Do książki tej podszedłem z wielką nadzieją. Wiele dobrego słyszałem o Łukaszu Orbitowskim oraz jego pisarstwie, a Wigilijne psy były pierwszym jego dziełem, jakie przeczytałem. Chciałem się przekonać, będąc po lekturze wielu pozycji zagranicznych autorów literatury grozy, co ma do zaoferowania ktoś z naszego podwórka, zwłaszcza tak obeznany (o czym świadczą liczne artykuły i felietony) z tematem jak Łukasz
Niestety, muszę przyznać, że bardzo się zawiodłem. Może jednak powinienem był się spodziewać tego co znajdę w jego książce? Przecież Jacek Dukaj na czwartej stronie okładki daje znać o charakterze pozycji: „Gawędy niesamowite XXI wieku”. I rzeczywiście – teksty niezobowiązujące, okraszone knajpianym językiem, po usłyszeniu których można by powiedzieć opowiadającemu: „Stary, ale masz wyobraźnię! Dobra, dawaj jeszcze po piwku!” Czyli po prostu takie, przy których przynajmniej ja na dłużej się nie zatrzymam.
Opowiadań jest dziewięć, każde stanowi dziwną, trochę niezgrabną mieszankę. Wszystkie teksty próbują łączyć uliczny brud, obskurne miejsca, leniwych, nurzających się w alkoholu, zaćpanych, cwanych Polaczków, w pewnym sensie metafizyczne przesłania, humor oraz literaturę grozy. Napisane prostym językiem, stanowią łatwą do przełknięcia pigułkę, która jednak, przynajmniej w moim przypadku, wywołuje mdłości. Może mam za słaby żołądek literacki? W tych opowieściach panuje po prostu przesyt.
W wielu miejscach czytałem, że postacie Orbitowskiego są barwne, unikatowe, wiarygodne. Rzeczywiście, ale jednak czegoś w nich brakuje. Mimo iż pozornie różnią się między sobą, to tak naprawdę ten sam schemat ludzi, których odróżniają jedynie zainteresowania oraz ubiór. Jak dla mnie w opowieściach Łukasza trochę za mało psychologii. Nie chcę, by zabrzmiało to zbyt pompatycznie, ale wśród jego charakterów brakuje po prostu motywów. Są działania, ale brak czegoś, co je wyznacza.
Na czym się najbardziej zawiodłem? To nie są tak naprawdę opowiadania grozy. W moim przekonaniu dobry horror powinien odznaczać się odrobiną powagi. Swobodny język i liczne humorystyczne wtrącenia po prostu nie pozwalają się wczuć. Jedynie Kacper Kłapacz ma pewien klimat (rzeczywiście, tekst czerpie dużo z azjatyckich horrorów), ale i on psuje się za sprawą niesmacznego moralizatorstwa. Może Opowieść taksówkarska jeszcze ujdzie. Dla mnie w opowiadaniach tych za dużo klimatów apokaliptycznych, gadki o odkupieniu win itp. To po prostu trąci kiczem (podobnie szatan jako gruby facet z różkami na głowie, w koszulce I LOVE SATAN). A może te wszystkie bałaganiarskie zakończenia i kiczowatość były zamierzone? Jeśli tak, to ja tego nie kupuję.
Jakieś dobre momenty? Oczywiście, jest ich tu dosyć sporo, nie mam zamiaru nikomu wmawiać, że Orbitowski to słaby pisarz. Wręcz przeciwnie, rzemieślnikiem jest dobrym, ale trochę brakuje mi w tych tekstach artyzmu. To samo zdanie mam o Stephenie Kingu (choć on ma większy staż i niektóre książki rzeczywiście zasługują na uznanie), więc Łukasz w moim zestawieniu ma przynajmniej doborowe towarzystwo. Ale do rzeczy – te dobre momenty są na tyle mało wyraziste, że nie są w stanie przyćmić chaosu niepasujących do siebie elementów, o których wspomniałem wyżej. Łukasz psuje zwłaszcza zakończenia świetnie zapowiadających się tekstów. Taki los spotyka np. opowiadanie w stylu Grabińskiego Serce kolei, Autostradę, czy wspomnianego już Kacpra Kłapacza.
Na zakończenie: jak dla mnie Orbitowski zrobił cyrk w Wigilijnych psach – jest kolorowo, zabawnie, przerażająco, ekscytująco i spektakularnie. Jak na dobrą literaturę grozy tych epitetów jest jednak nieco za dużo.