W dniu 25 czerwca we Wrocławiu honorowe członkostwo redakcji Carpe Noctem z rąk Naczelnego, z uśmiechem na twarzy, odebrał Graham Masterton. Głównym celem spotkania z autorem było przeprowadzenie wywiadu, którego fragmenty już wkrótce będzie można przeczytać na naszych stronach (całość bowiem powinna ujrzeć światło dzienne w naszym czasopiśmie) oraz nadanie Grahamowi powyższego tytułu. Wszystko odbyło się zgodnie z planem, zapraszamy Was zatem do zapoznania się z krótką relacją z całego spotkania.
Sytuacja była wyjątkowa – pobudka o tak barbarzyńskiej godzinie jaką jest 6 rano świadczyła o tym aż nazbyt dobitnie. Ale cóż było robić – jedyny pociąg jaki był w stanie dowieźć nas na czas do Wrocławia odjeżdżał tuż po siódmej. Z perfekcyjnym wyczuciem cechującym głównie starsze wyjadaczki komunikacji miejskiej zajęliśmy z Pavlem miejsce na peronie dokładnie tam, gdzie zatrzymały się jedne z drzwi wejściowych do pociągu. Tym sposobem uniknęliśmy zawziętej walki o wejście i zajęliśmy miejsca siedzące. Podróż jak podróż, jej główną cechą jest to, że się skończyła. Po ponad 4 godzinach jazdy Wrocław jawił się jako ziemia co najmniej obiecana. Mieliśmy jeszcze godzinę do umówionego spotkania, wykorzystaliśmy ją na ostatnie przygotowania pytań i dopracowanie antyramy w której mieściło się nadanie Grahamowi Honorowego Członkostwa Carpe Noctem. Nagle zrobiła się 12.50 i trzeba było udać się w umówione miejsce. Krótkie przywitanie z Bogdanem Tobiszewskim z wydawnictwa Rebis, i dalej już Pan Tłumacz poprowadził nas do apartamentów GM. Pan Tłumacz, trzeba tu nadmienić, dobrze odrobił pracę domową i zapytany potrafił odpowiedzieć jaki jest tytuł oryginalny książki „Drapieżcy”. Poza tym jednym pytaniem był dziś bezrobotny, z czego, po zakończeniu spotkania, wyraził swoje zadowolenie.
Autor przyjął nas w jednym ze swoich pokoi, jakim, widać na zdjęciach. Po wymienieniu uprzejmości przeszliśmy do meritum czyli do wywiadu. Z Grahamem znamy się z korespondencji mailowej, toteż nie było lodów które trzeba by przełamywać. Biorąc pod uwagę wyniki naszego rankingu, w którym do wczoraj prowadziła książka „Manitou”, już na początku zapytałem, czy po swoim debiucie nie napisał żadnej lepszej książki. Po krótkim, acz donośnym wybuchu śmiechu GM podał bardzo przekonujące wyjaśnienie. Jakie – dowiecie się jak tylko przetłumaczymy wywiad. Chodziło ogólnie o wpływ jaki wywarła ta powieść na świadomość ludzi – dla wielu była to pierwsza większa styczność z horrorem. Zważywszy na to, że Graham napisał ją w 6 dni, trzeba pogratulować talentu i szczęścia. Potem rozmawialiśmy o horrorach, zarówno książkowych, jak i tych z ekranu, o wpływach E.A. Poego i H.P. Lovecrafta na jego twórczość, o thrillerach, o poradnikach seksualnych i o wielu, wielu innych sprawach. Z ciekawostek, Graham nie poleca pić Jacka Danielsa, choć sam w młodości raczył się owym trunkiem. Zapytany o to w której z jego powieści występuje David Williams, miał początkowo spory problem, ale w końcu przypomniał sobie „Prey” (wspomniani wcześniej „Drapieżcy”). Gdyby miał usiąść i spisać wszystkie swoje pomysły musiał by robić to nieprzerwanie do co najmniej 90-tego roku życia. Polskę nazywa swoim drugim domem, lubi bardzo naszą kuchnię – obok słów „dzień dobry” najlepiej wychodzą mu „kapusta” i „gołąbki”. Ma zamiar odwiedzić nas za rok mniej więcej w tym samym czasie.
Po zakończeniu przygotowanych pytań nastąpiła chwila jeszcze bardziej niż do tej pory luźnej rozmowy. Nie widziałem przerażenia w oczach Grahama kiedy powiedziałem „mam coś dla Ciebie”, widziałem natomiast zaskoczenie szczerą radość kiedy wręczyliśmy mu Honorowe Członkostwo w naszym zespole redakcyjnym. Sam pomysł jak i wykonanie bardzo mu się spodobało, nie omieszkał też spytać o to, ile będzie zarabiał. Ponarzekaliśmy chwilę na sytuację na rynku wydawniczym, na to jak ciężko zadebiutować komuś z zupełnie nieznanym nazwiskiem, na to jak trudno wydać własny magazyn. Jak się okazało, w Anglii czy Irlandii również nie jest łatwo, choć nasza, polska sytuacja jest jeszcze mniej ciekawa.
W tym czasie podpisał nam kilka książek i wyraził swoje niezadowolenie z konieczności pisania litery „z” zaraz po „r” przy moim imieniu. Fakt faktem, takiego „z” jeszcze nie widziałem.
Po tym pozbieraliśmy nasze rzeczy, pożegnaliśmy się ładnie, do zobaczenia za rok, będziemy w kontakcie mailowym, miło było poznać, bye, bye. Pan Tłumacz odprowadził nas do recepcji, z nim również się pożegnaliśmy. Pavel zrobił jeszcze zdjęcie hotelu z zewnątrz, pogadał z bojem hotelowym, i udaliśmy się na rynek.
Tak by mniej więcej wyglądało najważniejsze wydarzenie naszego dzisiejszego dnia. Graham Masterton okazał się niezwykle otwartym i inteligentnym człowiekiem. W istocie miło było go poznać, i chętnie spotkamy się z nim za rok. Oby stanowił dobrym przykład dla innych autorów, a wydawnictwa Rebis i Albatros, które go zaprosiły, dobry przykład dla innych wydawnictw.