Miłość, szmaragd i naziści
Od jakiegoś czasu sporą poczytnością cieszą się powieści, w których pojawia się motyw dzieła sztuki kryjącego tajemnicę. Są to zwykle utwory w pewnym stopniu inspirowane słynnym, acz nieco już przebrzmiałym Kodem Leonarda Da Vinci autorstwa Dana Browna. Nie inaczej dzieje się w wypadku Szmaragdowej tablicy pióra Hiszpanki, Carli Montero, gdzie osią fabularną uczyniono właśnie malowidło z wpisanym weń tajemniczym a potężnym kodem. Warto zresztą zaznaczyć, że dla autorki nie jest to jedyna literacka przygoda z malarstwem, jako że inna jej powieść, Złota skóra, także odwołuje się do tematyki związanej – choć może nie tak bezpośrednio – ze sztuką.
Akcja utworu zlokalizowana zostaje w dwóch głównych nurtach czasoprzestrzennych – współczesności (m.in. w Madrycie czy Paryżu) oraz podczas drugiej wojny światowej, przede wszystkim w okupowanej przez Niemców stolicy Francji. Z kolei wydarzenia inicjujące fabułę mają miejsce w czasach dawniejszych i uczestniczy w nich przyszły słynny malarz, Giorgione, którego tajemnicze i oczywiście zawierające jakiś rodzaj kodu dzieło, Astrolog staje się przedmiotem pożądania wielu ludzi.
Czasy obecne reprezentuje przede wszystkim dwójka protagonistów: Ana, która na polecenie swojego nieopisanie zamożnego kochanka, Konrada Köllera, rozpoczyna poszukiwania obrazu Giorgionego oraz Alain, który w toku śledztwa Any zaprzyjaźnia się z nią i zaciekawiony rezultatami ewentualnych badań, postanawia wesprzeć bohaterkę wiedzą.
Czasy wojenne to z kolei dość rzewna historia miłości nazisty i Żydówki Sarah Bauer, z obrazami, ruchem oporu i gestapo w tle.
Oba wątki spina motyw obrazu, którego poszukuje zarówno wspomniany nazista, major SS Georg von Bergheim, jak i wzmiankowani uprzednio Ana i Alain.
Przyznać trzeba autorce, że zgrabnie udało jej się połączyć kilka konwencji i uczynić to w taki sposób, że nie jest to ani specjalnie rażące, ani tym bardziej niezręczne. Ów eklektyzm nie szkodzi także dlatego, że Montero potrafi stworzyć w swej opowieści niepowtarzalny klimat, a drugo- i trzecioplanowych bohaterów wykreować tak plastycznie, że nie są oni wyłącznie tłem. Dodatkowo autorka posłużyła się zabiegiem, który informuje czytelnika o wielu aspektach i wydarzeniach dotyczących drugiej wojny światowej. Pisarka zamieściła bowiem w swoistych wprowadzeniach do poszczególnych rozdziałów informacje o przebiegu działań wojennych, grabieży dzieł sztuki przez Niemców czy na przykład wywózkach dzieci żydowskich do obozów koncentracyjnych. Podane przy tym zostają dane statystyczne, które w dość drastyczny sposób uświadamiają odbiorcy, że choć akcja powieści rozgrywa się w fikcyjnym świecie, to jednak rzeczywistość ta inspirowana jest historią.
Ważnym elementem fabularnym są tzw. enklawy ikoniczne, czyli te fragmenty powieści, w których pojawia się malowidło opisane przez narratora lub widziane oczami protagonisty. Deskrypcje te pełnią rolę estetyczną, wprowadzając jednocześnie odbiorcę w magiczną, migotliwą i urokliwą przestrzeń dzieła sztuki.
Choć jednak śledztwo Any i Alaina oraz perypetie wojenno-miłosne Georga i Sarah są pasjonujące, a kolejne elementy fabularnej układanki zaczynają do siebie coraz bardziej pasować, to istnieje w powieści kilka motywów niepotrzebnych, przerysowanych, przekombinowanych nawet. Przykładem jest tu bliżej nieokreślona, acz zapewne straszna i potężna organizacja PosenGeist, związana z poznańskimi wykładami Himmlera o Holokauście. I taż organizacja – nie wiedzieć czemu (bo faktycznie pod koniec powieści na pewno już wiemy, że nie wiedzieć czemu!) – nęka naszą uroczą bohaterkę, Anę, czyniąc to trochę bez ładu i składu oraz jakiejkolwiek skuteczności.
Nadto różne poboczne wątki związane z Sarah Bauer wydają się wetknięte w fabułę w dość przypadkowy sposób, chyba tylko po to, aby pokazać, jakie okropne i brutalne było życie w okupowanym Paryżu i jak zawadiacko a okrutnie radził z tym sobie ruch oporu (dziwny zresztą, bo złożony z zupełnie randomowych indywiduów, których przeszłości i intencji najwyraźniej nie sprawdzał nikt). Takoż niepotrzebne, bo ckliwe, wydają się przypadkowe spotkania pary nazista-Żydówka, rozgrywające się akurat w najbardziej dramatycznych i z reguły zagrażających życiu dziewczyny momentach. Georg, niczym aryjski zbawca, pojawia się wszędzie i zawsze tam, gdzie akurat nieszczęsna Sarah zalicza kolejną wpadkę lub rozpaczliwie potrzebuje pomocy. Gdybym tylko wiedziała, jak sobie wytresować podobnego bohatera, natychmiast zgłosiłabym się na taki kurs.
Podsumowując – powieść Montero sprawdza się jako czytadło z aspiracjami do bycia hiszpańskim odpowiednikiem Kodu Leonarda Da Vinci. Jeśli czytelnik lubi romans, historię, sztukę oraz opowieści o zaginionych obrazach, jest to lektura w sam raz dla niego, zwłaszcza że wszystko tutaj ładnie zostaje domknięte, wyjaśnione i ułożone jak w pudełku. Z którego tylko niekiedy wystają wspomniane wcześniej niedorzeczności czy ckliwostki.