Po „Trzynastej nocy” Alana Gordona spodziewałem się lektury, którą będę przerywał częstymi i gromkimi wybuchami śmiechu; gdzie jowialny narrator potraktuje swoją opowieść z przymrużeniem oka, okraszając ją dowcipnymi pointami; lekkiej historyjki napisanej po to, by autor mógł się wykazać poczuciem humoru. Po zweryfikowaniu moich oczekiwań muszę stwierdzić, że debiut pisarski Brytyjczyka jest pierwszą książką, która „zawiodła mnie” w zupełnie pozytywny sposób.
Akcja „Trzynastej nocy” rozgrywa się kilkanaście lat po zdarzeniach, które opisane zostały w „Wieczorze Trzech Króli” Szekspira. Feste jest jednym z najlepszych członków Gildii Błaznów – tajnego bractwa, które z ukrycia kieruje średniowieczną polityką. To on przed laty sprytnie doprowadził do ślubów księcia Orsyna z Wiolą oraz hrabiny Oliwii z Sebastianem, dzięki czemu utrzymał w ryzach sprawy handlowe miasta. Dlatego, kiedy do jego uszu dociera informacja o śmierci księcia, traktuje sprawę osobiście i powraca do księstwa, aby rozwikłać zagadkę śmierci Orsyna.
Swoboda, z jaką autor podszedł do swego dzieła, jest godna pochwały – narracja to nie sztywna stylizacja na średniowieczny sposób mówienia, ale jego zgrabnie skolokwializowana wersja, co nadało opowieści sporo uroku. Nie było tu też miejsca na wymuszone – z racji osoby głównego bohatera – sypanie żartami przy każdej okazji: Gordon ograniczył się do kilku perełek, które stanowiły dekorację, a nie główne danie. Dzięki temu zdrowemu dystansowi książkę czyta się z prawdziwym zainteresowaniem, które stopniowo przeradza się w fascynację. Piórem tej klasy może się poszczycić niewielu pisarzy na świecie.
Również do fabuły nie sposób się przeczepić w żaden sposób. Intryga jest całkiem przyzwoita – bez zbytecznej komplikacji, jednak na tyle złożona, by kilka razy wywieść czytelnika w pole. Gordon naprawdę bawi się z nami w kotka i myszkę, z akcentem na „bawi się”. Nie pamiętam już, bym przy rozwiązywaniu zagadki odczuwał taką frajdę; szczerze mówiąc, to było mi wszystko jedno, czy rozgryzę tajemnicę – szalenie sympatyczne postaci, przyjemna narracja, błyskotliwe dialogi oraz ciekawie przedstawiony średniowieczny świat sprawiły, iż przypomniałem sobie, że nie o to chodzi, by przejrzeć mordercę… ale by go gonić.
Jestem również zachwycony sposobem, w jaki autor wyjaśnił tajemnicę zabójstwa. Zawsze krytykowałem sytuacje, gdzie główny bohater zbiera wszystkich podejrzanych w jednym miejscu, by po wygłoszeniu swojej dedukcji, z gromkim „to on!” na ustach, wskazał wszystkim winowajcę. Drażnią mnie takie zagrywki i zawsze wtedy dobywam oręża, by uciąć wszelkie pochwały na temat powieści. Tutaj jednak pisarz wybił mi miecz z ręki, jeszcze zanim go dobrze wyciągnąłem – okoliczności wyjaśnienia sprawy są prawdziwym spektaklem; widowiskiem, za które byłbym gotów zapłacić, by je zobaczyć. Szekspir na pewno nie powstydziłby się takiej sceny.
Kontynuacja komedii ojca nowożytnego teatru jest bardzo udanym przedsięwzięciem. Gordona nie przeraziła powaga tego zadania i zabrał się do niego w sposób naprawdę godny podziwu. Nieskrępowany wymogami i oczekiwaniami wobec dzieła wykazał się polotem, dzięki któremu powstała zachwycająca powieść. Nie przeczytać tej książki to błąd, który trzeba jak najszybciej naprawić. Jeżeli pozostałe powieści z cyklu Gildii Błaznów utrzymają poziom z „Trzynastej nocy”, to już teraz mogę powiedzieć, że będzie to jedna z najlepszych serii dostępnych na półkach księgarń.