Bardzo często kiedy pada hasło „nawiedzony dom” staje mi przed oczyma posesja przy Ocean Avenue 112 w amerykańskim miasteczku Amityville. Dlaczego?
To proste, to najbardziej nagłośniony przypadek tego typu. Mówiono o nim w telewizji, pisano książki i nakręcono kilka filmów. Sprawę badali specjaliści i orzekli, że nie było w nią zamieszane nic, co mogłoby się wydawać „nadprzyrodzone”. Jednak siła oddziaływania filmów była tak duża, że nie udało się wykorzenić z umysłów widzów przeświadczenia, ze to nawiedzony dom.
Sprawa tajemniczego domu przy Ocean Avenue 112 jeszcze przez długi czas nie dawała ludziom spokoju. Cóż takiego tam się stało, że tak bardzo kontrowersyjna jest to historia? Posłuchajcie najpierw wersji oficjalnej.
14 listopada 1974 roku, o godzinie 6:35 oficer dyżurny policji w Suffolk County odebrał zgłoszenie od niejakiego Joey’a Yeswit’a z Amityville. Informuje on oficera, że w domu przy Ocean Avenue wszyscy nie żyją, w domu mają być ponoć cztery trupy.
Policja przystąpiła do pracy. Pracująca cały dzień ekipa znalazła jeszcze dwa ciała. W domu rodziny DeFeo zginęło sześcioro z siedmiu mieszkańców. Śledztwo było żmudne, a tropy niejednoznaczne. Policja ustaliła, że głowa rodziny – Ronald DeFeo – to człowiek impulsywny i skory do przemocy. Często dochodziło do bójek między nim a jego żoną – Louise, również z najstarszym synem – Rolandem Juniorem, na którego w domu mówiono Butch – nie łączyły go dobre stosunki.
Szybko okazało się jednak, że Butch, który z zastraszonego dziecka wyrósł na osiłka, terroryzował całą rodzinę. Już od wczesnego wieku młodzieńczego potrafił wyłudzić od rodziców pieniądze. Z czasem były to coraz większe sumy.
Podczas jednej z awantur pomiędzy Ronaldem i Louise znalazł się nagle między nimi Butch. Spokojnie przyłożył ojcu do głowy strzelbę i kazał mu zostawić matkę. Powiedział mu, ze go zabije, poczym nacisnął spust… Strzelba nie wystrzeliła, a Butch wyszedł zostawiając wystraszonego ojca w spokoju.
Butch DeFeo miał już wówczas sporą kartotekę, w której można było poczytać m.in. o problemach w szkole, skłonności do przemocy. Były podejrzenia, że już wówczas zażywał heroinę i LSD.
Dzień przed tragicznym wydarzeniem policja przesłuchiwała go w sprawie związanej z kradzieżą. Kiedy odwieźli go do domu, Ronald DeFeo powiedział synowi, że wstąpił w niego diabeł. Butch odpyskował ojcu, mówił coś o śmierci, ale wsiadł do samochodu i odjechał. Rodzina DeFeo tego samego wieczora spokojnie położyła się spać. Nie spał tylko Butch.
W trakcie późniejszego przeszukiwania domu policja ustaliła, że miał on w pokoju sporo broni. Tej nocy wybrał strzelbę Marlin kaliber 35. Pierwsze strzały przybiły do łóżka śpiącego Ronalda DeFeo. Oczywiście zbudziło to natychmiast śpiącą u jego boku Louise – więc i ona stała się celem dla Butcha. Kolejnymi ofiarami byli dwaj młodsi bracia – Mark i John Matthew – i dwie siostry – Alison i Dawn. Zwłoki znaleziono paskudnie okaleczone, morderca strzelał z bliskiej odległości.
Z ustaleń policji wynika, że około 3 rano było już po całej sprawie. Butch wziął prysznic, ukrył skrwawione ubranie i broń, po czym pojechał do Long Island, gdzie o 6 rano stawił się do pracy w firmie dziadka, sprzedawcy samochodów.
W ciągu dnia Butch kilkakrotnie dzwonił do domu, twierdząc, że nie od jakiegoś czasu tam nie był i chce się dowiedzieć co słychać. Jako że nikt oczywiście nie odbierał, zadzwonił do swojej dziewczyny i umówił się z nią na wieczór.
Kiedy wreszcie policja dotarła do młodego DeFeo, ten złożył szczegółowe zeznania, które miały sprowadzić dochodzenie na fałszywe tory. Jako że był on znany policji, zasugerował, że któryś z okolicznych gangów mógł chcieć go zamordować, a przed śmiercią uchronił go fakt iż nie było go w domu. Wersja taka wydawała się początkowo wiarygodna.
Punktem zwrotnym w śledztwie w sprawie rodziny DeFeo okazało się znalezienie w pokoju Butcha pudełka po nabojach. Ich kaliber odpowiadał tym, których użyto podczas morderstwa.
Podczas procesu Butch zeznał, że gdyby on nie wymordował swojej rodziny – oni zabiliby jego. Znamienite było też jego oświadczenie: „Kiedy trzymałem broń w rękach, nie miałem wątpliwości kim jestem. Jestem Bogiem”. Został oczywiście skazany za zabicie sześciorga członków swojej rodziny.
Butch DeFeo do dziś siedzi w więzieniu, choć w 1999 i 2001 roku składał prośby o ułaskawienie.
Wokół Amityville, jak zwykło się nazywać sprawę domu przy Ocean Avenue 112, narosło sporo wątpliwości, zwłaszcza że scenarzyści hollywoodzcy zrobili z domu w którym dokonano morderstwa prawdziwy park duchów. Kolejne filmy o nawiedzonej posesji, lub przedmiotach pochodzących z tego domu biły przez jakiś czas rekordy popularności wśród fanów horroru.
W domu przy Ocean Avenue 112 ludzie mieszkają do dziś. Kolejni właściciele nie mają problemów podobnych do tych, jakie opisuje się w filmach z krwawej serii. Jedyny poważny problem, to hordy turystów zwabionych hollywoodzkimi opowieściami.