Wzdłuż ostatniej strony obwoluty „Worst Nightmares” biegnie jednokolorowy pas, a na nim napis głoszący dumnie, że aktor, a teraz również powieściopisarz, Shane Briant jest „nowym mistrzem grozy”. Choć z pewnością tytuł ten jest lekką przesadą, nie jest całkowicie pozbawiony racji. Podczas gdy sędziwy Stephen King od dawna włada horrorem za pomocą fascynującej mieszanki psychologii i potworów z zaświatów, debiutancka powieść Shane’a Brianta wzbudza strach oparty na realizmie charakterystycznym dla thrillerów psychologicznych w duchu „Milczenia owiec”.
Głownym bohaterem „Worst Nightmares” jest pisarz Dermota Nolana, zdobywca nagrody Bookera, desperacko pragnący wyrwać się z trwającej już osiemnaście miesięcy niemocy twórczej. Wydał już sporą zaliczkę, jego żona pragnie mieć dzieci, a po drugiej stronie stale dzwoniących telefonów słychać albo wierzycieli, albo jego agenta, który słusznie niecierpliwi się i pragnie zobaczyć plik kartek, który uzasadni jakoś zaliczkę w wysokości 500 tysięcy dolarów. Kiedy pewien bezdomny mężczyzna wrzuca do jego skrzynki na listy pisany odręcznie tekst opisujący szczegółowo straszliwe zbrodnie seryjnego mordercy, Dermot postanawia wykorzystać pomysł, przekuwając go na swój kolejny bestseller.
Pierwsze rozdziały „Worst Nightmares” opisują na zmianę starania Dermota, by sprostać osobistym i zawodowym problemom, oraz trzymające w napięciu sceny tortur przeprowadzanych przez seryjnego mordercę, powołującego do życia fobie swych ofiar. Pewien człowiek cierpiący na lęk wysokości zostaje zmuszony do wyboru pomiędzy skokiem z siedemnastego piętra, a rozszarpaniem przez rottweilery. Kolejny wpis przedstawia mężczyznę cierpiącego na agorafobię, przykutego bez żadnych środków do życia do spieczonej słońcem, rozciągającej się po horyzont pustyni.
Rozdziały te kreują postać głównego antagonistę, siejącego strach poprzez swoje psychopatyczne skłonności, jak również poprzez wykorzystanie prawdziwych fobii przy egzekucjach. Jakakolwiek wzmianka o zabójcy czy pojawienie się jego osoby wzbudza lęk nie dlatego, że jest jakimś powłóczącym, nieumarłym koszmarem, który można bezpiecznie zamknąć w świecie fantazji, lecz ze względu na realizm, z którego został zrodzony.
Trzymająca od początku w napięciu narracja przyspiesza z każdym rozdziałem, zabierając czytelnika w szaloną podróż z realistycznie nie pozbawionymi wad postaciami. Dermot początkowo odrzuca pomysł przekształcenia makabrycznego dziennika znalezionego w skrzynce na listy w mainstreamową powieść, ponieważ uważa, że stworzenie takiej bzdury będzie poniżej jego godności jako powieściopisarza, zdobywcy prestiżowej nagrody. Jego duma nie pozwala mu dostrzec zaciskającej się wokół niego sieci i nieraz wzbudzi w czytelnikach palące pragnienie ujrzenia, jak egocentryczny główny bohater otrzymuje to, na co zasłużył.
Briant kreśli Dermota tak, że ten nie tylko zadziera nosa i drażni czytelnika dumą, ale również daje się polubić. W trakcie procesu skrupulatnego badania szczegółowych opisów morderstw zawartych w pamiętniku, Dermot zdaje sobie sprawę z tego, że owe śmierci miały miejsce w rzeczywistości i nie są fikcją. Mimo iż wie, że zgłoszenie odkrycia odpowiednim władzom rozpocznie proces przywracania spokoju rodzinom ofiar, naciski na Dermota powoli przezwyciężają jego poczucie moralności. Czy powinien pomóc dać ukojenie zasługującym na nie rodzinom, czy z uporem ignorować wyrzuty sumienia i napisać książkę, która uratuje go od osobistej i zawodowej ruiny? Niewielu ludzi szczerze przyznałoby się do tego, że nie podjęłoby takiej decyzji jak Dermot, nawet jeśli potencjalnie wynikłoby z niej wiele trudności.
Briant jest równie skrupulatny w szczegółowym rozplanowaniu narracji swej opowieści, co jego główny czarny charakter w dokonywaniu egzekucji. Jej błyskawiczny, a zarazem inteligentny bieg sprawia, że z ekscytacją przewracamy kolejne strony „Worst Nightmares”, aż do nieco rozczarowującego zakończenia. Wskazówki dotyczące tożsamości zabójcy rozsiane są po całej książce – tak że jego zdemaskowanie jest raczej rozczarowaniem, niż szokującym odkryciem. Ponadto wielu czytelników będzie w stanie domyślić się motywów zabójcy już na początku powieści, i wcale nie poprzez bystrą dedukcję, a irytująco rozsiane szczegóły, które pozostawiają niewiele luk do wypełnienia przez zabójcę podczas jego długiej końcowej przemowy. Pomijając te wady, „Worst Nightmares” stanowi wyśmienitą opowieść, która kładzie nacisk na samą podróż, a nie jej cel. W czasie owej podróży może kilka razy mocno szarpnąć i podrzucić, lecz prócz tego droga jest na tyle gładka i wygodna, że Briant zabierze nas w ekscytującą i trzymającą w napięciu jazdę. Ci, którzy szukają książki do czytania do późna w nocy i w pełni zdają sobie sprawę, że w końcu zostaną zmuszeni wyłączyć lampę i wrócić przez ciemne korytarze do pogrążonej w cieniach sypialni, nie powinni się dłużej wahać.
—
Tłumaczyła: Agnieszka Brodzik
recenzja pochodzi z serwisu Fantasy Book Critic i została zamieszczona na Carpe Noctem za zgodą autora