Dziś w Przemyślu ma miejsce kolejna odsłona „Roku Grabińskiego”, o której wspominaliśmy kilka dni temu na Carpe Noctem. W ramach tego wydarzenia zaprezentowane zostaną antologie grozy wydawnictwa Kabort (więcej o planie imprezy tutaj). Z tej okazji przygotowaliśmy więc dla Was niespodziankę – wywiad z Krzysztofem Bortnikiem, właścicielem wydawnictwa. Mamy nadzieję, że zaspokoi on ciekawość tych, którzy nie dadzą rady pojawić się na spotkaniu oraz rozwieje wątpliwości tych, którzy jeszcze się wahają, czy warto tam przyjechać. Zaręczamy – warto! Oto skromna próbka tego, co czeka wszystkich zainteresowanych w Przemyślu:
Carpe Noctem: Kabort specjalizuje się w wydawaniu klasyki grozy. Poza Grabińskim mamy tam m.in. Poe’a, Ewersa, Meyrinka. Czy to oznacza, że Grabińskiego uważasz za klasyka rangi światowej?
Krzysztof Bortnik: Oczywiście! Świadczą o tym zresztą zagraniczne (niemieckie i angielskie) przekłady jego utworów oraz ich adaptacje filmowe. Treści, jakie przekazywał, okazały się uniwersalne. No i mimo wyraźnych wpływów Poego, jest w pisarstwie Grabińskiego bardzo wyraźny rys indywidualny.
CN: Niektóre z dzieł zawartych w zbiorach są prawdziwymi białymi krukami, jak chociażby utwory poetyckie Grabińskiego. Jak do nich docierałeś?
KB: Z utworami poetyckimi sprawa była dość prosta, „Jednodniówka”, w której je opublikowano, dostępna jest bowiem w przemyskich bibliotekach. A utwory te odkrył ok. 2006 r. niezmordowany Tomasz Pudłocki, stąd dowiedziałem się o nich. Większy problem miałem z opowiadaniami, rozproszonymi na łamach przeróżnych czasopism. Aby je zebrać, najeździłem się trochę „po świecie” (sporo nowel przywiozłem np. ze Lwowa, gdzie zachowało się mnóstwo przedwojennej prasy polskiej).
CN: W jednym z numerów „Rocznika Przemyskiego” znalazł się wybór listów Stefana Grabińskiego – i trzeba przyznać, że mimo lakoniczności większości z nich jest to rzecz bardzo zajmująca. Czy prowadzone są jakieś dalsze prace związane z poszukiwaniem i opracowaniem jego korespondencji?
KB: To pytanie należałoby zadać autorowi tego wyboru, Adrianowi Mianeckiemu. Sądzę wszelako, iż zarówno on, jak i inni zainteresowani Grabińskim badacze prace te będą kontynuować, zwłaszcza że A. Mianecki powoływał się w swym tekście na listy, których w wyborze tym nie zamieścił.
CN: Grabiński w jednym ze wspomnianych listów wspominał o swojej ogromnej niechęci do twórczości Hannsa Heinza Ewersa – niemieckiego klasyka makabreski i ogromnie oburzał się na możliwość bycia z nim porównywanym. Tymczasem w “Demonach perwersji” Kabortu znalazły się obok siebie opowiadania obu pisarzy (jak i bardzo przez Grabińskiego cenionych Poego i Meyrinka). Współczesnemu czytelnikowi te animozje nie powinny sprawiać kłopotu, ale sam problem jest interesujący. Czy możesz powiedzieć, co było powodem tej niechęci do niemieckiego twórcy?
KB: Myślę, że przede wszystkim to, iż Grabińskiego doń przyrównywano. Autor Demona ruchu był przewrażliwiony na punkcie oryginalności własnych utworów, i bardzo ciężko znosił wytykanie wpływów, zwłaszcza gdy było to niesłuszne. A zauważyć trzeba, że w twórczości obydwu pisarzy znaleźć można, wynikające zapewne ze wspólnych inspiracji, podobieństwa. Ale abstrahując od animozji osobistych, były także powody istotniejsze, o czym nadmienialiśmy we wstępie do Demonów perwersji. Ewers prezentował światopogląd materialistyczny, podczas gdy Grabiński mienił się „tropicielem zaświatowych sygnałów”. Dla niego badania nad anomaliami miały na celu podejrzenie „wyższego porządku”, autor Alrauny tymczasem poszukiwał w nich prawdy o człowieku i jego „animalistycznej” naturze. Grabiński nie był więc w stanie zaakceptować „naturalistycznej”, czy wręcz „fizjologicznej” twórczości swego niemieckiego konkurenta. Dlatego wymyślał mu od „Kalibanów” i tym podobnych. Ponadto Grabiński nie przepadał za opowiadaniami rozwlekłymi, Ewers zaś lubił się rozpisywać, często odbiegał od tematu. W latach późniejszych na animozję tę wpływ mógł mieć również fakt, że Ewers demonstrować zaczął postawę nacjonalistyczną i zbliżył się do faszystów. Dodam, że o antagonizmie tym wspominaliśmy zarówno w Demonach, jak i drugim tomie Maski, motywując włączenie „skonfliktowanych” pisarzy do tych zbiorów. Gdyby zresztą autorzy antologii sugerowali się tego rodzaju niesnaskami, wiele z nich byłoby znacznie uboższych.
CN: Czy jako właściciel wydawnictwa widzisz wzrost zainteresowania twórczością Grabińskiego, czy jest to nadal literatura niszowa? Czy “polski Poe” ma szansę trafić do czytelnika młodego, wychowanego na horrorach choćby Stephena Kinga?
