Wywiad z Alicją Minicką

Z Alicją Minicką, autorką powieści kryminalnej Morderstwo w Miłowie rozmawia Marcin Bukalski.

Marcin Bukalski: Zawsze ciekawi mnie dlaczego konkretny pisarz wybiera dany gatunek literacki. Ian Watson powiedział kiedyś, że nawet jeśli chce napisać coś mainstreamowego to po kilku stronach zamienia się to w fantastykę. Co więc Panią skłoniło do wybrania formuły kryminału w swojej twórczości?

Alicja Minicka: Jako czytelnik najchętniej sięgam po klasyczny kryminał, mój ulubiony gatunek literacki. Śledzenie kryminalnej intrygi jest dla mnie równie pasjonujące, jak wymyślanie własnej. Tak sobie myślę, że autorzy, przynajmniej niektórzy, piszą takie książki, jakie sami chętnie by przeczytali.

Ponadto, chyba nie istnieje kryminał w „czystej” postaci. Zawsze jest połączony z innym gatunkiem. I zapewne w tej kwestii niebagatelną rolę odgrywają osobiste upodobania danego autora.

Obecnie panuje „moda” na kryminały retro. Jak Pani widzi ten trend? Czy to tylko podpinanie się pod sukces kilku tego typu powieści, czy też zapowiedź większego nurtu na rynku kryminału?

„Moda” na kryminały retro jest związana na polskim rynku główniez sentymentem do okresu międzywojnia lub raczej do naszych wyobrażeń na jego temat. Ten sentyment nie jest niczym nowym. Gdy pada słowo „retro”, od razu widzę Roberta Redforda i Mię Farrow w „Wielkim Gatsbym”. Sukces, o którym Pan wspomniał, to sukces dobrze napisanego kryminału. Samo nawiązanie do lat dwudziestych czy trzydziestych nie wystarczy, by książka spodobała się czytelnikom. Uważam, że najważniejsza jest zawsze intryga kryminalna. Pomysł na przestępstwo stanowi podstawę każdej kryminalnej powieści. Mam na myśli, rzecz jasna, klasyczny kryminał.

Czytałam kiedyś, że Agacie Christie wymyślanie kolejnych zbrodni szło najlepiej, gdy siedziała w wannie i jadła jabłka. Być może to tylko jedna z wielu anegdot o Królowej Kryminału. Ale coś w tym jest. Nie wyobrażam sobie przystąpienia do pracy nad powieścią bez chociażby z grubsza nakreślonej fabuły.

Ja mam zazwyczaj kilka pomysłów na raz, ale zbyt mglistych. Dopiero, gdy któryś dojrzeje, wykrystalizuje się w głowie, wiem, że mogę spróbować realizacji.

Skoro już jesteśmy przy klimatach retro, to nurtuje mnie czemu akurat okres międzywojennej Polski? To okres raczej wyeksploatowany przez twórców powieści kryminalnych, chociaż, patrząc z innej strony trudno mu jednak odmówić swoistego uroku.

Termin retro kojarzymy zazwyczaj z międzywojniem, jest chyba najbardziej popularne. Ale, na przykład, niektóre powieści Piotra Schmandta, chociażby „Pruska zagadka”, której akcja rozgrywa się na początku XX wieku, również się w ten nurt wpisują.

Zastanawiam się, czy to wyeksploatowanie nie jest przypadkiem mitem. Nie sądzę, aby w ofercie kierowanej do miłośników tego gatunku kryminały retro przeważały. Sporym powodzeniem cieszą się chociażby kryminały futurystyczne. Akcja bestsellerowej serii z porucznik Eve Dallas, autorstwa Nory Roberts toczy się w odległej przyszłości. Z kolei słynne „Imię Róży” Umberto Eco opisuje śledztwo z XIV wieku.

Wszystkie kryminały, bez względu na ich czasową czy przestrzenną lokację, w większym lub mniejszym stopniu, ukazują prawdę o nas samych. Wychodzę z założenia, że ludzka natura jest niezmienna i od tysięcy lat te same motywy skłaniają ludzi do popełniania przestępstw. Jednym z najciekawszych elementów dobrej kryminalnej powieści jest zdzieranie zasłon, utkanych ze sztucznych układów, pozorów czy konwenansów. W obliczu ekstremalnej sytuacji, jaką jest zabójstwo, prawda zostaje obnażona

Morderstwo w Miłowie charakteryzuje się doskonałym klimatem lat międzywojnia. Jest on odczuwalny w niemal każdym aspekcie historii jak i w samej jej atmosferze. Z jakich źródeł czerpała Pani informacje?

