Davida Gibbinsa niektórzy z czytelników pamiętają zapewne jako autora niezbyt udanej, choć dobrze sprzedającej się powieści zatytułowanej „Atlantyda”. O ile w tamtym dziele pisarz dał się poznać jako sprawny kompilator popularnych teorii, umiejący w nie wpleść szczątkową fabułę, o tyle w przypadku „Złota krzyżowców” mamy do czynienia z sytuacją nieco inną.
Tu autor wymyślił sobie skomplikowaną, zakorzenioną o wiele wieków wstecz intrygę i do niej dopasował garść historycznych faktów, paranaukowych spekulacji i kompletnych bujd wyssanych z palca. I co otrzymujemy? Moim zdaniem efekt jest dużo lepszy niż w przypadku „Atlantydy”.
Bohaterem powieści jest ponownie Jack Howard, archeolog pracujący nad historią zaginionych skarbów. Tym razem trafia na trop menory, którą podczas wypraw krzyżowych wykradziono ze świątyni w Jerozolimie. Dalsze tropy prowadzą do Bizancjum, skąd bogato zdobiony świecznik, jeden ze świętych symboli judaizmu, miał być wykradziony przez skandynawskich najemników. Mimo, że takie zestawienie faktów może brzmieć nieco niewiarygodnie, to tym razem Gibbins dobrze broni swoich teorii.
Autor nie byłby jednak sobą, gdyby nie przewoził swoich bohaterów po różnych krajach, na kilku kontynentach. Przy okazji poznajemy historie z czasów starożytnego Rzymu, Bizancjum, aż po nazistowskie Niemcy. Pod tym względem jego pisarstwo przypomina nieco powieści Wilbura Smitha czy Matthew Reilly’ego. Szybka akcja i brawurowe pomysły Jacka Howarda, to informacja dla miłośników thrillera, przygody i różnego rodzaju spisków. Co prawda stawianie menory ze świątyni jerozolimskiej na równi z legendarnym Świętym Graalem jest mocną przesadą, ale rozumiem, że czegoś musiał przecież nasz bohater szukać.
Jeżeli tendencja zwyżkowa, którą zaobserwowałem przy drugim tomie przygód pomysłowego archeologa, zostanie utrzymana, to chyba będziemy mogli powiedzieć, że oto narodził nam się godny następca samego Indiany Jonesa.
David Gibbins najwyraźniej coraz pewniej czuje się jako literat. Jego wcześniejsze prace dokumentalne, związane głównie z archeologią, najprawdopodobniej ograniczały nieco możliwości pisarskie. Mam nadzieję, że kolejne powieści Gibbinsa udowodnią moją tezę i forma pisarza będzie rosła.