Koji Suzuki znany jest w Polsce jedynie z powieści „Ring”, kilku ekranizacji jego prozy i nie ma co się oszukiwać – jakąkolwiek rozpoznawalność zawdzięcza głównie tym filmom. Powieść, na podstawie której został nakręcony jeden z najbardziej znanych horrorów ostatniej dekady, znana już jest trochę słabiej, ale wierzę, że Wydawnictwo Znak nie zaliczyło na niej wpadki. O ile mnie pamięć nie myli, doczekała się dodruku, zebrała bardzo dobre recenzje i była popularna nie tylko w kręgach miłośników horrorów. Tym bardziej dziwi fakt, że nie poszli za ciosem i nie wydali „Spiral”.
Mimo że i Japończycy, i Amerykanie nakręcili swoje kontynuacje „Ringu”, to „Spiral” Suzukiego jest rzeczą całkowicie „świeżą”. Podejmuje historię w miejscu, w którym kończyła się część pierwsza. Ciało Ryuji’ego Takayamy, profesora filozofii, któremu ostatecznie nie udało się uciec przed klątwą Sadako, trafia do kostnicy. Sekcję ma przeprowadzać Mitsuo Ando, jego dawny kolega ze szkoły medycznej, obecnie główny patolog szpitala uniwersyteckiego – główny bohater książki. Znajduje on na ciele Ryuji’ego skrawek papieru z ciągiem liczb, które bierze za kod – wiadomość od swojego zmarłego kolegi. Rozszyfrowuje to i pakuje się w sam środek zemsty Sadako wymierzonej przeciw rodzajowi ludzkiemu.
Ando, podobnie jak bohater „Ringu” Kazuyuki Asakawa, zaczyna prowadzić dochodzenie w sprawie niecodziennych zgonów i morderczej kasety. W ręce wpadają mu raporty Asakawy i wraz z kolegą lekarzem, odkrywa przerażającą prawdę o tym, czym jest Ring i co tak naprawdę spotykało ludzi, którzy obejrzeli kasetę.
Tytułowa spirala odnosi się do łańcucha DNA, i chociaż Suzuki nadal straszy nas złowrogim połączeniem świata duchów i technologii, to więcej w książce elementów naukowych, znanych chociażby z powieści Michaela Crichtona. Sporo w „Spiral” zagadnień z zakresu genetyki, wirusologii, medycyny, a także kryptologii. Dużo miejsca Suzuki poświęcił akademickim rozważaniom bohaterów i niestety, jak dla mnie, momentami w tym aspekcie przesadził. Ustami swoich bohaterów przedstawia kolejne naukowe teorie, częściowo kosztem trzymającego w napięciu śledztwa.
Na szczęście powieść nadal jest dobrym horrorem. Momentów wywołujących gęsią skórkę jest sporo. Suzuki bezbłędnie buduje klimat. Sceny grozy są intensywne i trudno się nie bać.
Od strony językowej nie potrafię Kojiemu niczego zarzucić. Pisze sugestywnie i obrazowo, świetnie kreśli postaci i ma bogaty język. Nazywanie go japońskim Kingiem może jednak wprowadzić w błąd – ich style są całkowicie różne, chociaż równie przyjemne w obcowaniu. Tych kolejnych Stephenów Kingów na świecie, jak i w samej Polsce, jest zdecydowanie za dużo.
„Spiral” przewraca znaną nam z pierwszej książki mitologię do góry nogami i nie są to rozwiązania, które wszystkim przypadną do gustu. Co więcej, jestem pewien, że większość zacznie uważać to za zniszczenie legendy i nawet zarżnięcie klimatycznej opowieśći o nie dającym się przebłagać duszysku. Przyznam się, że pewne zabiegi i zwroty akcji mnie drażniły, ale wynik końcowy wydaje mi się na tyle ciekawy i satysfakcjonujący, że jestem to w stanie wybaczyć.
Z każdą przeczytaną powieścią Suzukiego coraz bardziej odczuwam brak tego pisarza na polskim rynku. Nawet jeżeli fakt, iż jest to kontynuacja „Ringu” nie wystarczy, to myślę, że jego styl i niekonwencjonalne podejście do opowiadanej historii zapewnią mu całkiem pokaźną grupę zwolenników.