Polski czytelnik, mając odrobinę zaparcia i ochoty na grzebanie w antykwariatach, bez większego problemu mógł sobie do tej pory skompilować opisywany tu zbiór z rozsianych na przestrzeni lat wydań. Dwa najdłuższe teksty publikowane były jako samodzielne twory, krótsze znane są z antologii (Obserwator i Sędzia Harbottle w innych wersjach, bowiem Le Fanu czasem przerabiał swoje już wydane teksty i wydawał pod nowym tytułem). Dlatego premiera W ciemnym zwierciadle, którą kilka miesięcy temu zapowiedziało wydawnictwo Zysk, nie powinna budzić większych emocji, a jednak – nie ma co zaklinać rzeczywistości – takowe budziła. Zbiór ów jest ostatnim dziełem, jakie opublikował dziewiętnastowieczny irlandzki pisarz i często uznaje się go za opus magnum Le Fanu. Choć bardziej precyzyjnie byłoby powiedzieć, że na taki status zasłużyły znajdujące się w nim pojedyncze utwory.
Rozpoczynająca zbiór Zielona herbata należy do najlepszych dokonań autora. Ta z pozoru banalna historia mężczyzny, który pijąc zbyt duże ilości tytułowego naparu, zaczyna doznawać omamów przyjmujących postać upiornej, podobnej do małpy istoty, stanowi połączenie ghost story z mistycyzmem zaczerpniętym z pism Swedenborga. Opowiadanie zyskuje na szkatułkowej formie, w której osadzone są również wszystkie kolejne teksty, przedstawiane jako wyjątki z zapisków badacza ludzkiej psychiki i zjawisk paranormalnych, doktora Hesseliusa. W dwóch kolejnych utworach zabieg ten zamiast uwiarygadniać fabułę, dodając jej tym samym upiorności, jedynie nudzi i rozwadnia treść, by w końcowych tekstach wydawać się już tylko dodanym z obowiązku prologiem. Drugi i trzeci utwór w zbiorze, Prześladowca oraz Sędzia Harbottle to opowiadania, które, mimo bardzo interesujących pomysłów wyjściowych, tracą wiele na konwencjonalnych, a przez to rozczarowujących zakończeniach, jak również na tym, że o wiele większe wrażenie robiłyby w bardziej zwartej i esencjonalnej formie. Zwłaszcza początek Prześladowcy – gdzie w ślad za powracającym do domu bohaterem podążają odgłosy kroków – robi ogromne wrażenie, które Le Fanu ze strony na stronę osłabia mozolnie rozwijającą się fabułą. Największym problemem utworu jest jego finał, w którym autor, ujawniając pełną sylwetkę tytułowego antagonisty, sprowadza go do boleśnie typowej postaci.
O wiele bardziej interesujący jest Pokój w gospodzie Le Dragon Volant – jedyne w zbiorze dzieło nie odwołujące się niemal zupełnie do nadnaturalności. Jeśli jednak o poprzednich opowiadaniach napisałem, że ucierpiały przez rozwlekłość, w stosunku do tej minipowieści powtórzyć trzeba to kilkukrotnie i z emfazą. Le Fanu stworzył przemyślane i błyskotliwe w koncepcji połączenie romansu gotyckiego i conte cruel, któremu można wybaczyć nawet odrobinę rozczarowujący finał, jednak nie nadmiar nic nie wnoszących scen, przez które wiele znakomitych – jak wspaniały opis balu maskowego – zwyczajnie traci moc. Historia szlachetnego i romantycznego Becketta i jego francuskie przygody sprawiałaby o wiele lepsze wrażenie w wykonaniu H.H. Ewersa albo de L’Isle-Adama, choć w formie podanej przez Josepha Sheridana Le Fanu nadal jest utworem w miarę udanym. Zwłaszcza w końcowych partiach, w których autor wreszcie przechodzi do rzeczy i łączy wcześniej porozrzucane po opowieści wątki.
Prawdziwą perłą zbioru jest kończąca go Carmilla, będąca nie bez powodu jednym z najbardziej znanych i cenionych przykładów horroru wampirycznego. Nie ma sensu spierać się, czy jest utworem donioślejszym i lepszym od Draculi, dla którego była oczywistą inspiracją. Nie jest i nigdy nie była równie wpływowa i popularna jak utwór Brama Stokera (warto dodać: również Irlandczyka), ale z powodzeniem można ją określić jako najlepsze dzieło, które wyszło spod rąk Le Fanu. Nie powiela błędów wcześniej opisywanych utworów. Chociaż niewiele ustępuje Pokojowi w gospodzie Le Dragon Volant objętością, ma się wrażenie, że ani jedna strona tekstu nie jest niepotrzebna (może poza wstępem przyjaciela doktora Hesseliusa). To gęsta i oniryczna proza, zawierająca kilka tak doskonałych i upiornych scen grozy, że wracając do niej nawet po raz trzeci czy czwarty, nadal nie wychodzi się spod ich wrażenia. Przepełniona stłumionym erotyzmem historia wampirzycy Carmilli tętni od ukrytych znaczeń, bogactwa symboli i niedomówień, które zamiast pozostawiać niedosyt, jedynie rozbudzają wyobraźnię czytelnika. Jeśli ktoś miałby przeczytać tylko jeden utwór tego autora, bezsprzecznie musiałaby to być właśnie Carmilla.
Dobrze jest mieć wreszcie, po wielu latach oczekiwania, cały ten zbiór w jednym, w dodatku pięknie wydanym tomie. Od jego Stryja Silasa (może ktoś pokusi się o wznowienie?) zaczynałem przygodę z klasyką grozy i z sentymentu przymykam oko na wyżej wymienione wady. Le Fanu w najlepszych momentach zbioru wspina się na poziom sugestywności grozy, który dla wielu innych pisarzy jest odległym marzeniem. W najgorszych momentach może nudzi, ale nawet to robi uroczo. Może i jestem dla niego zbyt pobłażliwy, ale przecież osoba pozbawiona sentymentów i tak nie pomyśli o tym, by po takie lektury sięgać.