KB: Skoro z Lovecraftem się udało, to dlaczego nie z Grabińskim?! Pamiętajmy, że trzydziestotysięczny nakład Utworów wybranych pod red. A. Hutnikiewicza rozszedł się w latach 80. w ciągu miesiąca! Zbiorek „Iskier” miał dwa wydania po 150 tys., i też raczej w księgarniach nie zalegał. Dziś są oczywiście inne warunki, ale te kilka tysięcy zainteresowanych przy właściwej promocji można chyba znaleźć. Pisarstwo Grabińskiego posiada wprawdzie cechy, które współczesnego czytelnika mogą denerwować, np. archaiczny, „dziwaczny” język, przesadny niekiedy sentymentalizm. Jednak, jak wspominałem, tematycznie jest to twórczość ponadczasowa, poruszająca problemy aktualne także dzisiaj. Ma zatem szansę trafić do tej części młodych sympatyków horroru, którzy poszukują literatury ambitniejszej. Większość poprzestanie na „Mastertonach” – to jest normalne!
CN: Czy fakt, że urodziłeś się i mieszkasz w Przemyślu miał wpływ na Twoje zainteresowanie Grabińskim?
KB: Bezpośrednio nie, bo Grabińskiego (jeszcze przed dziesiątym rokiem życia) poznałem dzięki warszawskiemu zbiorkowi „Iskier”. O tym, iż mieszkał w Przemyślu dowiedziałem się znacznie później. Głębsze zainteresowanie Grabińskim było u mnie następstwem fascynacji twórczością Poego, na którym Grabiński trochę się wzorował. Ale fakt, że mieszkam w Przemyślu, pewnikiem podsyca to zainteresowanie.
CN: A czy postać tego pisarza znana jest mieszkańcom miasta, w którym spędził część życia? Czy ostały się po nim jakieś przemyskie pamiątki?
KB: Jeszcze kilka lat temu niewiele osób w Przemyślu wiedziało, kim jest „ten Grabiński”. I nie mówię tu o „szarym obywatelu”, tylko np. studentach (a nawet doktorantach) polonistyki czy ludziach kierujących instytucjami kulturalnymi. A sytuacja taka utrzymywała się pomimo tego, że od czasu do czasu w lokalnej prasie pojawiały się artykuły na temat pisarza. Mam jednak wrażenie, iż w ostatnich latach nieco się w tej materii polepszyło. Ufam też, że „Rok Grabińskiego” przyniesie istotną zmianę, bo w tym m.in. celu wymyśliliśmy (wespół z Tomkiem Pudłockim i Andrzejem Juszczykiem) to przedsięwzięcie. Pamiątek natomiast pozostało niewiele (chyba że uznać za takie dom, w którym mieszkał czy uczęszczane przezeń miejsca). Poza nielicznymi tekstami, jakie tutaj opublikował, jest jedno czy dwa zdjęcia zrobione w Przemyślu. Na to pytanie najrzetelniej odpowiedziałby zresztą wspominany już Tomasz Pudłocki, specjalista od przemyskiego życia intelektualnego w dwudziestoleciu międzywojennym, w tym też od tzw. „przemyskiego okresu” Grabińskiego. Wszystkich zainteresowanych poszerzeniem wiedzy w tym zakresie, odsyłam zatem do jego artykułu pt. Przemyski okres w życiu Stefana Grabińskiego, „Rocznik Przemyski” 2006, t. XLII, z 3. Sugeruję też przeprowadzenie z nim wywiadu, w całości poświęconego zagadnieniu związków pisarza z Przemyślem.
CN: Choć często mówi się, że Grabiński to nasz jedyny niewspółczesny twórca literatury grozy – wiadomo, że nie jest to prawdą. Choćby w ostatnim czasie wydawnictwo Agharta przypomniało nam o Janie Huskowskim, który z tej konwencji korzystał. O jakich jeszcze nazwiskach można wspomnieć przy tej okazji? Które z nich szczególnie godne są uwagi i przypomnienia?
KB: Choćby Bogusław Adamowicz albo – związany z Przemyślem – Marian Żalicki. W Polsce od początku XIX w. było sporo pisarzy „flirtujących” z literaturą grozy (część ujęto w Polskiej noweli fantastycznej, innych jeszcze wspominał Artur Hutnikiewicz w pracy poświęconej Grabińskiemu). Bardzo dużo opowiadań powstawało w dwudziestoleciu międzywojennym (w tym m.in. autorstwa naśladowców Grabińskiego). Również w czasie wojny nowele tego rodzaju chętnie publikowała kolaboracyjna prasa. Tyle że wszystko to jest rozsiane na łamach czasopism, wymaga więc czasochłonnej kwerendy, aby spośród tych tekstów wyselekcjonować naprawdę wartościowe.
CN: Jakie są przyszłe plany wydawnictwa?
KB: Planujemy dwa zbiory opowiadań. Pierwszy zawierać ma mało znane „utwory dawne”, drugi zaś „repertuar współczesny”. Z racji „Roku Grabińskiego” nie znajduję jednak czasu, aby z tym ruszyć. W przypadku drugiego zbioru brakuje nam także tekstów. Korzystając zatem z okazji, pozwolę sobie zaapelować do młodych literatów, aby – w przypadku zainteresowania publikacją w takim zbiorku – skontaktowali się z nami (adres: litpis@wp.pl.). Być może z nie wszystkich ofert skorzystamy, ale każdą sumiennie rozważymy.