„Pustki” to dopiero debiut Andrew Michaela Hurleya i w pewnym sensie da się odczuć, że to pisarz jeszcze nieopierzony. Pod pewnymi względami oczywiście nad wyraz dojrzały – niech świadczy o tym choćby pięknie poprowadzona relacja między narratorem i jego młodszym, niepełnosprawnym bratem – jednak nie potrafiłam oprzeć się wrażeniu, że brakuje mu zwyczajnie odwagi. Być może źle odczytuję „Pustki” i taki był od początku zamysł, a nie nieporadność pisarska, lecz wciąż brakowało mi w tej książce emocji. Wydawnictwo akuratnie dobrało do powieści okładkę, bowiem powieść faktycznie sprawia wrażenie szaro-burej i zimnej i chociaż przez większość czasu taki obraz jest jak najbardziej pożądany – można wręcz powiedzieć, że właśnie ten brak kolorów tworzy atmosferę niepokoju – chciałoby się, by pod koniec „Pustki” jednak nieco bardziej się wypełniły: brakowało mi jednego kroku dalej, wyraźniejszej kreski, przekroczenia jakiejś granicy. Jest to powieść prowadzona subtelnie i leniwie, lecz czasem już jakby mdło. Nie chodzi, zresztą, tylko o typową opozycję dosadny horror kontra nastrojowa powieść grozy; nawet piewcy łagodnego straszenia mogą odnieść wrażenie, że serce „Pustek” bije zbyt wolno, zbyt opieszale.
Z drugiej strony właśnie za te subtelności należałoby powieść pochwalić. Mało jest na naszym rynku powieści grozy, które nie epatują horrorem, zamiast tego skupiając się na tworzeniu odpowiedniej dla tej konwencji atmosfery. Przy czym w warstwie obyczajowej „Pustki” są bardziej wyrafinowane niż przywoływana tak chętnie w ich kontekście twórczość Kinga, który tworząc podobną historię – a nie jest to, nie oszukujmy się, znowu taka oryginalna fabuła – nie omieszkałby sięgnąć po bardziej ograne rozwiązania. Postaci kreowane przez Hurleya są mniej wyraziste, ale poprzez to też mniej pulpowe i często też bardziej niejednoznaczne, czego przykładem niech będzie choćby narrator. Tam, gdzie inny autor – może dajmy już spokój Kingowi – opisałby karczemną awanturę wznieconą przez pijaka, Hurley wspomina zaledwie o wystawaniu po zmroku pod oknem domu młodszego brata. Znaczenie obu scen miałoby podobną wymowę, jednak Hurley wymaga od czytelnika bardziej intensywnego wczytywania się w podteksty i snucia domysłów, bowiem narrator powieści niekoniecznie chce się wszystkim dzielić. Co jest zazwyczaj dobre, budując atmosferę i absorbując czytelnika, lecz od czasu do czasu jednak chciałoby się pójść ten jeden krok dalej.
„Pustki” są też niebanalną rozprawą o wierze i o tym, jakie potrzeby potrafi spełniać oraz jakie przynosić zło. Generalnie Hurley dużo miejsca poświęca rozważaniom o naturze religijności, z jednej strony pokazując – zdawałoby się – typową dewotkę świętszą od papieża, a z drugiej młodego księdza z dość liberalnym podejściem do wiary. Autor nie czyni ich jednak jednowymiarowymi; chociaż przez większość czasu pokazuje nam klasyczny dosyć konflikt między antypatyczną matroną i nowoczesnym księdzem, w konstrukcji postaci kobiety nie zapomina o tym, by jej wybory – nawet jeśli z naszej perspektywy jednoznacznie złe – były umotywowane w już nie taki czarno-biały sposób. Przy czym rozwój wypadków w powieści w pewnym momencie wywraca wszystko do góry nogami, serwując nam też na koniec nie lada suspens – przez to, że „Pustki” nie grzeszą oryginalnością pod względem ogólnego zarysu historii, odwołują się dość mocno do oczekiwań czytelnika, który może sobie wiele zwyczajnie dopowiedzieć. Ta nieoczywista intertekstualność sprawia też, że czujemy podskórny niepokój nawet wtedy, gdy niewiele albo zupełnie nic nie wskazuje na to, by był ku temu powód. Tajemnicza nastolatka w ciąży pod opieką dziwnie zachowujących się rodziców? „Dziecko Rosemary”! Mieszkańcy głębokiej wsi niechętnie nastawieni do przyjezdnych? Nawet nie pytajcie!
Summa summarum napiszę krótko: jakkolwiek by nie oceniać „Pustek” w szczegółach, globalnie jest to powieść, jakiej straszliwie na naszym rynku brakuje: warsztatowo bardzo dobra, niebanalna i wzbijająca się na taki poziom, że nie jest wstyd wyjść z tą książką poza grono miłośników horroru, którzy zazwyczaj zbyt wiele potrafią wybaczyć. Wspominałam już o tym gdzieś indziej i powtórzę się: chciałabym, żeby takich książek w Polsce ukazywało się więcej, byśmy mogli krytykować i porównywać, a nie zachwycać się samym tylko faktem, że pojawił się jakiś horror czy powieść grozy z nieco wyższej półki.
Pustki
Tytuł: Pustki
Autor: Andrew Michael Hurley
Wydawca: W.A.B.
Data wydania: 2016-08-31
Format: okładka miękka, 400 s.
Opis z okładki: Fanatyzm religijny czy głęboka wiara? Magia czy boskie znaki? Pustki to najprawdziwszy majstersztyk.
Debiutancka powieść grozy, która podbiła krytyków i czytelników, zdobywając tytuł Książki Roku brytyjskiego rynku wydawniczego!
„Końcówka jesieni była dzika i gwałtowna. Chociaż tu, w Londynie, pogoda obeszła się z ludźmi łaskawie. Na północy zalało trakcje kolejowe, całe wioski topiły się w brunatnej, mętnej wodzie z okolicznych rzek. Ostatnio w mediach pojawiła się informacja o nagłym obsunięciu się ziemi w Coldbarrow. I o szczątkach dziecka, które przy tej okazji znaleziono w starym domu u stóp klifu. Coldbarrow. Nie słyszał tej nazwy długo, chyba od trzydziestu lat. Podświadomie zawsze jednak wiedział, że to, co się tam stało, prędzej czy później musi wyjść na jaw…”
Informacja o wstrząsającym znalezisku w starym domu u stóp klifu ożywia wspomnienia dawnej pielgrzymki w odludne rejony angielskiego wybrzeża, zwane Pustkami. Niespodziewane wypadki i napotkani ludzie sprawili, że rodzinna wyprawa w celu uzdrowienia synka niemowy zmieniła się w koszmar, z którego jeszcze wiele lat później jej uczestnicy nie są w stanie się otrząsnąć.
Skłócona rodzina, metafizyczna aura, fascynujący krajobraz i intrygująca fabuła – Pustki to przewrotna powieść grozy, nawiązująca do najlepszych tradycji gatunku, trzymająca w napięciu od pierwszej do ostatniej strony i pełna niedopowiedzeń, tajemniczości oraz symboliki religijnej, która jeszcze bardziej potęguje grozę.