Angielskie ghost story
Ramsey Campbell nie ma szczęścia na rodzimym rynku literackim. Na zachodzie doceniany i traktowany jako przedstawiciel ścisłej czołówki w dziedzinie literackiego horroru, w Polsce znany jest zaledwie grupce miłośników. Okazje do zapoznania się z talentem Brytyjczyka daje nam wydawnictwo Replika, które w końcówce ubiegłego roku wypuściło klasyczną, napisaną w latach osiemdziesiątych powieść Campbella, czyli „Zły wpływ”.
Queenie – znana ze swojej megalomanii i autorytarnych rządów podstarzała głowa rodziny Faradayów – umiera. Zmanipulowani i zastraszeni bliscy przyjmują to niemal z ulgą, wypatrując w odejściu kuzynki początku lepszych, spokojniejszych czasów. Niedługo po tych wydarzeniach Rowan, ośmioletnia wnuczka zmarłej, spotyka tajemniczą dziewczynkę o imieniu Vicky, która wydaje się być uosobieniem wszystkich cech jej babki…
„Zły wpływ” to klasyczne ghost story, ale i o tym już na okładce informuje nas sam Campbell. Powiem szczerze: na oryginalność nie ma co tutaj liczyć – powieść jest do bólu schematyczna i przewidywalna… Ale tylko jako horror. W warstwie obyczajowej wypada już całkiem przyzwoicie. Teoretycznie Brytyjczyk zrobił wszystko dobrze – zaczyna się od trzęsienia ziemi, jakim jest śmierć seniorki rodu, potem następuje jej nieoczekiwany powrót, dziwne sploty wydarzeń, niepokojące fenomeny… Wszystko to z uwzględnieniem tradycyjnych dla horroru miejsc, jak cmentarz czy mroczne miejskie zaułki. Zatem czy „Zły wpływ” straszy? Niestety nie, ale to też nie jest i chyba nigdy nie było głównym zadaniem tej książki, która posiada specyficzny klimat wiktoriańskich opowieści o duchach, mimo że jej akcja dzieje się w drugiej połowie XX wieku. Tutaj właśnie tkwi największa siła tej powieści. Specyficzny klimat nałożony na zwyczajne, prozaiczne życie angielskiej rodziny z ubożejącej klasy średniej. Każda z postaci wykreowanych przez Campbella jest uwikłana w jakiś wewnętrzny konflikt: Derek, ojciec Rowan, jest elektrykiem borykającym się z utrzymaniem zarówno rodziny, jak i swojego statusu „pana domu”, a sama dziewczynka uwikłana jest w sprawy wewnątrzmałżeńskie rodziców… Można by mnożyć przykłady, jednak faktem jest, ze stanowi to ciekawe tło dla opowiedzianych wydarzeń.
Nie sposób odmówić Campbellowi talentu pisarskiego, w tym zwłaszcza narracyjnego. „Zły wpływ” czyta się lekko i przyjemnie, częstokroć ze zniecierpliwieniem przerzucając kolejne kartki, stapiające się w rozdziały kończone przeważnie tak, aby tylko zaostrzać czytelniczy apetyt. Jednak, jak już pisałem – powieść ta nie straszy (chyba że czytelników o wyjątkowo słabych nerwach), za to posiada świetny, gęsty klimat skonfrontowany z ciekawą sferą obyczajową, czyniąc tą powieść niemal horrorem psychologicznym. Niestety, Campbell pozostał odrobinę zachowawczy w swej wizji i chwilami trafiają się mielizny napisane bez polotu, tak jakby autor sam na siłę się tłamsił albo udawał, że w przedstawionych wydarzeniach jest mniej, niż powinno być… Dziwny zabieg, a mogło być naprawdę świetnie. „Zły wpływ”, mimo że jest „smaczną” lekturą, pozostawia spory niedosyt. Pozostając w sferze kulinarnych porównań, można śmiało powiedzieć, ze książka Campbella to takie odgrzewane, niedoprawione danie z renomowanej restauracji…