Dziękuję za miłe słowa. Przyznam, że zebranie informacji do „Morderstwa w Miłowie” wymagało sporo pracy. Cieszę się bardzo, że Pan, jako czytelnik, w taki sposób postrzega jej efekty.

Wyróżniłabym trzy tematy:

Pierwszy – przedwojenna Państwowa Policja. Stąd dedykacja dla twórcy Muzeum Policji w Poznaniu – podinspektora Zbigniewa Rogali, od którego najwięcej się dowiedziałam. Warto może wspomnieć, że polska policja kryminalna należała w tym okresie do najlepszych. Polska uczestniczyła w kongresie założycielskim Interpolu w roku 1923. Czytałam sporo pitavali, opisujących autentyczne historie kryminalne z tego okresu i uważam je za znakomite źródło wiedzy o dokonaniach ówczesnej policji. Zdarzały się i wpadki, dla przykładu – słynna sprawa Gorgonowej, rozpoczęta fatalnie przeprowadzonym śledztwem i zakończona budzącym wątpliwości wyrokiem po poszlakowym procesie.

Drugi temat – dostępne wówczas techniki kryminalistyczne. Tu pomocne okazały się książki o historii kryminalistyki, przede wszystkim autorstwa Jurgena Thorwalda. Wspomniani w mojej powieści naukowcy – wiedeński patolog Karl Landsteiner i polski immunolog Ludwik Hirszfeld – to postacie autentyczne. Jedna z książek Hirszfelda odgrywa pewną rolę w „Morderstwie w Miłowie”.

Trzeci temat – ówczesna moda i architektura. Materiałów – książek, albumów, zdjęć archiwalnych, filmów – jest mnóstwo. Wystarczyło się w nie zagłębić, co uczyniłam z prawdziwą przyjemnością, bo jestem, jak wiele innych osób, wielbicielką międzywojnia. Nie zapominajmy, że lata dwudzieste to epoka wielkich gwiazd, nie tylko tych ekranowych. Wielcy projektanci, z Coco Chanel czy Jeanem Patou na czele, rewolucjonizowali modę, tworząc nowy wizerunek kobiety. Eleganckie i bogate panie, także jedna z bohaterek mojej powieści, sprowadzały stroje z paryskich czy wiedeńskich domów mody.

Sama intryga Pani powieści jest mocno klasyczna. Czy nie ma Pani wrażenia, że kryminały to zawsze te same historie rozgrywane w innych scenografiach, z innym kontekstem społeczno-kulturowym oraz posiadające inaczej rozłożone akcenty?

To prawda. Inne są scenografie, ale te same motywy – władza, bogactwo, zazdrość, miłość, nienawiść, strach. Już od tysięcy lat popychają do zbrodni. I na tym chyba polega swoisty uniwersalizm literatury kryminalnej.

Teraz odnośnie samego Morderstwa w Miłowie: czemu właśnie wieś pod Poznaniem jest główną areną wydarzeń? Żywi Pani jakiś specjalny sentyment do prowincjonalnych scenerii? Czy może wynikało to z samego pomysłu na powieść?

Wynikało to z pomysłu na przestępstwo. W małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, społeczna hierarchia jest bardziej przejrzysta i statyczna. Dla intrygi kryminalnej miało to znaczenie. Ale więcej zdradzić nie mogę, z przyczyn oczywistych.

Poznań jest moim rodzinnym miastem i może, dlatego ulokowałam akcję „Morderstwa w Miłowie” w jego okolicach. Miejscowość o takiej nazwie istnieje w Polsce, ale w innym regionie.

Użyła Pani tradycyjnych metod zwodzenia czytelnika. Chociaż rozwiązanie leży cały czas przed oczami czytelnika i powraca w tekście wiele razy, to ciężko jest rozwikłać wykreowaną przez Panią łamigłówkę. Czy może Pani przybliżyć tę „sztukę” zwodzenia czytelnika?

Myślę, że częściowo odpowiada na to pytanie motto mojej powieści. Jesteśmy zdolni tylko do subiektywnej oceny, w dodatku zniekształconej przez głęboko zakorzenione stereotypy. Postrzegamy ludzi przez pryzmat naszych wyobrażeń i pragnień. Dotyczy to także osób najbliższych, nawet, gdy zjemy tę przysłowiową beczkę soli. Nie można do końca poznać człowieka. A przestępca, świadom oczekiwań, potrafi się maskować. Nieraz nie widzimy tego, czego nie chcemy lub nie mamy odwagi dostrzec. Tak bywa przecież nie tylko wtedy, gdy mamy do czynienia ze zbrodnią.

