Wyliczanka

Wyliczyć sobie dobry debiut

Polska wersja „Wyliczanki” Johna Verdona już na okładce atakuje czytelnika stwierdzeniem, że trzyma w dłoniach powieść bestsellerową, która rozeszła się w wielu krajach. Oczywiście informacja ta robiłaby wrażenie, gdybym nie widział jej podobnych na setce innych książek – często wątpliwej jakości. Tak oto wydawca, usiłując zareklamować swój „produkt”, zasiał we mnie ziarno niechęci już na starcie. Z bestsellerami bywa różnie – przypomniały mi się słowa, które usłyszałem na tegorocznej gali nagród Nike, które sparafrazowane brzmiałyby tak: bestseller to albo książka, którą czyta się lekko i z wielka przyjemnością lub też zupełnie odwrotnie – to historia, która zagnieżdża się głęboko w umyśle i tkwi tam jak zadra, prowokując do przemyśleń. Zwracając honor wydawcy, należy przyznać, że „Wyliczanka” w powyższym kontekście ma wszelakie predyspozycje, by zakwalifikować się do pierwszego rodzaju bestsellerów.

Detektyw Dave Gurney to emerytowany, nowojorski policjant, specjalizujący się w dochodzeniach związanych z seryjnymi morderstwami. Za namowami żony ucieka od zgiełku metropolii głęboko na wieś, położoną w malowniczych, górskich okolicach. Jak łatwo można się domyślić, nie będzie dane zaznać Gurneyowi spokojnego życia emeryta. Jego kolega ze studiów – teraz guru New Age – najpierw nękany dziwnymi listami zostaje zamordowany w dziwnych okolicznościach, sugerujących, że sprawca musi władać nadnaturalna mocą czytania w umysłach ofiar. Dzięki swojej renomie i powszechnemu uznaniu, emerytowany detektyw zostaje włączony do dochodzenia. Morderstwo to okazuje się jednak tylko pierwszym elementem większej całości.

Na pierwszy rzut oka fabuła wydaje się trochę sztampowa: iluż to emerytów zostało wyrwanych z sennej i spokojnej rzeczywistości przez jakieś zdarzenie, które popycha ich znów do działania… U Verdona jest jednak trochę inaczej. Gurney tak naprawdę nigdy nie przestał być policjantem. Właściwie to jego praca całkowicie go określa i determinuje to, kim jest. Emerytem został przez wzgląd na namowy żony, sam jednak nigdy nie pogodził się z tym wyborem. Tak więc sposobność, by rozwikłać kolejną zagadkę, jest dla niego sytuacją niemal wymarzoną. Sama intryga, w jaką ochoczo wchodzi Gurney, jest niezwykła. Trochę taka, jakby była przeniesiona z kart klasycznych powieści detektywistycznych sprzed stu lat (osadzona jednak w jak najbardziej dzisiejszych realiach). Nic nie jest takie, jak wygląda, a postępy w sprawie wydają się przynosić tylko kolejne pytania. Drobiazgowość Verdona zaskakuje – w samym śledztwie zawarł tyle smaczków, tropów i fabularnej komplikacji, że można być tylko i wyłącznie pod wrażeniem, zwłaszcza, że to jego literacki debiut. Jak na solidny kryminał przystało, nic tu nie jest takie, jakim się wydaje, a piętrzące się tajemnice wciągają czytelnika z każdym rozdziałem coraz bardziej, tak, że w końcu trudno oderwać się od lektury. Morderca to niemal demoniczny ideał, człowiek który się nie myli, nie zostawia śladów, co więcej – wydaje się czytać w myślach. Całe dochodzenie toczy się właściwie w głowie Gurneya, który ze swoim logicznym, analitycznym podejściem wiąże i układa w niepokojąca całość poszczególne elementy, które zostawia zabójca. Powieść nie traci na tym nic ze swojej dynamiki. Paradoksalnie wywody policjanta są jej najmocniejszą częścią –  zwyczajnie fascynujące i dawkowane w taki sposób, aby pobudzić apetyt czytelnika dając tylko tymczasowe, niepełne odpowiedzi.

