Warto poznać Go
Święto Świateł Krzysztofa Kotowskiego zwróciło moją uwagę głównie za sprawą wykorzystania w fabule najtrudniejszej gry strategicznej świata, go. Od razu jednak zaznaczam: nie jestem pasjonatem tej gry, ba, nigdy nawet nie miałem w rękach planszy oraz kamieni, których się na niej ustawia. Noszę się jednak z zamiarem spróbowania swoich sił w go i uznałem powieść polskiego pisarza za dobry wstęp, za pomocą którego poznam historię gry oraz ciekawostki z nią związane, dzięki czemu zgłębianie tajników cesarzowej gier stanie się ciekawą przygodą. I z wielką przyjemnością stwierdzam, że się nie zawiodłem.
W jednym z warszawskich mieszkań zostają znalezione zwłoki czterech mężczyzn. Sprawie dodaje smaczku fakt, że nie ma żadnych śladów przemocy ani włamania, a denaci zginęli z uśmiechami na twarzach. Jakby tego było mało, na środku pokoju leżała tablica do gry w go z ułożonymi na niej kamieniami, co sugeruje, że mężczyźni zmarli w trakcie rozgrywki. Sprawę prowadzi czarnoskóra policjantka Eliza Dukoto, która w wyniku niedawnej śmierci matki boryka się ze sporymi problemami emocjonalnymi oraz goista Hubert Wanat, który okazuje się gejem. Szybko odkrywają, że teren zbrodni jest powtórzoną sceną sprzed ponad 150 lat, kiedy to zamordowany został Japończyk Shusaku Hon’inbo, jedyny do tej pory niezwyciężony gracz w go.
Trzeba zwrócić uwagę na godny pochwały fakt, że Kotowski nie uczynił go głównym motywem po to, by na siłę dodać fabule trochę egzotyki, ale dlatego, że faktycznie się tym interesuje. Dzięki temu wszelkie informacje o najtrudniejszej strategicznej grze świata podane są w sposób niezwykle lekki i ciekawy. Wszystkie te wstawki działają niczym smar, który popycha i tak już wartką akcję do przodu. Początkowo tempo wydarzeń nieco mnie deprymowało, ponieważ można było odnieść wrażenie, że fabuła nie rozwija się stopniowo, a skokami. Szybko jedna przyzwyczaiłem się do nietypowego stylu pisarza, szczególnie że dzięki niezwykle sprawnemu warsztatowi udało mu się te „kadry” połączyć w bardzo smaczną całość.
Na uwagę zasługuje też para głównych bohaterów: porywcza i zdecydowana Murzynka oraz spokojny i lekko snobistyczny gej stworzyli iście groteskowy duet. Wydawać by się mogło, że przynależność obojga do mniejszości (Elizy do rasowej, Huberta do seksualnej) stworzy między nimi nić porozumienia, jednak nic bardziej mylnego: nie szczędzą sobie oni złośliwości, starć na gruncie światopoglądowym, a nawet soczystych docinków dotyczących ich odmienności. Trzeba jednak podkreślić, że wszystko to jest napisane ze zdrowym dystansem i humorem, dzięki czemu scenki te czyta się jako niezłe skecze sytuacyjne, a nie moralizujące i pouczające tyrady, co z pewnością wyszłoby powieści na złe.
Święto świateł jest powieścią, przy której bawiłem się naprawdę wyśmienicie. Mamy tam wszystko, co tygryski lubią najbardziej: wciągającą akcję, ciekawą zagadkę związaną z niezwykle intrygującym tematem, jakim jest historia gry go, nietuzinkowych bohaterów oraz naprawdę solidny warsztat autora, dzięki któremu wszystko to czyta się z zapartym tchem. Nie czytałem jeszcze innych dokonań Kotowskiego (których jest wcale niemało), ale po tej jednej powieści mogę zaryzykować stwierdzenie, że warto Go poznać.