowite opublikował lata po Opowieściach starego antykwariusza. A te znał doskonale, był bowiem nie tylko znajomym rektora King’s College, ale też jednym ze słuchaczy jego upiornych opowieści. Można by jednak postawić tezę, że wpływ M. R. Jamesa na twórczość E. F. Bensona mógł zbiegać się z ich wspólną inspiracją: dziełami Josepha Sheridana Le Fanu, którego obaj cenili i popularyzowali. Mam tu na myśli przede wszystkim opowieści z duchami napisane przez Irlandczyka, jednak taki wampiryzm w Pani Amworth czy Pokoju na wieży niemal wprost nawiązuje do genialnej Carmilli.

Kilka tekstów z Widzialnego i niewidzialnego znać fanom klasyki grozy po prostu wypada, resztę traktować można jako wtórną, ale miłą rozrywkę. E.F. Benson był pilnym i solidnym uczniem swoich mistrzów, może tylko zbyt rzadko wybitnym. Za to ilustracje autorstwa Niny Marszałek są znakomite; zwłaszcza okładka zalicza się do najładniejszych i najbardziej upiornych w serii.

Widzialne i niewidzialne

Tytuł: Widzialne i niewidzialne

Autor: Edward Frederic Benson

Wydawca: C&T

Data wydania: 2015-12-11

Format: s. 184, oprawa miękka, ilustracje

Cena okładkowa: 23

Opis z okładki: 13 OPOWIEŚCI GROZY Z NAJWYŻSZYM ZNAKIEM JAKOŚCI Edward Frederic Benson (1867-1940) jest autorem kilkudziesięciu opowiadań niesamowitych i w literaturze grozy jego twórczość oceniano bardzo wysoko. Czytelnikowi polskiemu jego teksty znane były dotąd z różnych antologii opowieści z dreszczykiem - łącznie z najsłynniejszym „Pokojem na wieży”. Niniejsza edycja to wybór trzynastu opowieści grozy Bensona - tłumaczonych po raz pierwszy na język polski. A za motto do tych historii niech posłużą słowa wyjęte z jednej z nich: „W naszych czasach tak trudno się przestraszyć. Prawie wszystko można wyjaśnić i obliczyć. Obawiamy się głównie nieznanego. Nikt nie wie, czym są duchy, dlaczego się pojawiają i komu...”

Przewiń na górę