W pajęczynie nienawiści
Fakt, iż to właśnie „Tarantula” Thierry’ego Jonqueta jest pierwszą powieścią adaptowaną przez znanego i cenionego na całym świecie hiszpańskiego reżysera Almodóvara, już sam w sobie sugeruje wyjątkowość owej historii. Po jej przeczytaniu nasuwa się jednak zupełnie inna myśl: czy słynny Pedro poradził sobie z ekranizacją tak nieszablonowej i jednocześnie skomplikowanej książki?
Nie ma wątpliwości, że „Tarantula” do takich właśnie należy – od samego początku powieść sprawia wrażenie niecodziennej, głównie za sprawą ciężkich i niejednoznacznych relacji bohaterów, szczególnie między protagonistą – chirurgiem plastycznym Richardem Lafarguem a równie tajemniczą, co piękną Ewą. Prócz poświęconego im głównego wątku, autor prowadzi dwa kolejne, które z początku wydają się całkowicie odrębne, co również wprawia czytelnika w lekką dezorientację. Pierwszym z nich jest historia Alexa, który po średnio udanym napadzie na bank ukrywa się przed całym światem, drugim natomiast losy jego przyjaciela Vincenta – uprowadzonego przed laty przez tytułowego Tarantulę. Autor splata sieć niewiarygodnych wątków stopniowo, a – zważywszy na to, jak interesująca jest owa historia oraz fakt, iż powieść liczy zaledwie sto czterdzieści stron – odbiorca może poczuć się w tej fabularnej pajęczynie jak mucha niebędąca w stanie uwolnić się do samego końca.
To powieść o pełnej jadu nienawiści, wykraczającej poza jakiekolwiek przyjęte granice. Powszechne stwierdzenie mówiące, iż miłość buduje, a niezgoda rujnuje, zostało w świetny sposób sparodiowane przez Jonqueta, który ukazuje wrogość oraz rządzę zemsty zarówno jako siłę napędzającą życie, jak i jego główny cel. Książka traktuje także o chorej, zahaczającej o syndrom sztokholmski miłości i oddaniu. Autor rozwodzi się na temat tego, jak mogą rozwinąć się związek na linii pan – niewolnik, biorąc pod uwagę upływ czasu i nieszablonowe relacje. W alegoryczny sposób ukazuje także więź, jaka łączy Stwórcę i jego dzieło.
Ukoronowaniem całej historii jest styl Jonqueta – autor umiejętnie, w zależności od bohatera, któremu poświęcony jest rozdział, żongluje rodzajami narracji oraz sposobem wypowiedzi. Na uwagę zasługuję również pełen naturalizmu język oraz umiejętnie utrzymana dynamika powieści.
„Tarantula” to książka pełna groteski, łącząca takie wartości, jak miłość i piękno z nienawiścią, okrucieństwem oraz przejmującymi obrazami brzydoty. Fabuła w niesamowity sposób zaskakuje odbiorcę – autor, podobnie jak Chuck Palahniuk w „Niewidzialnych potworach”, wykorzystuje możliwości rozwijającej się w zawrotnym tempie medycyny plastycznej, uzyskując arcyciekawy efekt, kąsający czytelnika w najbardziej czułe punkty wyobraźni w sposób, który zadowolić powinien nawet najbardziej wybrednych czytelników.