Z drugiej strony, „Wyliczanka” na pewnej płaszczyźnie to również powieść… obyczajowa. Ciężko uwierzyć, że udało się zmieścić Amerykaninowi w thrillerze kryminalnym tak dobrze oddany wątek trudnych relacji małżeńskich, wymagających kompromisów i poświęceń. Verdon nie poprzestał jednak jedynie na tym. Sam Gurney to facet z widocznym kryzysem wieku średniego, rozerwany między pracą a rodziną, oglądający się za młodszymi kobietami, pozostający jednak wierny żonie. Gdy dodać do tego wszystkiego galerie oryginalnych, wymykających się wszelkim próbom zaszufladkowania bohaterów,  „Wyliczanka” zyskuje rzadko spotykaną w gatunku emocjonalną głębię i wiarygodność.

Debiut Verdona czyta się szybko i z wielka przyjemnością – to fakt, jednak na początku irytują trochę króciutkie rozdziały, z których większość zajmuje dosłownie kilka stron, co daje ich ogromną ilość w ponad pięćsetstronicowej powieści. Takie poszatkowanie, o ile znacząco przyśpiesza lekturę jest, też bardzo często niczym nie umotywowane – rozdział zaczyna się bezpośrednio tam gdzie kończył się poprzedni i dzielenie ich wydaje się zabiegiem robionym trochę „na siłę”, chociaż nie mam pojęcia, czemu miało by to służyć. W zależności od gustu, być może niektórzy wezmą to za świetny zabieg, ja odczuwałem jednak często bark płynności w opowiadanej historii.

Jest w „Wyliczance” drobna wpadka – nie mam pojęcia, czy to wina autora, czy też tłumacza, ale trochę popsuła mi w pewnym momencie radość z czytania, mianowicie chodzi o zdanie „…żeby mogli porównać łuski ze ściany domów….”. Łuski nie wbijają się w ściany domów, są wyrzucane podczas strzału, a wystrzeliwane są kule lub ,mówiąc bardziej „profesjonalnie”, pociski. Mała rzecz, a drażni, dziwne, że żadna korekta tego nie wyłapała.

„Wyliczanka” to najlepsza powieść z pogranicza kryminału, jaka wyszła w ostatnich latach i wpadła w moje ręce. Od początku do końca przemyślana i zrealizowana drobiazgowo, tak, że wydaje się być popisem Verdona w zakresie budowania zawiłych wielotorowych i wielopoziomowych intryg. Amerykanin  posiada literacki talent, którego większość z jego kolegów po piórze może mu tylko pozazdrościć.

Wyliczanka

Tytuł: Wyliczanka

Autor: John Verdon

Wydawca: Otwarte

Data wydania: 19 września 2011

Format: 504 s.

Cena okładkowa: 39,90

Opis z okładki:

Pomyśl jakąś liczbę od 1 do 1000, pierwszą, jaka Ci przyjdzie do głowy. A teraz przekonaj się, jak dobrze znam Twoje tajemnice.
Wszystko zaczyna się od niepokojącego listu. Potem ginie człowiek. Na miejscu wyrafinowanego mordu na detektywów czekają kolejne zagadki. Czy to możliwe, że ktoś potrafi czytać w myślach? Policja grzęźnie w domysłach, bo fakty przeczą logice. I wtedy zabójca uderza znowu.
Detektyw Dave Gurney lubi wyzwania, nawet na emeryturze. Jednak ma jeszcze jeden powód, by wbrew woli małżonki włączyć się w śledztwo. Ofiarą mordercy jest jego przyjaciel. Zaczyna się pasjonujący pojedynek pomiędzy charyzmatycznym detektywem a przebiegłym psychopatą. Który z nich się przeliczy?
Raz, dwa, trzy, zginiesz TY!

Przewiń na górę