Czytałam „W obcej skórze” nocą, w namiocie pod Picu Urriellu (2519 m.n.p.m, Picos de Europa w Hiszpanii). Wiało. Czułam, że namiot zaraz odleci, a ja wraz nim. Na odbiór książki ma wpływ miejsce, w którym jest czytana oraz stan ducha czytelnika. Być może właśnie dlatego „W obcej skórze” Sarah Hilary (oryginalny tytuł: „Someone else’s skin”) zrobiło na mnie tak duże wrażenie. Jednak przede wszystkim dlatego, że jest to kawał dobrej literatury.
Pełnokrwista bohaterka z tajemniczą przeszłością, ponury, deszczowy klimat Londynu i odwieczne pytanie o przemoc, to przepis na otrzymanie prestiżowej Theakstons Crime Novel of the Year 2015. Polskie tłumaczenie (autorstwa Agnieszki Brodzik) ukaże się 27.04.2015 nakładem wydawnictwa Czwarta Strona.
Inspektor Marnie Rome wraz ze swoim partnerem Noah Jakem jadą do ośrodka dla ofiar przemocy zebrać zeznania od Ayany, której bracia są zamieszani w sprawę okaleczania człowieka. Na miejscu są świadkami dramatycznej sceny – Leo Proctor, mąż Hope, jednej z pensjonariuszek leży na ziemi z nożem wbitym w płuca. Udaje się go uratować. Policjanci rozpoczynają śledztwo, które ma wyjaśnić dlaczego znalazł się w strzeżonej placówce i czy chciał zamordować żonę.
To książka o przemocy w rodzinie. O dość płynnej granicy między katem a ofiarą. Tej książki nie czyta się jednak dla brutalnych scen, których w książce jest sporo, ale dla wnikliwej wiwisekcji psychiki bohaterów. To także książka o aktach autodestrukcji, które na pewien czas niwelują trudne emocje. Ciało Marnie pokrywają bowiem wytatuowane cytaty z Camusa – nastoletnia egzaltacja , która z czasem przerodziła się w formę samookaleczenia. Przypomina mi to kreację głównej bohaterki „Ostrych przedmiotów” Gillian Flynn – Camilli Preaker; tylko tam mieliśmy do czynienia z nacięciami.
Ten główny motyw – karania swojego ciała – przewija się też u innych bohaterów, ale nie mogę za dużo zdradzić, gdyż tego dotyczy świetny twist. Powieść porusza również wiele ciekawych społecznie wątków: homoseksualizm, rolę muzułmańskiej kobiety w zachodnim świecie (jedna z pensjonariuszek ucieka przez braćmi, którzy ją okaleczają), resocjalizację.
Powieść czyta się świetnie również ze względu na język – z jednej strony naturalny, niewymuszony, a z drugiej pełen zaskakujących porównań, które znakomicie stymulują neurony czytelnika, np.: „Czuje się, jakby wąż wpełzł jej do butów i udusił stopy, aż zasnęły. Nie ma czucia w nogach i ogarnia ją panika.”
Kiedy w nocy wyszłam z namiotu za potrzebą i zobaczyłam złowieszczo oświetlony skalisty tasak, poczułam się jakbym ujrzała diabła. Picu Uriellu miał w sobie jakąś niesamowitą energię. Zainfekował mi sny – śniło mi się, że mój mąż w nocy wstał i lunatykując wspiął się na szczyt bez asekuracji i zginął. Nie dziwię się się, że ludzie wymyślali legendy o górach, że to na Olimpie mieszkali bogowie… Ta chęć wymyślania opowieści w zderzeniu z majestatem góry jest niemal fizjologiczna.
Po kilku miesiącach, już na nizinach, przeczytałam „W obcej skórze” jeszcze raz. I nadal była świetna, tak więc nie była to sprawka Picu Urriellu ;)