Maciej Guzek podąża drogą typową dla polskiego pisarza fantastyki. Po publikacjach na łamach pism, poprzez zbiór opowiadań i na pierwszej powieści kończąc, drobnymi krokami wkrada się w świadomość czytelników. Po całkiem udanym sukcesie „Królikarni” i dwóch nominacjach do Zajdla został obwołany odnowicielem polskiej fantasy, a oczekiwania wobec jego osoby znacznie wzrosły. Czy pokładane w nim nadzieje zostały spełnione? Okazuje się, ze nie do końca.
Powieść „Trzeci świat” to luźna kontynuacja zbioru „Królikarnia”. Mija około dwadzieścia lat od momentu pojawienia się w Rzeczpospolitej Polskiej bram prowadzących do innych uniwersów, dzięki którym kraj nasz nieprzerwanie trzyma berło potęgi ekonomiczno-militarnej. Polacy do granic możliwości eksplorują nieznane światy, handlują w nich, zdobywają władzę, składują odpady, wymieniają technologie itd. Interesy kwitną jak grzyby po deszczu, lecz jedno z uniwersów – tytułowy Trzeci Świat – coraz bardziej zaczyna pogrążać się w chaosie, przez co zapada decyzja o zamknięciu doń wrót. Polskie władze i kontrahenci ewakuują swoje zasoby ludzkie; jedyną osobą podążającą w odwrotnym kierunku jest reporter (którego imienia nie będzie nam dane poznać), mający za zadanie zbadać przyczynę postępującego widma zagłady.
Za pośrednictwem luźnych notatek, nagrań, szkiców i fotografii dziennikarza przemierzamy Trzeci Świat; poznajemy realia w nim panujące (bardzo charakterystyczne dla wszelkich powieści fantasy), daleko posunięty proces ekspansji rodaków, doświadczamy ciekawych zdarzeń i przygód. Wszystko to podane jest jednak w postaci suchych faktów typowych dla dziennikarskiego rzemiosła. Mimo iż niekiedy bohater dzieli się z czytelnikiem własnymi opiniami na przeróżne tematy, nie da się w nich odczuć nawet odrobiny emocji, czy choć trochę utożsamić z samym korespondentem. Wszystko obserwujemy jakby z boku, nie mogąc w pełni zanurzyć się w fabułę, która mimo wszystko jest ciekawa, choć absolutnie dynamiczna i od pewnego momentu dość przewidywalna. Całość urozmaicają postmodernistyczne, całkiem udane nawiązania do literatury, filmu, sztuki i komiksu, czy też tu i ówdzie wciśnięte komentarze dotyczące Polski i Polaków.
Pierwszą, pełnoprawną powieść Guzka tylko w połowie można uznać za udaną. Czyta się ją szybko, choć już nie z takim zainteresowaniem jak „Królikarnię”, ale obojętność z którą musimy walczyć wobec bohaterów i zdarzeń po części ją przekreśla. Można się pocieszyć, że multiwersum wykreowane przez autora zawiera jeszcze około sto światów czekających na własną opowieść, tak więc kolejne książki z serii mogą być na pewno lepsze. Czas pokaże a potencjału Guzkowi nie brakuje.