Punkt widokowy

„Punkt widokowy” Michaela Connelly’ego jest kolejną powieścią z cyklu o detektywie Harrym Boschu i zarazem moją pierwszą książką tego autora, więc obawiałem się trochę, czy ten brak poszanowania dla chronologii nie odbije się na zrozumieniu lektury. Na szczęście okazało się, że, moje obawy były niesłuszne, gdyż poprzednie powieści o Boschu nie miały wpływu na rozwój fabuły. Napisałem „na szczęście” nie tylko dlatego, że ułatwiło mi to lekturę, ale też dlatego, że nie mam poczucia obowiązku, by sięgnąć po poprzednie utwory autora. Na co nie miałbym zupełnie ochoty.

W punkcie widokowym lokalna policja znajduje zwłoki doktora Kenta, który miał dostęp do radioaktywnych substancji wykorzystywanych w medycynie. Śledztwo prowadzi podstarzały detektyw Harry Bosch, wracający do akcji pierwszy raz po sprawie w Echo Park, która mocno nadszarpnęła jego reputację. Szybko okazuje się, że przed śmiercią denat odwiedził większość szpitali w Los Angeles, zabierając stamtąd promieniotwórczy cez. Sprawa o morderstwo zmienia się więc w zagrożenie terrorystyczne, wobec czego do akcji wkracza FBI, które stara się utrudnić Boschowi prowadzenie sprawy.

Intryga „Punktu widokowego” jest na całkiem przyzwoitym poziomie, jednak fabuła pozostawia wiele do życzenia. Książka jest zlepkiem schematów, które autor powiela w sposób zupełnie bezmyślny: tak więc agenci federalni są apodyktycznymi ofermami, które samotny kowboj Bosch ogrywa na każdym kroku w dziecinny sposób. Wszystko to wychodzi mu tak perfekcyjnie zapewne dlatego, że bardzo chce zamazać plamę ciążącą na jego sumieniu po ostatniej nieudanej sprawie, wciąż powracającą w jego wspomnieniach. Oczywiście musiał się też znaleźć wątek dawnej miłości, która będzie miała okazję zapłonąć na nowo w czasie prowadzenia kolejnej sprawy.

Pozytywnych emocji nie wzbudza też narracja. Jest całkiem sprawna, ale kiedy wykorzystuje się do ją do prowadzenia tak sztampowej fabuły, to z góry jest skazana na porażkę. Takie suche „relacjonowanie” wydarzeń zdałoby egzamin, gdyby nie opisywało rzeczy czytanych milion razy w innych powieściach. Tutaj jednak tylko pogłębiało monotonię wylewającą się z kart powieści.

„Punkt widokowy” jest książką, której tak po prawdzie w ogóle nie musiałem czytać. Nie wniosła ona nic nowego do mojej przygody czytelniczej, a i do napisania tej recenzji mógłbym wykorzystać sam fakt jej niewielkiej objętości i stwierdzić, że jest ona po prostu cienka. Nic dodać, nic ująć.

Punkt widokowy

Tytuł: Punkt widokowy

Autor: Michael Connelly

Wydawca: Prószyński i S-ka

Data wydania: grudzień 2008

Format: 184 s.

Cena okładkowa: 23,00

Opis z okładki:

W punkcie widokowym przy Mulholland Drive patrol policji znajduje zwłoki zastrzelonego mężczyzny. Ofiarą zabójstwa jest doktor Stanley Kent, mający dostęp do niebezpiecznych izotopów promieniotwórczych w większości szpitali w Los Angeles. Prowadząc swoje pierwsze od kilku miesięcy dochodzenie, Harry Bosch odkrywa, że tuż przed śmiercią lekarza skradziono dużą ilość radioaktywnego cezu, który w rękach terrorystów może się stać potężną bronią zagrażającą całemu miastu. W obawie przed zamachem do akcji wkraczają służby federalne. Detektyw nie zamierza rezygnować ze śledztwa, choć wyjaśnienie zagadki morderstwa utrudniają mu agenci FBI przekonani, że sprawa jest zbyt poważna, by mogła sobie z nią poradzić policja Los Angeles. Bosch, kierując się instynktem i nie zważając na przeszkody, pragnie wyprowadzić ich z błędu.

Przewiń na górę