Wypychacz zwierząt

„Wypychacz zwierząt” to kompilacja opowiadań Jarosława Grzędowicza, które ukazały się w różnych antologiach. „Wilczą zamieć” mogliśmy przeczytać w „Deszczach niespokojnych”, z kolei „Weekend w Spestreku” w „PL+50”, „Ferewell Blues” znajdowało się w zbiorze „Niech żyje Polska. Hura!”, „Buran wieje z tamtej strony” w „Wizjach Alternatywnych”, „Pocałunek Loisetty” w „Małodobrym” a „Zegarmistrz i łowca motyli” w antologii „Tempus Fugit”. Łatwo policzyć, że aby przeczytać te teksty, trzeba kupić aż 6 książek. Tymczasem fanom Grzędowicza trafiła się nie lada okazja – wszystkie opowiadania w jednym tomie, okraszone miniaturkami z „Faktu”. Prawda, że pięknie? I to jak!

To nie jest zwyczajny zbiór opowiadań. Raczej perła. Po lekturze doskonałego „Pana Lodowego Ogrodu”, odrobinę obawiałam się, że Grzędowicz w krótszej formie nie przypadnie mi do gustu i nie będę miała uciechy z „Księgi jesiennych demonów”. Tymczasem okazało się, że lektura „Wypychacza zwierząt” tylko zaostrzyła mi apetyt, a samego Grzędowicza wywindowała na wysokie miejsce na liście moich ulubionych autorów.

Kiedyś czytałam opinię na temat zbioru „Dym i lustra” Neila Gaimana, gdzie autor kpił z tekstów pisanych na zamówienie. Dziwi mnie taka postawa. Czemu ten rodzaj inspiracji ma być gorszy niż setki dziwaczniejszych lub zupełnie trywialnych sytuacji, w których pisarzom przychodzą do głowy pomysły? Stephen King napisał „Buicka 8” po tym, jak poślizgnął się podczas postoju na stacji benzynowej. W posłowiu, podobnie jak Gaiman, Grzędowicz opisuje okoliczności powstania każdego z opowiadań. Ten tekst sam w sobie jest interesujący i obrazuje działanie pisarskiej wyobraźni, która przyczyniła się do tego, co mi najbardziej w zbiorze przypadło do gustu – do różnorodności.

Największe wrażenie wywarł na mnie „Farewell Blues”, którego zakończenie wywołało ten niesamowity rodzaj niepokoju, jakiego zawsze poszukuję w literaturze grozy, a który znalazłam w zaledwie garstce czytanych przeze mnie ostatnio książek. Wśród tekstów wyróżnia się również dość makabryczny „Pocałunek Loisetty” oraz nieco klaustrofobiczna „Wilcza zamieć”. Nie zachwycił mnie „Zegarmistrz i łowca motyli”, ale powodem tego może być moja niechęć do wszelkich zabaw z podróżami w czasie. „Weekend z Spestreku” to emocjonująca wizyta w nieprzyjaznej i pełnej groźnych fanatyków wizji przyszłej Polski.

„Wypychacz zwierząt” to świetna lektura. Właściwie czemu tu się dziwić – wydanie tego zbioru było fantastycznym, skazanym na powodzenie pomysłem. Moje „polecam” w tym wypadku jest zupełnie niepotrzebne.

Wypychacz zwierząt

Tytuł: Wypychacz zwierząt

Autor: Jarosław Grzędowicz

Wydawca: Fabryka Słów

Data wydania: 6 czerwca 2008

Format: 472 s.

Cena okładkowa: 29,99

Opis z okładki:

Spokojnie, to tylko fikcja… Czyżby?
A więc wierzysz w to, co widzisz... Strzeż się! Bo znane i bezpieczne bywa podstępne. Zbłądzić możesz, podążając jedną z dróg, gdy wiele innych w zasięgu wzroku. Przyszłość jawi się milionem możliwości, ale to teraźniejszość Cię zaskoczy. Przesuń kamień, a runie imperium.
A więc ufasz rozumowi… Najwyraźniej pracownię wypychacza zwierząt odwiedzić musisz, na pokład U-boota wsiąść, przeżyć pocałunek Loisetty, przetrwać syberyjską zamieć, posłuchać pożegnalnego bluesa albo specjałów kuchni Wschodu skosztować. Zaprasza autor „Księgi Jesiennych Demonów”. Oto kolejna – pełna niesamowitości, wyrazistych bohaterów i mrocznej tajemnicy – antologia jego opowiadań. A liczba ich… 13.

Przewiń na górę