Sąd Ostateczny

Anna Klejzerowicz debiutowała w ubiegłym roku audiobookiem o tytule „Złodziej dusz”, wydanym nakładem Armoryki. Niedługo później Maszoperia Literacka opublikowała książkę o takim samym tytule. W obu wydaniach mamy zbiory opowiadań, jednak różniące się zawartością. W styczniu roku 2010 Wydawnictwo Dolnośląskie ogłosiło drukiem miejski kryminał „Sąd Ostateczny”, o którym mowa w tej recenzji. 

Letnim sezonem w Gdańsku, w lesie zamordowana zostaje młoda dziewczyna. Miesiąc później znalezione zostają kolejne dwie ofiary. Okoliczności zbrodni wskazują na działanie seryjnego mordercy. Zwłoki zostawia on nagie, nieokaleczone, ale upozowane w groteskowych konfiguracjach. Jest w tym celowość, którą odkrywa były policjant, aktualnie niezależny dziennikarz Emil Żądło, zaangażowany w śledztwo z osobistych pobudek. Był ostatnią osobą, która widziała zamordowaną parę. Obiecuje on odnaleźć zabójcę, przy okazji stworzyć serię artykułów, które choć odrobinę pozwolą mu wstać na nogi. 

Żądło jest do bólu typowym bohaterem kryminału: nie stroni od alkoholu, pali papierosa za papierosem, mieszka sam, nie ma stałej pracy ani pieniędzy. Rozwiódł się, a była małżonka gnębi go, dopominając się o alimenty na syna. Główny bohater skłócony ze światem, próbuje odnaleźć sens w życiu, odszukać się na nowo, nie tracąc przy tym pozornego wrażenia niezależności. Jest więc bohaterem na wskroś sztampowym. A pozostali: pierwszo- czy drugoplanowi są po prostu nudni i papierowi. Jakby stworzeni tylko po to, by wypowiedzieć kilka kwestii i przejść z punktu A do punktu B. 

Nieco wyróżnia się tajemniczy morderca. Niestety, fragmenty powieści, w których śledzimy bezpośrednio jego losy, są najsłabszymi partiami tekstu. Dziwaczna, groteskowa stylizacja odziera go z enigmatyczności. Co prawda, jego dane personalne są trzymane w tajemnicy do samego finału; nie do końca rozumiemy, co nim kieruje, ale jednocześnie atmosferę psują jego patetyczne, bełkotliwe myśli. Zamiast mrocznego szaleńca otrzymujemy męczącego potokiem głupot maniaka religijnego, ciągle mamroczącego o „bękartach”, „Armagedonie”, „pomiotach szatańskich” i „zemście”. Nudne to i nieefektowne. Być może było zamysłem autorki takie ukształtowanie sylwetki mordercy. Jeśli tak, to widocznie nie zrozumiałem jej intencji. 

Anna Klejzerowicz nie ucieka od kryminalnych schematów. W powieści jest oczywiście romans – zamiast „femme fatale” dostajemy pogodną uśmiechniętą kobietkę i jej kota, który – pozostając w tle – wpychany jest bocznymi torami na pierwszy plan. Miano jego Bolero, jest domyślny, bohaterski i wspaniały. 

Wyżej wspomniana kobieta – Marta – wprowadza nas w istotny aspekt powieści. W historię obrazu „Sąd Ostateczny” Memlinga, będący jednym z najważniejszych zabytków Gdańska. Obraz ten stanowi klucz, według którego giną kolejne osoby. Morderca skazuje je na piekło, pośmiertnie układając ciało w pozy grzeszników namalowanych przez holenderskiego artystę. Opisy obrazu i jego historii to jeden z ciekawszych punktów programu. 

Klejzerowicz omawianą książkę napisała w trzy miesiące, po tym, jak wydawca zaproponował jej stworzenie właśnie kryminału. Miejscem akcji został Gdańsk, z którym autorka jest związana. Znalazła miejsce na swoje pasje: koty, fotografię, historię sztuki (warto zaznaczyć, iż obraz Memlinga pisarkę fascynował od dawna, o czym wspominała w wywiadach). Niestety nie wystarczyło to, by powieść stała się atrakcyjna. Nie ma tu nic, czego nie można by przeczytać w innym dziele gatunku. Momentami zahacza to o pastisz, ale „Sąd Ostateczny” tak traktowany jest wyjątkowo słabym tworem. 

Zaskakujące, że powieść jednak może się podobać. Mimo braków w warsztacie, naiwności i królującej sztampy, dałem się wciągnąć, czytałem z przyjemnością przerywaną zgrzytaniem zębami, traktując „Sąd Ostateczny” jako najzwyklejsze w świecie czytadło, lekturę pociągowo-leżakową. Nie trzeba jej od razu skreślać, gdyż ma w sobie spory potencjał rozrywkowy. 

Autorka napisała już drugą część przygód Emila Żądło. Znów będzie to kryminał ze sztuką w tle. Można się więc spodziewać, iż historia z grubsza się powtórzy. Jeśli autorce uda się zapobiec błędom „Sądu Ostatecznego”, możemy mieć do czynienia z zupełnie i tylko przyzwoitą lekturą. 

Pytanie tylko, czy będzie warto? Półki księgarń i bibliotek pełne są kryminałów o kilka klas lepszych. „Sąd Ostateczny” nie jest raczej lekturą, która usatysfakcjonuje ani gdańszczan (jak kryminały Krajewskiego mieszkańców Wrocławia), ani poszukiwaczy bardziej wysmakowanej rozrywki. To do bólu przeciętny przedstawiciel gatunku – ale takie książki też znajdują swoich zwolenników.

Sąd Ostateczny

Tytuł: Sąd Ostateczny

Autor: Anna Klejzerowicz

Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie

Data wydania: 2010.01.25

Format: 248 s.

Cena okładkowa: 24,90 zł

Opis z okładki:

Były policjant, obecnie gdański dziennikarz – Emil Żądło – spotyka przypadkiem dawno niewidzianą znajomą z narzeczonym. Następnego dnia dowiaduje się, że oboje padli ofiarą makabrycznej zbrodni. W Gdańsku giną zamordowani w okrutny sposób kolejni ludzie. Żądło odkrywa, że ciała ofiar zostają po śmierci groteskowo upozowane i rozpoczyna prywatne śledztwo. Chce jak najszybciej znaleźć mordercę, który staje się coraz bardziej bezwzględny i zaczyna zagrażać także bliskim dziennikarza. Lato mija, ale ani policyjne śledztwo prowadzone przez nadkomisarza Zebrę, ani intuicja dziennikarza i jego dociekliwość nie przybliżają do rozwiązania zagadki tajemniczych śmierci. Gubią się tropy i wydaje się, że morderca sprytnie wodzi wszystkich za nos. Emil dokonuje jednak odkrycia, które pozwoli mu rozwiązać ponurą zagadkę.

Przewiń na górę