Nie lubię powieści przedstawiających czarno-biały świat. Takie widzenie rzeczywistości trawię tylko u klasyków gatunku. W przypadku kryminałów i thrillerów cenię książki, które nie dają jednoznacznych odpowiedzi na temat charakteru postaci. „Zwrotnik nocy” Michaela Grubera należy właśnie do takich pozycji. Co prawda u podstaw powieści leży właściwie tylko jeden pomysł, ale za to ciekawy i nieomal rewolucyjny. Reszta to tylko dobrze skrojona szata, w której kryje się sedno.
Gruber przedstawia nam teorię z pogranicza magii, etnografii i fantastyki. Zgodnie z nią, to, co znamy jako magię – w tym przypadku o pochodzeniu afrykańskim – może być po prostu innym rodzajem technologii, nieznanej dotąd białemu człowiekowi. Kiedy więc za pomocą rytuału popełnia się morderstwo, rozwiązanie zagadki staje się bardzo trudne. Na dodatek daje to autorowi pretekst do długich opisów magicznych praktyk, które podnoszą poziom emocji. Nic bowiem nie robi tak dobrze kryminałowi, jak brutalna zbrodnia, której motywy niełatwo czytelnikowi zrozumieć.
Michael Gruber snuje swą opowieść na dwóch płaszczyznach: pierwsza, to główna oś fabuły, druga to Pamiętnik Jane Doe. Obydwie pokazują nam zupełnie inne aspekty tej samej sprawy.
Para detektywów – Jimmy Paz i Cletis Barlow – próbuje rozwikłać tajemniczą sprawę rytualnych morderstw. W międzyczasie otrzymujemy fragmenty nieco chaotycznego Pamiętnika, który ma nas naprowadzić na właściwy trop. Wraz z zagadkową Jane Doe, trafiamy w nim do niesamowitych, pełnych pradawnej magii miejsc na całym świecie. Dzięki tym fragmentom „Zwrotnik nocy” staje się najbardziej antropologicznym kryminałem z jakim kiedykolwiek się zetknąłem. Na dodatek autor najwyraźniej wie o czym pisze, trudno bowiem nie odnieść wrażenia, że spędził długie godziny w bibliotekach, studiując tematy, którymi w jego powieści zajmuje się Jane Doe.
Można się zastanawiać, czy to dobrze, że powieść aż tak bardzo emanuje przemocą. Może rzeczywiście lansuje w ten sposób niewłaściwe normy. Z drugiej jednak strony jest to literatura czysto rozrywkowa i tak powinna być postrzegana. Dlatego też proponuję zanurzyć się w lekturze, zamiast zastanawiać się jak bardzo Michael Gruber zbliża się do granic dobrego smaku.
Nazwisko pisarza nic właściwie nie mówi polskim czytelnikom. W Stanach krytycy wskazują go jako jednego z ghost writerów Roberta K. Tannenbauma, znanego autora thrillerów. Jednak Polakom również to nazwisko raczej nic nie mówi. Jest to więc pełnoprawny debiut na polskim rynku. I dodam, że debiut bardzo dobry.