Początki nigdy nie są łatwe. To banalne stwierdzenie szczególnie dobrze pasuje do podsumowania rozwoju chirurgii, która w dzisiejszym świecie jest dziedziną fundamentalną dla współczesnej medycyny. Nie zawsze jednak tak było – pod koniec XVIII wieku chirurdzy traktowani byli jak zwykli szarlatani i oszuści, którymi, nie ma co ukrywać, często byli. Wiedzę o anatomii zdobywali nie na uczelniach wyższych, a podczas samodzielnego studiowania budowy ludzkiego organizmu. Kilkadziesiąt lat później chirurgia cieszyła się już większą estymą, jej adepci współpracowali z uniwersytetami, ale nadal musieli swoją wiedzę pogłębiać poprzez wnikliwe analizowanie kości, ścięgien i mięśni. Skąd można było wziąć materiały do badań? Oczywiście z cmentarzy. I tym właśnie zajmowali się tytułowi trupiarze: plądrowali groby, by sprzedać wykopane „skarby” żądnym wiedzy chirurgom.
Will Starling wraca do Londynu po pięciu latach pracy u boku medyka wojskowego, Aleca Comriego. Wraz z towarzyszem otwiera praktykę lekarską, jednak działalność nie przynosi żadnych większych dochodów. Powodem tego jest fakt, że większość klienteli zgarnia charyzmatyczny i niezwykle medialny jak na tamte czasy Dionysus Atherton, prawdziwa gwiazda chirurgii. Blask jego sławy nie jest jednak wolny od cieni – krążą pogłoski, że prowadzi eksperymenty na ciałach osób żywych. Prawdziwy niepokój wśród mieszkańców Londynu budzi jednak wieść, że Atherton igra z odwiecznymi prawami i zajmuje się badaniami nad ożywianiem zmarłych. Co więcej, ponoć odnosi w tej dziedzinie sukces.
Ian Weir w niezwykle zgrabny sposób połączył mroczny i niepokojący klimat z ocierającymi się o naturalizm opisami okaleczeń i obrażeń. Co więcej, wszystko to jest uzasadnione fabularnie – Anglia XIX wieku jest wręcz wymarzonym miejscem na stworzenie historii pełnej grozy i tajemnicy. Opisy mrocznych zaułków, zapomnianych dzielnic i pogrążonych w ciemnościach uliczek zaspokoją apetyt każdego fana „gęstego” klimatu. Zaś relacje z operacji czaszek czy amputacji kończyn powinny przypaść do gustu szukającym mocniejszych wrażeń. Oczywiście nie są to obrazy z najmocniejszych utworów Ketchuma czy Lee, ale w całej historii nie krew jest najważniejsza. Weir mądrze wyważył proporcje i uczynił z gore pieprzny dodatek, a nie główne danie.
Prawdziwą siłą powieści jest jednak narrator. Jest to osoba o charakterze ulicznego cwaniaczka, który wręcz uwodzi czytelnika. Prawdziwy gawędziarz, który raz używa soczystego języka rodem z popadających w ruinę doków, by później popisywać się literacką narracją godną największych mistrzów pióra. Co więcej, postać ta kreuje się na wszechwiedzącą – wchodzi w myśli bohaterów, opisuje wydarzenia, których nie była świadkiem, jako pewniki przedstawia sprawy, które powinny być tylko domysłami. Wszystko to maskuje bezpośrednimi zwrotami do czytelnika, wskazywaniem źródeł swojej wiedzy, częstymi dygresjami. Cały czas jednak puszcza przy tym oczko i przypomina, że oszukiwanie innych to dla niego bułka z masłem. Lektura staje się więc przepyszną grą w trzy kubki – trzeba naprawdę się wysilić, by w tym wszystkim odnaleźć w końcu złotą monetę prawdy.
Trupiarz jest niezwykle udaną powieścią, która wciągnie czytelnika nie tylko niesamowitym, lepkim od krwi klimatem, ale też sposobem jego podania. Will Starling posiada w sobie pokłady charyzmy, którymi można by obdzielić większość polityków świata. Dawno nie czytałem historii opowiedzianej z takimi swadą i czarem. Cały czas jednak nie mogłem się pozbyć wrażenia, że są to tylko sztuczki zręcznego szulera, który uwodzi odbiorcę po to, by ten nie zauważył, że moneta tak naprawdę nie jest ukryta pod żadnym z wystawionych kubków. Bo wiecie co? Złamanego grosza nie dałbym za prawdziwość tej historii. Jednak wyłożyłbym grubą kasę, by jej posłuchać jeszcze raz.