Ostatnie dni lata
Nadbałtyckie pejzaże to stały element wakacyjnych wędrówek większości Polaków. Taki też kierunek obiera podkomisarz Adam Tyszka z Katowic, pragnąc urokami morza ukoić nerwy zszargane pracą oraz nieustannym zrzędzeniem swojego ojca. Zamiast wymarzonego urlopu, Ślązak pakuje się w podejrzaną sprawę, która ostatecznie doprowadza go do aresztu jako głównego podejrzanego o zabójstwo…
Niefrasobliwość kolegi stara się naprawić Edmund Polański – jeden z najsłynniejszych śledczych w kraju, osobiście zaś przełożony Tyszki. Wraz z niezbyt przychylną policja z regionu zaczyna dochodzenie w wielowątkowej sprawie, która okazuje się być dużo bardziej skomplikowana niż można by było wstępnie przypuszczać.
Duet Sajkiewicz-Ostaszewski splata swoją opowieść z wielu wątków. Osadzając intrygę w nadmorskich pejzażach zdołali do niej wcisnąć wątki ekologiczne, podejrzane lokalne biznesy, machlojki na ogólnopolską skalę, a także osobiste dramaty. Dużo tego wszystkiego… Duet żongluje jednak motywami z wyczuciem, poszczególne elementy fabularnej układanki zazębiają się w intrygujący i sensowny sposób.
Świetnie wypada również galeria postaci, jakie pojawiają się na kartach Sierpniowych kumaków. Postacie są przemyślane, ale jednocześnie wpisujące się w standardy. Nie było by w tym nic ciekawego, gdyby nie mocne przerysowanie ich schematów. Przaśność, jaką dzięki temu uzyskuje powieść, nie tylko umila lekturę, ale też mocno osadza jej realia „obok nas”. Jedynym wyjątkiem jest tu nadkomisarz Polański – to policjant-intektualista, pracujący niczym jego literaccy poprzednicy ze złotego wieku powieści detektywistycznej: dedukcją i chłodnym główkowaniem zamiast aktywnym działaniem.
Jak wspominałem, wielowątkowa intryga prowadzona z bardzo różnych punktów widzenia wspaniale zazębia się, dając ostatecznie smaczne, chociaż przewidywalne rozwiązanie. Zanim do niego dotrzemy pojawia się jednak pewien drobny szkopuł, który odrobinę psuje satysfakcję płynącą z czytania. Mianowicie jest to sposób działania Polańskiego, który zasługuje miejscami na naganę – polega na przeczuciu. Takie fabularne pójście na łatwiznę, to główny grzech jaki może popełnić autor kryminału. Ostatecznie mimo bardzo dobrej i sprawnie poprowadzonej intrygi można odczuć pewne naciąganie w jej ostatecznym rozwiązaniu. A to wszystko właśnie przez „przeczucia” powieściowego nadkomisarza.
Zapominając o tej drobnej wpadce, należy zwrócić uwagę na świetne oddanie klimatu nadmorskiego końca lata. Sierpniowe kumaki przynoszą niemal odczuwalną zimną bałtycką bryzę, odczucie pustoszejących pensjonatów i powolnego zapadania letnisk w „sen zimowy”. Sajkiewicz i Ostaszewski napisali swoisty pean dla polskiego wybrzeża. Przy tym bardzo specyficzny, bo wcale nie opiewający tylko jego piękna, ale także i ciemniejsze strony.
Sierpniowe kumaki to powieść podobna w nastroju i wymowie do samego Bałtyku – czasami piękna, czasami groźna, ale zazwyczaj zimna, odrobinę senna i zanieczyszczona. Wszystkie te aspekty znajdują swój obraz w tej historii. Śląsko-krakowski duet stworzył kawał świetnej rozrywki, zwłaszcza dla tych, którzy dawno nie byli nad morzem. Lub w tym roku nie mogli sobie pozwolić na wakacyjny wyjazd. Dla nich Sierpniowe kumaki gwarantują przeżycie niezapomnianej przygody.