Samanta Greenwood to sympatyczna i ciekawa postać. Jednocześnie jednak nie mogłem pozbyć się wrażenia, że znam już skądś ten typ bohaterki. Czyżby panna Greenwood miała w kimś swój pierwowzór? Lub czy może nie jest pewnym archetypicznym wręcz przedstawieniem pewnego rodzaju kobiet z tamtej epoki?

Przyznaję, że Samanta ma swój pierwowzór i co do wyglądu i co do charakteru. Wspominam w książce o jej rodzinnym domu – bardzo szczęśliwym, stąd pewność siebie i optymizm mojej bohaterki. Starałam się, by nie była zbyt idealna i zbyt nowoczesna. Nie wiem, czy mi się udało, to już muszą ocenić czytelnicy.

Idąc dalej, chciałbym się dowiedzieć ile czasu i wysiłku trzeba poświęcić na to, aby pokonać drogę od przygotowania i opracowania materiałów do gotowej powieści?

To chyba zależy od samej powieści i osobowości autora. Ja mogę mówić tylko za siebie. Jak już wspominałam, do „Morderstwa w Miłowie” musiałam zebrać sporo materiałów. Fabułę ogólną miałam w głowie, ale po drodze było mnóstwo modyfikacji. Pewne wątki poboczne rozwinęłam, z niektórych zrezygnowałam, ale to normalne. Całość zabrała mi około pół roku.

Czy dane nam będzie powrócić do Miłowa?

Chyba za wcześnie, by o tym mówić. Mam opinie od paru osób, które przeczytały książkę, ale nie wiem, ilu czytelników zdecyduje się po nią sięgnąć i ilu ona się spodoba. Czy zaciekawi ich kryminalna intryga, czy polubią bohaterów?

Ponadto, uwielbiam zmiany i nowe wyzwania. Dlatego zapewne piszę teraz kryminał futurystyczny. Przyznam, że chciałabym urodzić się za jakieś sto lat, może później, bo wierzę, że świat będzie wtedy po prostu lepszy. W powieści, nad którą obecnie pracuję, opisuję ten świat, takim, jakim go sobie wyobrażam.

Czy może Pani zdradzić jakieś szczegóły na temat powstającej powieści? Czy będzie ją można nazwać mianem science-fiction?

Nie jestem pewna, czy można tę powieść nazwać science-fiction. Ponadto, mam zaledwie kilka rozdziałów. Jak na razie, najwięcej trudu sprawił mi opis podróży tunelem czasoprzestrzennym. (fragment można przeczytać tutaj: http://www.eioba.pl/a/3xhv/kryminal – M.B.)

Na koniec chciałbym zapytać o Pani literackich ulubieńców. Oczywiście nie tylko kryminał wchodzi w grę.

Jestem klasycznym książkowym molem. Czytam bardzo dużo i nie tylko kryminały. Moja najukochańsza książka nie ma zresztą z nimi nic wspólnego. To „Saga rodu Forsyte’ów” Johna Galsworthy’ego. Jej bohaterka – Irena – to moja ulubiona literacka postać.

Przeczytałam chyba wszystkie kryminalne powieści i opowiadania Agathy Christie a także jej autobiografię. Nie wiem, czy bardziej lubię Herculesa Poirot czy pannę Marple. W każdym razie Poirot rozwiązał zagadkę w dwóch książkach Królowej Kryminału, które podobały mi się najbardziej – „Śmierć na Nilu” i „Morderstwo w Orient Expressie”.

Aktualnie czytam trzeci opasły tom „Millenium” Stiega Larssona. Podobnie, jak wielu miłośników gatunku, bardzo lubię, słynące z mocnego usadowienia w realiach, skandynawskie kryminały. Mimo owego realizmu, przedstawiają jednak inny świat, ludzi o nieco odmiennej mentalności, z innymi problemami. Sądzę, że to właśnie mnie pociąga.

Lubię też biografie sławnych ludzi. Bardzo podobają mi się te autorstwa Georga Bidwella czy Maurica Druona, zwłaszcza jego faktograficzna kilkutomowa powieść „Królowie przeklęci”.

O książkach mogłabym gadać i gadać w nieskończoność… Może podam tytuły tych, które towarzyszą mi od dawna i do których zawsze chętnie powracam. „Baśnie Andersena”, „Dobry wojak Szwejk”, „Podróże Guliwera”, „Anna Karenina”, „Solaris” to tak na gorąco, kilka przykładów.

Dziękuję za wyczerpujące odpowiedzi.

Bardzo dziękuję za inspirujące pytania.

 

Wywiad z Alicją Minicką
Przewiń na górę