Pojawiło się w polskiej literaturze coś, co pewnie wielu nie do końca wie jak, ugryźć. Otóż Wydawnictwo Runa wypuściło na rynek przeróbkę „Przedwiośnia” Stefana Żeromskiego. Przeróbkę polegającą na „zzombifikowaniu” treści! Ten literacki mash-up pod tytułem „Przedwiośnie żywych trupów” zaserwował nam Kamil Śmiałkowski i wyraźnie nie wszystkim się to spodobało. Na taki twór najlepiej zareagować oburzeniem i podnieść zarzuty o szarganie klasyki. Książkę uznać za bezwartościową, a czyn Śmiałkowskiego niegodny Polaka, patrioty, pisarza. Przynajmniej ja takie smutne reakcje zaobserwowałem. Osobiście ustawiam się po drugiej stronie barykady. Bo skoro Mona Lizie można domalować wąsa, to i na klasyka literatury można się porwać i rozsmakować jego bohatera w ludzkich mózgach. Popkultura podobno nie zna świętości.
Sięgając po „Przedwiośnie żywych trupów” doskonale zdawałem sobie sprawę, z czym będę mieć do czynienia. Śmiałkowski na kanwie Żeromskiego dopisał tu i ówdzie coś od siebie – nie uwspółcześniając języka i jak najmniej inwazyjnie ingerując w treść. Osoby znające oryginał, chociażby ze streszczeń, nie zostaną zaskoczone żadną poważną zmianą fabularną. Cezary Baryka ucieka z ojcem z Baku, dociera do Polski i broni jej przed bolszewikami. Później, wraz z kolegą z wojska jedzie do Nawłoci, by w końcu wrócić na studia do Warszawy. Tę największą zmianą jest fakt, że Barykę ugryzł w Baku zombie, ale przemiana nie do końca się udaje i Cezaremu pozostaje bycie zwieszonym, gdzieś między życiem, a nie-życiem. Osobiście odnoszę wrażenie, że Śmiałkowskiemu zabrakło odwagi, a może i chęci, na dopisanie większej ilości wątków „od siebie”. Cudownie byłoby przeczytać o bitwie z hordą nieumarłych nad Morzem Kaspijskim. Powrót za grobu Karoliny, która terroryzowałaby okoliczne wsie czy próba zamachu bombowego na komórkę komunistów też byłyby świetnym pomysłem. Tego niestety nie ma, za to możemy uśmiechać się pod nosem z homoseksualnych skłonności Hipolita i tego, że nikogo tym nie szokuje.
Śmiałkowskiemu zgrabnie wyszła zabawa postmodernizmem. Nawiązuje do klasyka science fiction, przywołuje przygody sienkiewiczowskiego Stasia Tarkowskiego, także te z komiksu Piątkowskiego i Janicza. Wplata istoty magiczne, bądź na takie przerabia bohaterów napisanych przez Żeromskiego. Szymon Gajowiec zostaje nekromantą, ksiądz Anastazy otrzymuje diabelskie rogi i ogon, a niewinna Wanda anielskie skrzydła. I tylko zombich mało. Co mi się szalenie podoba, to genialna zabawa w tytule – mamy klasykę polską jednocześnie nawiązującą do innego klasyka – Georga Romero. Nie sposób się też nie roześmiać z powodu rewolucjonistów, z których przy okazji Śmiałkowski zrobił żądne mózgów żywe trupy. Wymowa „Przedwiośnia” nie została zmieniona. Tak jak w oryginale, mamy tragedie, jakie niesie rewolucja, równie widoczne są też problemy i rozwarstwienie społeczne.
„Przedwiośnie żywych trupów” to pierwsza tego typu polska przeróbka, która chociaż nieśmiała i niepozbawiona wad, jest zabawna i potrzebna. Mam nadzieję, że przetrze ona szlaki, bo jak sam Śmiałkowski stwierdza: „potencjał w naszej klasyce literackiej mamy przeogromny”. Jeżeli ktoś zamierza wracać do „Przedwiośnia” to czemu by nie właśnie w tej przemienionej wersji?