Trzeci tom przygód Jakuba Wędrowycza nie przynosi szczególnych zmian w konwencji. Jest może nieco bardziej rozczarowujący od poprzedników, ale tylko dlatego, że w ogóle się od nich nie różni. Każde poszczególne opowiadanie mogłoby trafić do „Kronik…” lub do „Czarnoksiężnika…” i nie odbiegałoby od reszty. Jest to zarówno plus jak i minus. Z jednej strony, po co zmieniać to co dobre, z innej strony tom drugi bardzo ciekawie odróżniał się od pierwszego.
Nie brak tu typowego, swojskiego humoru, za jaki najbardziej ceniona jest seria o egzorcyście-amatorze. Pierwsze dwa opowiadania to klasyczne do bólu opowiastki o zawziętości ludzi wsi i ich konfliktach, które Jakub rozwiązuje bardzo chętnie z „kałachem” w ręku i korkiem od bimbru w ustach. Groza pojawia się dopiero w trzecim z kolei opowiadaniu, ale jeśli nosi ono tytuł „Bimbrociąg”, jasnym jest, że i tu nie będzie ani groźnie ani poważnie. Ot, po prostu zmyślni staruszkowie natykają się na problem w postaci utopców przy przeciąganiu tytułowego bimbrociągu. Do tego dochodzi jeszcze kilka krowołaków. I klasyczny dla Jakuba finał. Jakub bowiem z właściwą sobie gracją i nonszalancją rozwiązuje każdy problem, czasem niemal go nie zauważając. Tak jest gdy ucieka z „Domu bez klamek”, gdy spotyka mumię („Dziadek”) czy wreszcie ściera się z inteligentnymi drzewami próbującymi przejąć kontrolę nad światem („Drewniany umysł”). W „Okazji” prezentuje się znów jako drań skończony, który chętnie podejmie się walki z ciemnymi siłami, ale jeśli jeszcze przy tym zdoła pognębić sąsiada, to będzie dopiero szczęśliwy. Kalejdoskop wesołości w Wojsławicach podkręca jeszcze „Ostatnia posługa”, w której to Semen dowiaduje się o śmiertelnej chorobie. O tym jak stary Kozak uwielbia życie nikomu przypominać nie trzeba, można jedynie domyślić się w jakie tarapaty w związku z tym wpadną mieszkańcy wsi, a szczególnie służba zdrowia… Tej zresztą też się dostaje w kończącym zbiór „Pogotowiu”, gdzie Jakub spotyka Łowców Skór. Kuriozum humoru wojsławickiego osiągnięte zostaje w „Titanicu”, gdzie dowiadujemy się, że również i w zatonięcie tego okrętu była zamieszana rodzina Wędrowyczów, a za katastrofę bowiem odpowiedzialne było tajne, nielegalne sympozjum międzynarodowej sławy… bimbrowników.
Klasyczny horror powraca jednak kilkakrotnie w znakomitym „Znalezisku”, gdzie Jakub staje do walki z golemem. Bardzo ciekawie wypada tu opis wykopalisk archeologicznych, Pilipiuk bowiem w dość przewrotny sposób rozlicza się ze swoją przeszłością i zainteresowaniami. Grozy nie brak również w „W kamiennym kręgu” czy w „Reprywatyzacji”, gdzie odrodzony hrabia wampir postanawia wprowadzić nowe porządki we wsi. Ciekawie też wypada „Park Jurasicki”, w którym Jakub odkrywa przed nami nowe znajomości i umiejętności, do których będzie jeszcze w przyszłości wracał autor.
Mówi się do trzech razy sztuka. I rzeczywiście, sztuka ta udała się Pilipiukowi po raz trzeci. Wędrowycz znów bawi, tumani, przestrasza. Niestety, tego ostatniego najmniej. Szkoda tym większa, że wyraźnie widać i zapas umiejętności i pomysłów u autora. A ten, z każdym tomem zdaje się mówić, że owszem, straszyć potrafi, ale nie lubi. Bo i po co? Skoro można z tego pokpić i wypić przy okazji? Ot, estetyka Wędrowycza.